Rozdział.24

1.5K 79 13
                                    

Wypiłam jeden kubek herbaty pomarańczowej, następnie trzy o innych smakach. Wszystkie były pyszne, a Rafał z godziny na godzinę robił się coraz milszy, słodszy i fajniejszy. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy nie dolewał mi alkoholu do kubka, ale nigdy go nie piłam, więc wyczułbym go na pewno.

Rafał cały czas opowiadał jakieś śmieszne historie, które naprawdę bardzo mnie bawiły. Raz nawet prawie się popłakałam. Jednak przez cały ten czas, nawet przez moment nie wspomniał o Belli, a przecież o niej mięliśmy mówić. Wydało mi się to podejrzane, ale nie odezwałam się ani słowem, ponieważ świetnie się z nim bawiłam.

- Jak umarła twoja mama? – wypaliłam. Palnęłam się w głowę i ugryzłam w język. – Nie gniewaj się, czasem mówię coś zanim pomyślę.

- Mama zachorowała na raka jajnika. Po kilku miesiącach chemii i po kilku operacjach, wyzdrowiała. Byłem taki szczęśliwy. Kiedy skończyłem dziesięć lat, dokładnie pół roku po ostatniej chemii u mamy wykryto przerzuty do płuc. Moje jedenaste urodziny świętowałem już tylko z tatą.

- Przepraszam, nie powinnam była pytać. Nawet sobie nie wyobrażam jak musi boleć kiedy o tym opowiadasz.

Rafał machnął ręką i wstał żeby zapalić lampę. W pokoju robiło się coraz ciemniej. Wrócił na miejsce i uśmiechnął się ponuro.

- Spokojnie, minęło już tyle lat. Przestałem tęsknić i rozpaczać. Po prostu szkoda, że już nigdy jej nie zobaczę.

- Spotkacie się w niebie. Razem z innymi w raju – odparłam.

- Ja nie wierzę – mruknął, krzywiąc się jakby połknął cytrynę.

- Nie? To współczuję ci serdecznie. Wiara daje siłę, nadaje życiu sensu. Bez wiary wszystko jest szare, można zwariować... – westchnęłam. – Nie musisz wierzyć w Boga, jeśli nie chcesz, ale w coś trzeba. Bo inaczej, po co żyć?

Przez moment żadne z nas się nie odzywało. Wiedziałam, że Rafał zastanawia się, co odpowiedzieć, ale najwyraźniej nie miał pomysłu. Byłam pewna, że w coś wierzył, każdy wierzy. Nie pogodził by się ze stratą mamy, gdyby nie wierzył, wcale by się tą tragedią nie przejął, gdyby nie wierzył. Dlatego mógł ukryć swoją wiarę w głębi swojej duszy, ale ona wciąż w nim była.
W pewnym czasie Rafał zaczął bębnić palcami w biurko i spojrzał na mnie w dziwny sposób. Pokiwał głową i zapytał:

- Może porozmawiamy o czymś innym?

- O Belli. – Powiedziałam, przypominając sobie po co w ogóle z nim przyszłam. – Masz jakieś pytania?

- Emm... – jęknął, drapiąc się po głowie. – Ulubione kwiaty?- zapytał w końcu.

- Nie dostała żadnych od chłopaka, więc skakałaby z radości na widok mlecza. – Zachichotałam.

- A ciebie pewnie Patryk nimi zasypuje, prawda?

- Mhmmm, uwielbia dawać mi prezenty. Kwiaty rzadko, bo szybko więdną. Preferuje raczej inne rzeczy, które zostaną ze mną na dłużej – szepnęłam rozmarzona. Serce mi pękało, na myśl że wciąż jest na mnie zły.

Wtedy stało się coś strasznego, czego nawet nie byłam świadoma. Mój telefon schowany w kieszeni, tak jak ostatnio miał w zwyczaju, zwariował. Połączenie przychodzące zostało odebrane, choć nawet nie zauważyłam, że ktoś dzwoni. Na moje nieszczęście był to Patryk.

- Pyszne jest to Spaghetti. Amelia robiła? – zapytałam, ale Rafał tylko roześmiał się kpiąco.

- To z tej nowej włoskiej restauracji. Możemy tam kiedyś iść wszyscy razem – zaproponował. – Widzisz, spędziłaś ze mną kilka godzin i ani razu nie krzyknęłaś i się nie zdenerwowałaś. Widzę mały progres. Jestem dumny.

Zetknął nas los, a może przypadek?Where stories live. Discover now