^28^

4.3K 380 62
                                    




                                                                                                 28.




Christine opadła bezwładnie na kanapę, zastanawiając się co się właściwie stało.

Pamiętała siebie zestresowaną, idącą ramię w ramię z Joe do domu White'ów. Pamiętała szok na twarzach wszystkich i pamiętała jak wybiegła stamtąd, powtarzając sobie "Ja wiedziałam, że tak będzie".

Ostatnie co utkwiło jej w głowie, chyba na zawsze, to twarz Małego Joe, który spanikowany szukał w jej słowach czegoś, co dawałoby mu nadzieję na poprawę sytuacji.

Christine nie miała nic takiego do zaoferowania. Przeczucie, czy może kobieca intuicja, dawało jej do zrozumienia, że czas się pożegnać zanim nie będzie potrafiła odwrócić się do niego plecami.

To ona zawsze musiała być tą zimną suką, która podejmowała najgorsze i bezdyskusyjne decyzje.

Tylko, że kiedyś jej to nie przeszkadzało. A jeżeli już, to nie w takim stopniu, jak teraz.

Łzy były jak najbardziej oczekiwaną przez nią reakcją. Jednak trzęsące się ręce, rozdygotane ciało i ból rozdzieranego serca, już nie.

Christine złapała swoje włosy przy samej nasadzie i zacisnęła na nich palce. Czuła wbijające się w skórę paznokcie, ale ten ból był niczym, w porównaniu do tego, co działo się w jej głowie i sercu.

Joe jest bez wątpienia wyjątkowy, skoro jego strata oznacza dla niej koniec świata. Christine żałowała tylko, że przekonała się o tym dopiero teraz. Kiedy już nie było odwrotu.

Chciało jej się krzyczeć i wyć, ale zacisnęła zęby, aż zaczęła boleć ją szczęka.

Przestała wierzyć swoim przekonaniom, które doprowadziły ją tak wysoko w karierze. W sferze miłości nie miały najmniejszego znaczenia.

Racjonalne kalkulacje wydały się teraz kobiecie śmieszne. Żadna analiza ludzkiego zachowania nie oddałyby tego, co Joe miał wymalowane na twarzy, kiedy zrozumiał, że to koniec między nimi.

Christine jeszcze nie nigdy nie czuła się tak podle. Nie wiedziała czy już osiągnęła dno, czy dopiero zmierza tam pełnym pędem.

Zastanawiała się dlaczego coraz bardziej wydawało się jej, że, na pozór najlepsza, decyzja, okazała się chyba najgorszą, jaką podjęła.

Przecież postąpiła właściwie. Joe nie może przeciwstawić się braciom. Tworzą wspaniałą rodzinę. Są jak kilka części tej samej, świetnie działającej, maszyny. Najlepiej będzie dla niego, jeśli pozostanie wśród swoich.

Christine pomyślała, że agonia w jakiej jest, potrwa tylko chwilę. Później przecież wszystko musi wrócić na dawny tor. Zawsze wracało.

Tylko, że nigdy nie czuła, jakby jej serce zostało z mężczyzną, którego właśnie opuściła.





Kilka dni upłynęło w tej samej nucie. Christine, jak automat, wykonywała swoje codzienne czynności.

Rano wychodziła do pracy, później wracała do domu. Kiedy czuła, że brakuje jej energii, żeby rano wstać z łóżka, zjadała byle co. Nie była głodna. Nie miała nawet ochoty na swój mały rytuał z winem.

Inny (Seria White cz. 6)Where stories live. Discover now