^12^

4.8K 426 61
                                    


                                                                                         


                                                                                               12.




Christine pomyślała jak dziwny jest świat, który ją otacza. Wystarczył jeden człowiek, a konkretnie jeden White, żeby sprawić, że czuła się tak wyjątkowo. Tyle lat była sama, ciężko pracowała, ale jej życie prywatne tkwiło w martwym punkcie. Przewijało się wokół niej mnóstwo mężczyzn, ale żaden nie wzbudził w niej wyraźniejszych uczuć. Byli jednakowi, nijacy. Żaden nie potrafił wgryźć się w jej egzystencję na tyle, żeby tam zostać.

I nagle otrzymała cios z najmniej spodziewanej strony. Mały Joe White wtargnął na scenę z impetem i nie chciał z niej zejść. A Christine z zapartym tchem patrzyła co z nią wyprawia.

Przechodziły ją dreszcze na samą myśl o jego gorących wargach na swoim ciele, o języku wyprawiającym cuda z jej łechtaczką, o dłoniach, które masowały jej piersi.

Mmm, cholera jasna...

Zacisnęła nogi i zadrżała, co zwróciło uwagę Joe.

-Zimno ci?- zapytał. -Mogę podkręcić ogrzewanie.

-Nie, wszystko w porządku- odparła cicho.

Nie mogła wydobyć z siebie nic innego, bo wtedy zawołałaby, żeby zatrzymał samochód i wziął ją tu i teraz.

Nie wierzyła w to, co się z nią dzieje. Umysł szalał, ciało drżało, sutki niemal przebijały materiał biustonosza i bluzki.

Aż podskoczyła, kiedy Joe złapał ją za rękę i uniósł do swoich ust. Christine patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Drobny gest wywołał u niej ucisk w piersi i Christine poczuła łzy cisnące się pod powiekami. Joe, chyba nieświadomy co dzieje się z kobietą, spokojnie prowadził i patrzył na drogę. Sam zresztą wyglądał jakby intensywnie o czymś myślał.

Tymczasem serce Christine zrobiło kilka salt, wymieszanych ze skokiem wzwyż i zakończyło efektownym telemarkiem.


Sądziła, że te wszystkie emocje, jakie Mały Joe potrafił w niej obudzić, nie przetrwają kilku dni. A już na pewno tego, co usłyszała dziś rano przez telefon od swojego kuzyna Grega.

Musiał zadzwonić akurat dziś, kiedy Christine rozmarzona żegnała Joe wychodzącego do pracy. I w dodatku Greg przekazał jej, że spotkał się niedawno z Markiem. Greg często wyjeżdżał w biznesowych sprawach do Alover, ale prawdopodobieństwo, że przypadkiem spotka Marc'a, graniczyło z cudem. Kiedyś obaj mężczyźni się przyjaźnili, ale po tym co się wydarzyło między Christine a Markiem, wszystko się posypało. Tak przynajmniej sądziła.


Cały dzień starała się zapomnieć o Marc'u. Do cholery, przecież kiedyś musi! Życie trwa dalej i choć chciała zadzwonić do Joe, żeby powiedzieć mu, że nie spotka  się z nim, to jednak nie chciała mu tego zrobić. Sobie zresztą też.

Może to i żałosne, ale kiedy tylko przypomniała sobie jego roześmianą twarz, piękne, czekoladowe spojrzenie i dłonie, za które dałaby się zabić, nie potrafiła zdobyć się na zerwanie znajomości z Joe.

Sporo dziś o nim myślała. Nie tylko o tym jak fantastycznie jest być pod nim czy na nim, ale jak dobrze jest być przy nim. Christine doszła do wniosku, że potrzebuje czegoś więcej niż szybkiego numerku czy kilku spędzonych razem nocy. Tęskniła za bezpieczeństwem męskich ramion i pewnością, że może komuś zaufać.

Inny (Seria White cz. 6)Where stories live. Discover now