Kiedy rano, w wigilię Bożego Narodzenia, mama przyszła podać mi leki, zauważyła, że wcale nie spałam i byłam zapłakana. Łykałam łzy i próbowałam się uśmiechnąć, ale wychodziło mi to marnie. Mama przytuliła mnie mocno i pogłaskała mnie po krótkich włosach. Po wizycie mojej cioci fryzjerki, włosy sięgały mi ucha. Było mi trochę szkoda, ale przynajmniej coś w sobie zmieniłam i choć przez pięć minut myślałam o czymś innym.
Zaczęłam szlochać w jej sweterek. Czułam się okropnie. Poprzedniego wieczoru, gdy Bella mnie odwiedziła, zapytała się co słychać u Patryka i wtedy wybuchłam. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu, choć nie lubiłam płakać przy innych.
- Skarbie, co się dzieje? Codziennie znajduję cię w takim stanie – zauważyła mama. Mówiła tym ciepłym i kochającym głosem, który potrafił mnie uspokoić. – Czy twój humor ma coś wspólnego, z tym, że Patryk jutro nie przyjedzie?
- On już nigdy nie przyjedzie, mamo – krzyknęłam, ale mój głos był taki słaby, że słychać było bardziej zduszony jęk. – My zerwaliśmy.
- Och, córeczko... – szepnęła. – Już nic nie musisz mówić.
I nie powiedziałam ani słowa. Wystarczyło mi tylko, że mama jest blisko. Mogłam odetchnąć choć chwilę i uspokoić się na jakiś czas, ale wiedziałam, że za moment ktoś znów o nim wspomni i fala smutku ponownie rozniesie się po całym moim ciele.
***
Siedziałam obok choinki i rozpakowywałam ostatni prezent. Torebka, bluzka, spodnie, książka, nowy telefon, film, kolejna książka i moje wymarzone perfumy od Chanel. Perfekcyjna gwiazdka, a jednak czegoś brakowało.
- Jak ci się podoba? – zapytał tata.
- Są przepiękne... – odparłam, uśmiechając się szeroko. – Zaskoczyliście mnie jeszcze bardziej niż w zeszłym roku.
Cała rodzina była wykąpana, elegancko ubrana, po uroczystej kolacji, kolędach, po odpakowaniu prezentów, wszyscy zajęli się sobą. Tata przemierzał nowe ubrania, mama zachwycała się biżuterią, Karolina siłowała się z kartonowym pudełkiem, aby rozłożyć domek dla lalek, a ja próbowałam nie uronić ani jednej łzy.
- Ola, słyszysz mnie?! – szturchnęła mnie mała. Najwidoczniej od jakiegoś czasu próbowała się ze mną porozumieć. Byłam zamyślona i chodziłam jak w nocnym koszmarze, a przecież tak długo czekałam na święta.
- Hmm? – wymruczałam, spoglądając na siostrę kątem oka.
- Musisz mi pomóc w rozkładaniu domku! – Rozkazała. – Moje lalki go potrzebują, a ty tylko ciągle płaczesz, jak dziecko.
Ugryzłam się w język, żeby nie krzyknąć. Nie mogłam tego zrobić, bo to miał być rodzinny, radosny czas. Wzięłam do ręki instrukcję i zaczęłam skręcać piękną willę dla barbie.
Tata co jakiś czas spoglądał na mnie współczującym wzrokiem, a mama zagadywała mnie żebym o Nim nie myślała, ale nawet wtedy nie mogłam przestać. Mimo wszystko robiłam postępy. Od kilku godzin do oczu nie dopłynęła mi ani jedna łza. Malowałam się pół godziny i zmarnowałam prawie cały korektor pod oczy.
Kiedy już prawie złożyłam domek i Karo wreszcie wykwitł wielki uśmiech na twarzy, mama przebiegła przez cały dom z krzykiem. Wszyscy powstawaliśmy w obawie przed najgorszym. Mama podeszła do mnie i podała mi telefon. Wciąż piszczała i śmiała się.
- Zobacz skarbie, to Patryk! Odbierz szybko, to może być bożonarodzeniowy cud – powiedziała, a ja rzuciłam jej się na szyję. – Później. Odbierz.
YOU ARE READING
Zetknął nas los, a może przypadek?
RomancePoznaliśmy się przypadkiem. Przypadkiem szłam korytarzem spóźniona na lekcję, przypadkiem on też. Przypadkiem na niego wpadłam, przypadkiem on na mnie też. Przypadkiem ubrudziłam jego koszulkę lodem, a on przypadkiem się uśmiechnął. Najpiękniejsze w...