Rozdział 1

30 5 2
                                    

Biegałam w kółko pośród ogromnych biedronek z galaretki i śmiałam się. Byłam szczęśliwa. Obróciłam się i zobaczyłam Asriela. Spotykam go po raz 9 w ciągu ostatniego tygodnia. Zaczęłam iść w jego stronę, ale obudził mnie przeraźliwy huk. Poderwałam się gwałtownie i rozejrzałam spanikowana. Leżałam na kanapie w salonie. W kominku wesoło tańczyły płomienie, a obok mnie leżała książka, którą czytałam przed zaśnięciem. W szeroko otwartych drzwiach, których uderzenie o ścianę najwyraźniej mnie obudziło stał Sans z jakimś listem przewiązanym czerwoną wstążką.

-Cześć Sans. - przywitał się Papyrus robiący coś w kuchni na wprost wejścia. Pewnie była to kolejna porcja makaronu.

-Cześć bro, mam dla ciebie ciekawe wieści.

-Spotkanie straży królewskiej?!

-Nie. Tatko nas odwiedzi.

Papyrus skamieniał.

-Właściwie to jaki jest wasz ojciec? Nigdy o nim nie wspominaliście. - zapytałam wstając z kanapy.

-Halo? Pap? - pomachałam mu ręką przed oczami kiedy doszłam do kuchni, ale on dalej się nie ruszał. Sans tymczasem znalazł się jakimś cudem przy lodówce i wyciągał z niej ketchup. Odkręcił tubkę i miał zacząć go jeść, kiedy nagle krzyknął do mnie.

-Ratujcie makaron!!!

Obejrzałam się na garnek i zobaczyłam mnóstwo ogromnych, pękających bąbli. Zanim zdążyłam zareagować Pap się ocknął i wyłączył gaz. Zdjął garnek z palnika i zaczął rozkładać spaghetti na porcje dla nas.

-Właściwie to kiedy ma przyjechać? - zapytał nadal ignorując moje pytanie

-Powinien być dziś w nocy...

-W takim razie pójdę się przebrać. Nigdy nie pochwalał tego stroju, a nie chcę, żeby się na mnie zawiódł. - dodał spoglądając na mnie. Wydawało mi się, że coś kręci. W sumie to nigdy nie był dobrym kłamcą. Kiedy wyszedł zostałam sama z Sansem. Od niego raczej nic się nie dowiem bo jak postanowi siedzieć cicho to tak zostanie, więc nie ma nawet sensu próbować. Wzięłam swoją porcję spaghetti i usiadłam przy stole, a on usiadł naprzeciwko mnie. Jedliśmy w milczeniu do momentu kiedy je przerwał.

-Obudziłem cię wtedy, jak wchodziłem? Jeśli tak to przepraszam...

-To nic takiego, naprawdę. - zapewniłam szybko, uśmiechając się najenergiczniej jak potrafiłam.

-Ostatnio dużo drzemiesz, ale w nocy źle śpisz. Co się dzieje?

-W sumie to nie wiem. Po prostu nie mogę długo zasnąć...

-Kręcisz. - powiedział przekrzywiając głowę. -Masz wiecznie jakieś koszmary. Nie patrz tak na mnie. Ściany nie są aż tak grube, żeby nie słyszeć krzyków. - po tych słowach wrócił do swojej miski.

-To ja już pójdę się położyć. - mruknęłam, a on tylko przytaknął i zebrał naczynia, żeby pozmywać.

***

Długo nie mogłam zasnąć, ale gdy mi się udało nie trafiłam w żadne radosne miejsce. Stałam pośrodku kamiennej równiny usianej mniejszymi i większymi skałami. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Asriela. Ostatnio moje sny stały się wyraźniejsze i pojawiał się w nich on. Niestety nie tylko. Kiedy tylko go zobaczyłam podbiegłam się przywitać.

-Cześć Asriel! - zawołałam

-Cześć. - odpowiedział. Z reguły na mój widok się uśmiechał, ale teraz był przygnębiony. Coś było nie tak.

Przyspieszyłam kroku i gdy dzieliło mnie od niego dosłownie kilka centymetrów zapytałam.

-Co się stało? Dlaczego jesteś taki ponury?

-Co? Aaa... Nic się nie stało. Po prostu... Dzięki, że nigdy nie poruszasz tematu tego co wydarzyło się wcześniej i jesteś taka uśmiechnięta. - po tych słowach zaczął pochlipywać, a ja go przytuliłam. Mój mózg zaczął działać na przyspieszonych obrotach. Do tej pory myślałam, że to po prostu realistyczne koszmary, ale skoro Asriel pamiętał poprzednie... Nie byłam już pewna co o tym myśleć. Odsunął się ode mnie na tyle, żeby widzieć moją twarz i spróbował się uśmiechnąć.

-Ale wiesz co? Stwierdziłem, że chcę o tym z tobą pogadać, bo może uda nam się znaleźć jakieś rozwiązanie. - zatkało mnie jeszcze bardziej. Teraz byłam już pewna, że to nie są zwykłe sny. Musiałam coś odpowiedzieć...

-A tak właściwie to co dokładnie się dzieje? Wybacz, ale do tej pory myślałam, że to zwykłe sny... - delikatny uśmiech na jego twarzy przygasł. 'Idiotko, po co to powiedziałaś?!' pomyślałam.

-Ech... rozumiem. Z tego co na razie zrozumiałem dusza Chary podzieliła się gdy ją wchłaniałem i ten niewielki kawałek, który odpadł wylądował w tobie. Teraz wzrosła w siłę i ściągnęła tu mnie.

-Czekaj. Czyli, że jesteśmy teraz...

-W twojej duszy.

-po tych słowach krzyknął i upadł na ziemię.

-Asriel!! -chciałam mu jakoś pomóc, ale niezbyt to wyszło, bo i tak zmienił się w kwiatka.

-Kolejna żałosna próba uratowania księciunia... Ponownie zakończona porażką. Hihihi. - usłyszałam za plecami głos tej flądry.

-Czego ode mnie chcesz Chara?

-Czy to nie oczywiste? - zapytała, zbliżając się do mnie - Chcę się stąd wydostać. Niestety twoja determinacja dość skutecznie mi to uniemożliwia, więc muszę najpierw cię zabić i wchłonąć twoją duszę. Przyda mi się, gdy będę niszczyć wszysto co kochasz. - uśmiechnęła się perfidnie i wyciągnęła zza pleców nóż. Spróbowałam się ruszyć, ale pnącza wypuszczone przez Asriela sprawiały, że nie mogłam. W następnej chwili poczułam ukłucie na szyi.

-Wiesz, że jak poderżniesz komuś gardło to będziesz mogła podziwiać piękną, szkarłatną fontannę? - jej uśmiech się pogłębił.

~*~*~*

Będę jak polsat i przerwę w najciekawszym momencie. Mam nadzieję, że się podobało, a co wydarzy się dalej zobaczycie już wkrótce.


Undertale - Walka o duszęWhere stories live. Discover now