42 | Josh Grinson

Start from the beginning
                                    

     - Och, więc teraz jesteście najlepszymi kumplami? Myślałam, że Carter już dawno zrozumiał, że na niego nie zasługujesz!

     Powiedziała to niemalże krzykiem i minęła go, trącając mocno ramieniem. Josh czuł, że wszyscy na nich patrzyli i coś z tyłu głowy podpowiadało mu także, że Carter usłyszał jej ostatnie słowa. Josh nie poczuł się nimi zraniony, bo wiedział, że taka była prawda. Znał swoje miejsce. Wiedział, że Carter jest od niego o milion razy lepszy, nawet jeśli podstawia chłopcom nogę i potem się z nich śmieje.

     Nagle poczuł dotyk na ramieniu i zobaczył przed sobą Cartera. Wyglądał na zmęczonego. Josh zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, jak tak szybko się obok niego znalazł.

     - Josh... - zaczął, ale on mu przerwał.

     - Nie dotykaj mnie.

     Minął go dokładnie w ten sam sposób, w jaki wcześniej minęła go Melanie. Wszyscy ludzie na Dołach odprowadzili go wzrokiem do wyjścia z lasu.

      Jason patrzył za nim najdłużej.

*

Gdy Josh wszedł do sali od biologi, żałował, że jednak się nie zerwał. Jason Hayes siedział już na swoim miejscu, ubrany na czarno (jak zawsze). Kaptur zsunięty miał do połowy głowy, a przez te włosy wciąż wyglądał, jakby uciekł z więzienia. Josh myślał, że z biegiem czasu ta fryzura mu spowszechnieje, ale tak się nie stało. Gdy tylko patrzył na Jasona, wciąż myślał o wszystkim co ostre i kanciaste. Czasami uświadamiał sobie, w chwilach kiedy był na wpół świadomy i na wpół nieświadomy, że Jason był jego karą; przez całe swoje życie starał się układać dni tak, aby było mu wygodnie, aby wszystko było miękkie, w razie gdyby upadł, a Jason był wszystkim, tylko nie wygodnym i miękkim upadkiem.

    Usiadł na miejscu obok Jasona, jak najdalej mógł. Wyjął zeszyt i długopis, i rzucił plecak pod nogi. Z kieszeni bluzy wyjął telefon, odblokowując go. Nie mógł jednak na niczym się skupić, bo Jason siedział obok. Był pochylony do przodu i cały czas bawił się ołówkiem w dłoni. Josh czuł się dziwnie. Myślał, że Jason do niego zagada, zrobi cokolwiek, tak jak zawsze, ale on najwidoczniej przestraszył się słów Matta i już nie chciał mieć z nim nic wspólnego. To dobrze, pomyślał Josh. To świetnie. Genialnie. Fantastycznie.

     Nie mógł jednak znieść myśli, że Jason mógł o nim tak myśleć. Tak starał się zachowywać normalnie, tak starał się dopasować do społeczeństwa, przecież pił tyle co oni, tyle samo palił, całował tyle samo, o ile nie więcej, dziewczyn i nawet na krok nie zbliżał się do chłopaków, nie licząc przeklętego Gabe'a. I teraz to wszystko miało być zniszczone przez fakt, że Matt nie potrafił się zamknąć?

     Nagle Jason oparł się o plecy krzesła i odezwał się, patrząc przed siebie.

     - Przepraszam za piątek.

     Josh na chwilę przestał oddychać.

     Zapanowała cisza, choć ludzie w klasie wciąż głośno ze sobą rozmawiali. Josh wziął głęboki wdech i odwrócił głowę w prawo, patrząc na Jasona.

     - Nie mam depresji - powiedział Josh, ale zabrzmiało to desperacko. Postanowił bardziej się do tego przyłożyć. - Matt jak zawsze dramatyzuje. Jestem normalny. Wiesz o tym, nie?

     Josh odwrócił się całym ciałem w jego stronę. Josh nie mógł oderwać od niego wzroku.

     - Nie obchodzi mnie to czy masz depresje, czy nie - odparł. Miał silny głos, ale inny niż zazwyczaj. Sfrustrowany. - Nie powinienem dać ci palić. Carter mówił mi, żebym tego nie robił. Nie mówił dlaczego, po prostu powiedział, że... że ty nie palisz. Tyle. Ale... okej. To była moja jedyna szansa, żebyś ze mną pogadał. Nie wiedziałem, że, no wiesz, NIE MOŻESZ palić. Przepraszam. Nigdy bym ci tego nie zrobił, gdybym wiedział.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Where stories live. Discover now