34 | Simon Atwood

10.1K 1.1K 438
                                    

Simon właściwie nie miał poważnych planów na sobotę, dopóki koło piętnastej nie zadzwoniła do niego Judie i szybko nie wyrzuciła z siebie plątaniny słów, które w ogóle nie miały sensu, ale z których Simon zrozumiał: jestem wykończona szkołą, nienawidzę Lambertville i masz być u mnie o dwudziestej, cześć. Brzmiało to jak żart, ale żartem nie było, dlatego Simon odrobił zadania z matmy, które zadała im w ramach powtórki do egzaminów i przebrał się w czyste dżinsy i niebieską koszulę, wychodząc z domu wpół do dziewiętnastej. Poszedł prosto do Chase'a.

     A Chase, oczywiście, wyglądał jak jedno wielkie nieszczęście.

     Drzwi wejściowe były otwarte, a w salonie siedział Andrew Braford. Wydawał się szczęśliwy na widok Simona i obydwoje uścisnęli sobie dłonie. Simon rzucił, że ma ważną sprawę do Chase'a i od razu pobiegł na górę, do jego pokoju.

     Nie pukał, po prostu wszedł. Pościel znajdywała się na ziemi. Na biurku stały talerze i szklanki, Simon zauważył nawet pustą paczkę po papierosach, na podłodze walały się koszulki i bluzy. Chase leżał na łóżku, a przed nim rozłożona książka. Nie czytał jej, ale pisał coś na telefonie. Nie zareagował gwałtownie na dźwięk otwieranych drzwi; powoli spojrzał do góry i Simon, gdyby nie znał go tak dobrze, na pewno nie zauważyłby rozluźnienia, które spłynęło na jego barki, gdy zorientował się, że to tylko Simon, a nie jego ojciec. Wyglądał, jakby nie spał całą noc. Miał cienie pod oczami i na powiekach.

     - Siema - powiedział luźno. - Co tu robisz?

     - Przyszedłem zobaczyć, czy żyjesz - odpowiedział Simon, pozbywając się szoku. Nie mieli kontaktu od piątkowego popołudnia.

     - Żyję. Jestem cały i zdrowy.

     - Widzę. Dzwoniła do ciebie Judie?

     - Tak.

     - I co? - spytał, zaczynając zbierać z podłogi porozwalane ciuchy. Rzucił je wszystkie na krzesło stojące przy biurku i zaczął nieudolnie je składać, aby zaraz włożyć je do szafy. - Ale masz tu burdel.

     - Nigdzie nie idę, jakby co. Przechodzę dzisiaj kryzys światopoglądowy renesansowego humanisty.

     - Aha, wyjątkowo dzisiaj? - rzucił, odwracając się i kątem oka patrząc na Chase'a, który wciąż nie zmienił pozycji na łóżku. Akurat przerzucił stronę książki, gdy Simon do niego podszedł i usiadł na miejscu obok. - Znowu czytasz Zabić drozda?

     Chase burknął coś pod nosem, ale Simon tego nie zrozumiał. Roześmiał się.

     - Stary, znasz to na pamięć.

     - Dobra, zamknij się. 

     Simon uderzył go w głowę, ale Chase mu nie oddał. Usiadł za to i wychylił się, aby podnieść z ziemi butelkę wody. Gdy pił, Simon wziął do ręki powieść, chcąc ją przekartkować, ale od razu ją odłożył, gdy spojrzał na telefon leżący zaraz obok niego.

     - Cholera! Kiedy go stłukłeś? - spytał, obracając go. Szkło komórki było pęknięte od dołu i rozchodziło się ku środkowi. Powiódł po nim palcem.

     - Nie pamiętam.

     - Do kitu.

     - Ta, chyba tak.

     Simon spojrzał na Chase'a; siniaki z pierwszej bójki znikały, zastąpione przez te ostatnie, które zdobył przez Josha. Simon myślał o tym tamtego wieczoru - jakie to popieprzone, zabawne i niefortunne, że wtedy Josh uratował Chase'a, a teraz sam mu dokopał. Oczywiście Josh nie wyglądał lepiej, ale dla Simona mógł mieć nawet wstrząs mózgu - to i tak nie równałoby się paru zadrapaniom na skórze Chase'a. Nie rozmawiali o powodzie, nauczyli się milczeć. Kolejna popieprzona, zabawna i niefortunna sprawa - nauczyć się milczeć w obliczu agresji.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz