Padała na łóżko i zasypiała od razu. Ale ten sen nie dawał jej tak potrzebnego odpoczynku. Budziła się co kilkanaście minut, rozglądała dookoła i zamykała oczy dopiero, gdy upewniła się, że jest u siebie.

A najgorsze było to, że Christine w każdym miejscu widziała Joe.

W każdym pomieszczeniu domu widziała jego błyszczące, śledzące ją oczy, rozwichrzone po ich nocnych czy porannych igraszkach włosy, czy malinowe usta, od których czasem nie mogła się oderwać.

Nawet, kiedy była w pracy, nie mogła o nim zapomnieć. Za każdym razem, kiedy spojrzała na kanapę, widziała Joe, który przyniósł dla niej lunch i niemal doprowadził do orgazmu. Niemal, bo pojawienie się Marc'a wszystko zepsuło.

To z kolei, doprowadzało do tego, że Christine przypominała sobie jak dla Joe nie miało znaczenia, że nie urodziła dziecka, że jest rozwódką, że jest do tej pory tak bardzo przez to rozbita.

Dzięki Joe, wiara w jej kobiecość i poczucie wartości, wracały do Christine wielkimi krokami. Coraz częściej się uśmiechała i coraz częściej odnosiła wrażenie, że znów może korzystać z życia.

Do czasu, kiedy, na środku chodnika, wszystko zniszczyła.

Zaczynała rozumieć, że popełniła gigantyczny błąd. Że spotkanie Joe, to być może ostatnia w jej życiu szansa na normalność. Bo nagle, dla Christine, normalność okazała się bardzo komfortowa i bezpieczna.


Greg napatoczył się zupełnie niepotrzebnie któregoś dnia, oznajmiając Christine, że wygląda jak przeciągnięta przez wyżymaczkę.

-Dzięki, kuzynie- przewróciła oczami. -Zawsze wiedziałeś jak poprawić mi humor.

-Nie przesadzaj, Mason. Twarda z ciebie dupa. Co jest?- zapytał.

Christine spojrzała na njego unosząc brwi w niesamowitym zdumieniu.

-Ktoś ci zrobił pranie mózgu?- zapytała.

-Kocham twoje komplementy- westchnął teatralnie. -Serio, co jest?

Christine przełknęła łzy, które nagle pojawiły się pod jej powiekami.

Ostatnią rzeczą, jaką chciała w tej chwili, to rozkleić się przy Gregu, który energię do życia czerpał z dręczenia innych ludzi.

Christine pamiętała ich dzieciństwo, kiedy świetnie się dogadywali i razem znosili trudy szkoły z internatem, do której chodzili. Później ich drogi się rozeszły i wtedy Greg zamienił się w potwora. Domyślała się, że musiało coś się wydarzyć, dlatego jest bezdusznym frajerem. Ale do tej pory Christine nie dowiedziała się co.

Kiedy patrzyła na niego teraz, widziała w jego oczach resztki humanitaryzmu. Domyślała się, że to dlatego, że jest jedynym członkiem ich rodziny, z jakim Greg skontaktował się po wielu latach nieobecności w kraju.

Co nie znaczy, że mogła mu zaufać.

-Poprztykałaś się z Joe White'm?- zapytał tak nagle, że Christine niemal spadła z fotela.

Jakim cudem Greg dowiedział się o niej i Joe?!

-Widziałem was kiedyś razem w samochodzie. Nie panikuj- wyszczerzył się.


Kto jeszcze nas widział?!



-Generalnie gówno mnie obchodzi, co robisz ze swoim życiem, ale nie ukrywajmy, że teraz wyglądasz dość paskudnie- kontynuował Greg. -Zakładam więc, że chodzi o najmłodszego White'a.

-No i?- warknęła.

Greg poprawił się w fotelu, w którym siedział i oparł łokcie na blacie biurka, splatając palce dłoni.

-Może jednak trochę mnie to obchodzi- wzruszył ramionami. -Nie wiem co się między wami wydarzyło, ale nawet oblany egzamin w szkole nie potrafił tak cię dobić, więc coś jest na rzeczy.

-Greg...

-Słuchaj, Christine- przerwał jej, unosząc dłoń. -Nie przepadam za White'ami, ale skoro Joe potrafił wyciągnąć ci kij z tyłka i  pomógł powstać z martwych, to chyba dobrze dla ciebie.

-Myślę, że gdybyś nie zachował się palant przy Ninie, to nawet dogadałbyś się z braćmi- wymamrotała.

Kiedy Nina pojawiła się w Carlise, Greg chciał sprawdzić ile dziewczyna jest w stanie poświęcić, żeby zdobyć pieniądze dla siebie i swoich małych dzieci. Zaproponował kolację i miał zamiar doprowadzić do czegoś jeszcze, ale Nina w porę uprzytomniła sobie, że mogła popełnić ogromny błąd, którego nigdy by sobie nie wybaczyła.

Kiedy zakochany po uszy w Ninie Jake, dowiedział się o wszystkim, miał ochotę rozszarpać Grega i rzucić go szczurom na pożarcie. Reszta rodzeństwa myślała mniej więcej tak samo i dlatego Greg, póki co, jest ich wrogiem numero uno.

-Dobra, dobra!- Greg machnął ręką. -Było minęło. Serio, zabieraj swój, wypracowany na siłowni tyłek i śmigaj do swojego prawie nieletniego księcia z bajki.

Christine schowała twarz w dłonie, kiedy Greg przypomniał jej wiek Małego Joe.

Cholera jasna!

-White'owie nie byli zadowoleni, kiedy zobaczyli mnie u boku Joe- wymamrotała.

-No i w dupie ich miej- odparł. -Wydaje mi się, że młody zdawał sobie sprawę w co się ładuje, kiedy wylądował w twoim łóżku.

-Yyyghhh- Christine kilka razy uderzyła czołem w biurko.

Usłyszała gromki śmiech Grega i szelest, kiedy wstawał z fotela. Kiedy cicho zamknął za sobą drzwi jej gabinetu, Christine wyprostowała się i odetchnęła.

Patrząc na to, jak funkcjonuje Greg,  porady życiowe udzielane przez niego, powinny być brane pod uwagę z przymrużeniem oka, lub całkowicie ignorowane.

Ale miał rację co do tego, że Christine odżyła przy Małym Joe. Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to Joe także wyglądał na szczęśliwego, kiedy z nią był.

Od ich dziwacznego rozstania minęło kilka dni.

Czy, jeżeli teraz,  Christine zdecydowałaby się zadzwonić do niego, Joe chciałby z nią porozmawiać? Nie odzywał się przez cały ten czas.

Czy to dlatego, że lizał swoje rany, czy chciał dać jej trochę przestrzeni? Może on sam potrzebował trochę czasu, żeby odpocząć i wszystko przemyśleć? Tego nie wiedziała.

Po rozmowie z Gregiem, Christine długo debatowała nad tym, czy to ona powinna pierwsza odezwać się do Joe.

A co jeśli... A co jeśli on już poszedł dalej? W końcu jest młody, a cierpliwość i młodość nieczęsto idą w parze.

Może miał dość zadręczania się i zastanawiania co dalej? Albo się nie zastanawiał, tylko po prostu darował sobie ckliwości.



No cóż, nie dowie się, co się z nim dzieje, póki do niego nie pójdzie i nie przekona się na własne oczy.


Inny (Seria White cz. 6)Where stories live. Discover now