27 | Ivy Cooper

10.7K 1.2K 296
                                    

Harry i Elizabeth nie zmienili się ani trochę. Ivy ostatni raz widziała ich na zeszłe święta Bożego Narodzenia i dopiero gdy zobaczyła ich po blisko jedenastu miesiącach, poczuła jak bardzo się za nimi stęskniła. Na przywitanie przytulała się do wujka trochę dłużej niż powinna.

     - Stęskniłam się za tobą, skarbie - powiedziała Elizabeth, gdy przyszła na nią kolej. Obie się uściskały. Elizabeth, jak zawsze, pachniała wyciskanymi pomarańczami i świeżym powietrzem.

     - Ja za tobą też, ciociu.

     - Wejdźcie.

     Dom był mały, ale przytulny. Harry nie miał zbyt dobrze płatnej pracy, a Elizabeth dorabiała redagując teksty do gazet i choć nie były to duże pieniądze, zawsze mogła coś dołożyć. Ciężko było znaleźć jej jakieś miejsce na stałe, ale nawet jeśli nadarzyłaby się ku temu okazja, nie mogłaby jej przyjąć. Susan miała dwa latka, a zatrudnienie opiekunki do dziecka nie wydawało się zbyt korzystnym pomysłem z ich sytuacją materialną. Gdy Ivy dowiedziała się, że nazwali ją Susan, nie wierzyła. Dokładnie pamiętała słowa wujka: ,,To moja siostra, Ivy. I chcę, aby moja córka nosiła jej imię."

     - Chłopaki! Przyjdźcie już!

     Wszyscy weszli do salonu. Stół był już przygotowany; zastawiony talerzami i sztućcami, napojami i różnymi sałatkami. Ivy stanęła trochę z boku, podczas gdy Sam i Wendy rozmawiali z Harrym. Ivy nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy kilka lat temu Wendy i Harry także nie utrzymywali kontaktu, tak jak mama Ivy z Wendy. Co prawda, rozmyślała nad powodem braku zażyłości między siostrami, ale nigdy nie była tym na tyle zainteresowana, aby o to wypytywać. Jednak wtedy pomyślała ile lat straciły Susan i Wendy, nie odzywając się do siebie. Ile słów do siebie nie wypowiedziały, ile wspomnień zapomniały, ile tak naprawdę łez przez siebie wypłakały.

     Trzej chłopcy zeszli na dół w tym samym momencie. Na samym przodzie stał George, sześciolatek z najładniejszymi zielonymi oczami, jakie Ivy w życiu widziała. Byl nieśmiały i od razu podbiegł do mamy, która akurat wróciła z sypialni, gdzie usypiała małą Susan. Uczepił się jej nogi, a ona czule pogładziła jego blond włoski. Wszyscy uśmiechnęli się na ten widok, a Wendy od razu do niego podeszła, aby go przytulić.

     Kolejny z nich, Liam, miał dziewięć lat i na widok Sama od razu do niego podbiegł, mówiąc, że koniecznie musi pokazać mu to, czego nauczył się tego lata podczas gry z kolegami w koszykówkę na szkolnym boisku. Był o wiele wyższy niż Ivy zapamiętała. Zapuścił włosy - teraz sięgały mu do ramion i miał je związane w kucyka, a gdy do niej podszedł, żartobliwie go za niego pociągnęła.

     - Cześć, Liam. Ładna fryzura - powiedziała, a on posłał jej najbardziej zlośliwe spojrzenie, na jakie było go stać.

     - Bądź cicho.

     - Scott, też uważasz, że Liam ma świetne włosy? - Zwróciła się w stronę najstarszego z chłopców, który stał przy wejściu do salonu, oparty o ścianę.

    Scott spojrzał na nią znudzony. Miał już szesnaście lat, ale dla niej był tym trzynastolatkiem, którego pamiętała przy samej przeprowadce do tego domu. Wtedy miał za długie nogi i ręce, nieproporcjonalne do innych części ciała, cały czas się potykał i wypuszczał z rąk jakieś rzeczy. Uwielbiał spędzać godziny na graniu w koszykówkę, oglądaniu filmów Marvela i śmianiu się z Liama, który zawsze z płaczem biegł do mamy, gdy Scott powiedział mu coś niemiłego. Zmienił się jeszcze bardziej od zeszłych Świąt - urósł, zrobił się szerszy w barkach. Miał ciemne, krótko ścięte włosy, brązowe oczy i czyste rysy twarzy. Ivy pomyślała, że był jasny jak niebo, dopóki nie spojrzało mu się w oczy. A potem pomyślała - Yates wciąż jest jasny, nawet gdy spojrzy mu się w oczy.

wszyscy byliśmy za młodzi ✓ (w księgarniach!)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz