Rozdział 7

12 5 2
                                    

Szedłem przez zrujnowane Snowdin już jakiś czas. Było piekielnie zimno, a moje kości pokryły się warstwą szronu. Tak bardzo chciałem się zatrzymać w jednym z domów i ogrzać przy kominku. Niestety nie mogłem. Gdzieś tam była Frisk, a ja nie wybaczyłbym sobie gdyby coś jej się stało. Musiałem przeć dalej pomimo przeciwności losu. Ślady dziewczyny prowadziły do mojego domu. Spróbowałem otworzyć drzwi, ale były zamknięte, więc obszedłem dom i znalazłem kolejne ślady. Nie zastanawiając się zbytnio nad tym poszedłem za nowym tropem. Doszedłem po nich aż do miejsca, w którym po raz ostatni próbowałem złapać Frisk a skończyło się to randką. Ale tym razem to nie Frisk była przede mną. Kilka metrów z przodu przy śladach klęczała niska, futrzasta istota z długimi, czarnymi włosami. Obok niej leżał kij do baseballa. Zrobiłem jeszcze krok do przodu i wtedy mnie usłyszała. Poderwała się razem z kijem i obracając się na pięcie wycelowała nim we mnie. Zmierzyła mnie wzrokiem i zawachała się.

-Nie jesteś stąd, prawda? - zapytała

-Nie, nazywam się Pa...

-Radzę ci stąd zniknąć zanim stanie ci się krzywda, kościogłowy. - Mówiąc to opuściła kij o obróciła się do mnie tyłem. Co za arogancka kobieta!

-Śmiesz mnie tak znieważać?! Mnie, wspania...

-Nie znieważam cię, tylko stwierdzam, że nie jesteś tu bezpieczny.

-PRZERYWASZ MI!!! - ponownie na mnie spojrzała.

-Tem lubi przerywać egoistom. -zamrugała niczym jakieś niewiniątko. Czułem jak cały się w środku gotuję, ale musiałem zachować spokój.

-Wiesz do kogo należą te ślady? - zapytałem

-Młody osobnik człowieka płci żeńskiej, mniej więcej metr sześćdziesiąt wzrostu, niebieskie oczy, brązowe włosy do ramion. Kiedy tędy przechodziła uciekała przed tutejszą wersję ciebie o wątpliwych...

-Gdzie teraz jest? - tym razem to ja jej przerwałem i wcale nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia.

-Właśnie próbuję to ustalić, a jeśli i tak nie zamierzasz wracać do siebie to możesz mi pomóc. - chyba nie chciała kontynuować rozmowy, bo nie czekając na mnie ruszyła dalej po śladach uciekającej Frisk. -W tym miejscu dołączył do niej potwór imieniem Gaster. Jego też znasz?

-Aż za dobrze. - mruknąłem. Dalej szliśmy w milczeniu, aż doszliśmy do końca ślepej odnogi jaskini. Już miałem zawrócić, kiedy Tem (jak nazwała się dziewczyna) zapukała trzy razy w ścianę, a ta rozsunęła się tworząc przejście. Po drugiej stronie wył alarm. Spojrzeliśmy po sobie i wbiegliśmy do środka.

***

Alphys czekała na sygnał ze swojej maszyny bez przerwy. Ja i Muffet na zmianę jej towarzyszyliśmy, a gdy rozległo się pikanie czym prędzej popodłączała mnie do jakichś kabli. Teraz dryfowałem w pustce, którą powoli zaczynały wypełniać skały i skąpa roślinność. Wkrótce stałem na wyschniętej ziemi, a dookoła mnie wznosiły się łyse wzgórza. To miejsce nie pasowało mi do radosnej dziewczyny, która z nami zamieszkała. Działo się coś złego. Rozejrzałem się i wtedy zza jednego z niższych pagórków usłyszałem głosy.

-Coś ty najlepszego zrobiła!? Teraz na pewno zrobi nam krzywdę! To wszystko twoja wina! - to zdecydowanie była Frisk. Pobiegłem w tamtą stronę.

-Moja wina, tak!? Słuchaj no paniusiu. Próbowałam nas obydwie uratować, a że stawiałaś opór to mi nie wyszło. - wybiegłem zza wzniesienia i widziałem teraz dwie wrzeszczące na siebie dziewczyny. Ta druga od razu mnie zauważyła. -Popatrz, popatrz. Mamy gościa.

-Sans? Co ty tutaj robisz?

-Siedzę w twojej głowie i nie zamierzam się ruszyć. Masz kłopoty. Co dokładnie się dzieje?

-Czy Gaster to wasz ojciec?

-Masz jeszcze większe kłopoty niż myślałem.

-No. Właśnie ciągnie nas do jakiejś sali eksperymentów i nie mam zielonego pojęcia co nam zrobi.

-Nam?

-Utknęłam w jej duszy. - wyjaśniła druga - Gdzieś powinien się jescze błąkać księciunio. - ziewnęła. Frisk złapała się za brzuch i upadła na ziemię. - Ocho! Zaczyna sieaaaaaaaaaa. - rozpłynęła się wrzeszcząc. Zacząłem panikować. Złapałem Frisk za rękę.

-Nie daj mu się. Pap już jest w drodze. Uratujemy cię. - wszystko zaczęło znikać i po chwili znowu byłem w laboratorium Alphys. Poderwałem się na równe nogi.

-Jest źle!

*~*~*~

Tym razem krótko i zwięźle, ale nie mam weny na dłuższe. Przepraszam, że taka przerwa, ale już tak po prostu mam. Jak zapewne widać to nie będzie długie opowiadanie, bo kiedy rozplanowywałem sobie coś na milion części to potem wcale nie wychodziło, bo mi się odechciewało. Mam nadzieję, że ten rozdział się podobał i tradycyjnie do następnego^^.

Undertale - Walka o duszęWhere stories live. Discover now