Rozdział 5

11 5 0
                                    

Chodziłem w tę i z powrotem po laboratorium Alphys. W końcu zatrzymałem się i usiadłem na krześle, które przyniósł mi Mettaton.

-Opowiedz jeszcze raz co się stało. - poprosiłem siedzącą na wprost mnie Alphys.

-Jesteś tego pewien Sans? Zwykle jesteś spokojny, a teraz głos ci drży.

-Dwie najważniejsze osoby w moim życiu są w niebezpieczeństwie i mam być spokojny? - starałem się to opanować, ale głos nadal mi drżał.

-Nie wiem co tu powtarzać. Kiedy Frisk długo do nas nie przychodziła Papyrus po nią poszedł, a ja za nim. Widziałam tylko jak wbiega w portal w ścianie i wrzeszczy coś o Gasterze. Zanim przyszedłeś udało mi się tylko dowiedzieć, że teraz obydwoje są najprawdopodobniej w innym wymiarze...

-I jest z nimi Gaster. - przytaknęła. -Dasz radę go znowu uruchomić?

-A-ale nawet jeśli to nie utrzymam go długo. To zbyt niebezpieczne. Musimy się najpierw chociaż dowiedzieć co z nimi.

-A więc co proponujesz?

-Jeśli dostanę zgodę na ukończenie pewnej maszyny może uda nam się wniknąć do snów któregoś z nich.

-Co to za maszyna?

-Je-jeszcze jej nie nazwałam. Nie rób takiej miny. Nie uszkodzimy niczyjej duszy. Po prostu Asgore uznał to za mało przydatne i kazał wstrzymać budowę. Mógłbyś pójść do niego z Undyne i wyjaśnić sytuację?

-Dlaczego sama nie pójdziesz?

-Bo jeśli zostanę tutaj będę mogła zacząć już coś szykować. - uśmiechnęła się. Skinąłem tylko głową i wstałem. Po chwili szedłem już z Undyne w stronę zamku. 

***

Weszliśmy do sali tronowej i stanęliśmy na wprost siedzących na tych śmiesznych krzesełkach Asgora i Toriel. Prywatnie mogliśmy sobie pozwolić na brak formalności, ale to niestety była jak najbardziej oficjalna rozmowa. Obydwoje skłoniliśmy się przed władcami podziemia.

-Dlaczego zaczynacie tak oficjalnie? - zdziwił się Asgore.

-Chcielibyśmy prosić o udzielenie profesor Alphys pozwolenia na dalsze prace nad maszyną snów. - odrzekła głośno i wyraźnie Undyne. Nazwę musiała wymyśleć na poczekaniu, ale minę miała niewzruszoną.

-Nadal nie rozumiem w czym miałoby pomóc wchodzenie do czyichś snów...

-Frisk i Papyrus znaleźli się w niebezpieczeństwie. Jeśli mamy się dowiedzieć gdzie są i co się z nimi dzieje to jest jedyny sposób. - wypaliłem. Undyne rzuciła mi karcące spojrzenie. Pewnie miała pomysł jak powiedzieć to łagodniej i nie tak prosto z mostu, a ja to zepsułem. Odkąd nie ma przy mnie tamtej dwójki nie potrafię być tak spokojny jak kiedyś. Król milczał.

-Róbcie co trzeba. Tylko ich uratujcie. - odezwał się w końcu.

-Proszę. Pospieszcie się... - dodała Toriel przez łzy. Frisk była jej bardzo droga i pewnie nadal miała wyrzuty sumienia, że nie mogła zabrać jej ze sobą do zamku. Wstała z tronu i wyszła z sali.

-Wracaj do Alphys, Sans. Ja tu jeszcze chwilę zostanę. - szepnęła do mnie Undyne i podeszła o Asgora, który patrzył w drzwi, którymi wyszła jego żona. Ja w tym czasie wyszedłem i udałem się z powrotem do laboratorium. W drodze rozmyślałem o tym jak odpłacę się Gasterowi za zabranie Papa i Frisk. Dwóch osób bez których nie mogłem żyć. Ten pierwszy towarzyszył mi przez całe trudne dzieciństwo kiedy na nas eksperymentowano. Wiele razy ratowaliśmy sobie nawzajem życie i nie wiem co bym zrobił gdyby go zabrakło. Z kolei Frisk... Tutaj sprawa była bardziej skomplikowana. Próbowała to przed wszystkimi ukryć, ale ja i Pap wiemy, że kiedyś nas wszystkich zabiła. Jednak jakimś cudem udało jej się to naprawić i teraz jesteśmy przyjaciółmi. Ale czy na pewno jest dla mnie tylko przyjaciółką? To pytanie zadawałem sobie już od jakiegoś czasu. Gdy po raz kolejny próbowałem na nie odpowiedzieć przeszkodziła mi dziewczyna, na którą prawie wpadłem przed laboratorium.

-Ty jesteś Sans, prawda? - zapytała, podając mi jedną ze swoich sześciu rąk.

-Tak, to ja. A ty jesteś... - przewertowałem szybko pamięć w poszukiwaniu imienia pajęczycy - Muffet. Mam rację?

-No proszę. Jednak znasz moje imię. - uśmiechnęła się, a ja uścisnąłem jej dłoń. Powstrzymałem się nawet od sztuczek z poduszką, albo rażeniem prądem. To nie była pora na żarty.

-No więc... co tutaj robisz? - zapytałem

-Pomagam Alphys w badaniach. Z tego co wiem ty także się przyłączysz, więc zaczekałam tu na ciebie. To jak? Wchodzimy? - skinąłem głową i otworzyłem jej drzwi, a potem wszedłem za nią do budynku.

***

Stałem oparty o ścianę z rękami w kieszeniach i patrzyłem jak dziewczyny pracują. Trwało to już dobre kilka godzin a w międzyczasie ograłem Mettatona w szachy i się chyba o to obraził.

-Gotowe! - zawołała w końcu Alphys. Podszedłem do dziewczyn i ich dzieła. Spodziewałem się jakiejś komory, do której się będzie wchodziło, ale przede mną stały dwa łóżka i mnóstwo kabli podłączonych do czegoś co wyglądało jak piekarnik.

-Jak to działa? - zapytałem przekrzywiając lekko głowę. Zrozumiałem, że popełniłem błąd w momencie, w którym Alphys wzięła głęboki wdech szykując się na długą przemowę. Na szczęście Muffet też to zauważyła.

-W skrócie wygląda to tak, że maszyna jest ustawiona na Frisk i Papyrusa i daje sygnał kiedy śpią. Wtedy my się kładziemy, Alphys nas podłącza i możemy dostać się do ich snów. - Wyrzuciła z siebie zanim spotkało się nieszczęście, a nasza pani naukowiec tylko przytaknęła i z westchnieniem odeszła. Maszyna nie dawała niestety żadnych sygnałów, więc nie było tu z nas w tej chwili pożytku. Udałem się do wyjścia. Przy drzwiach zagadnęła do mnie jeszcze pajęczyca.

-Skoro mamy razem pracować to moglibyśmy się bliżej poznać. - podeszła do mnie bliżej. - Idziemy na kolację do Grillby'ego?

-Czemu by nie... - mruknąłem i zanim się obejrzałem ciągnęła mnie w stronę baru.

 ~*~*~*

Tym razem było z perspektywy Sansa, ale w następnym rozdziale wracamy znowu do Frisk. Mam nadzieję, że się podobało i do następnego^^.

Undertale - Walka o duszęWhere stories live. Discover now