Rozdział 6

13 4 3
                                    

Obudziłam się pośród śniegu. Chwilę mi to zajęło, ale w końcu przypomniałam sobie tajemniczego potwora, który przeprowadził mnie przez portal i goniącego mnie napalonego Papa. O ile to dalej był on. Nagle poczułam się obserwowana. Wstałam i rozejrzałam się, jednak nikogo nie zobaczyłam. Postanowiłam się tym nie przejmować i ruszyłam do wodospadów. Przejście wiodło przez dość wąski i niski tunel, a po drugiej jego stronie śnieg ustępował wilgotnej fioletowej glebie, na której gdzieniegdzie rosły kępki wysokiej trawy i piękne, błękitne jak niebo kwiaty. To porównanie przypomniało mi moje życie, sprzed pierwszej wizyty w podziemiu. Moich kochających rodziców i Loly'ego, naszego szczeniaczka. Przypomniałam sobie też ten dzień, kiedy to wyszłam z nim na spacer. W pewnym momencie zerwał mi się ze smyczy i pognał w stronę góry Ebott. Pobiegłam za nim i wtedy znalazłam zejście po podziemi. Podeszłam do wielkiej szczeliny w ziemi, żeby sprawdzić jak jest głęboka i noga mi się obsunęła. Po upadku z takiej wysokości powinnam być martwa, ale jakimś cudem przeżyłam. Upadłam na poletko złotych kwiatów. Czasem się zastanawiam, czy może to Asriel mnie uratował. Na początku wydawał mi się krwiożerczą bestią, ale teraz znam całą jego historię. Martwię się, że to wszystko może się powtórzyć. Dlatego właśnie jestem teraz tu gdzie jestem. Gdziekolwiek to jest. Z rozmyślań wyrwał mnie głos mojego nowego znajomego.

-Proszę, proszę. Jednak cię nie doceniłem. Widzę, że dałaś radę uciec. - Stał na wprost mnie, uśmiechając się lekko i trzymając za obrożę tego dziwnego, czerwonego Sansa. -No ale, skoro tak, to lepiej nie pokazujmy się Papyrusowi na oczy. - pchnął niskiego szkieleta w bok, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Po wczorajszym biegu byłam trochę zmęczona, ale starałam się dotrzymywać mu kroku.

***

Po długim marszu przerywanym truchtem znaleźliśmy się w ślepej odnodze jaskini. Podeszliśmy do ściany i mój przewodnik zapukał w nią trzykrotnie. Rozsunęła się przed nami ukazując wejście do dużego białego pomieszczenia. Poprowadził mnie do środka i posadził na jednym z krzeseł stojących pod ścianą a sam usiadł obok mnie.

-Nareszcie jesteśmy bezpieczni. - westchnął odchylając się w tył.

-Gdzie dokładnie jesteśmy? - zapytałam z wahaniem.

-Jak to gdzie?! W moim laboratorium. - w tym momencie zorientowałam się, że nie znam nawet jego imienia. W sumie to on mojego chyba też nie. Wyciągnęłam do niego rękę.

-Wybacz, że jeszcze się nie przedstawiłam. Mam...

-Tak, wiem, wiem. Masz na imię Frisk, mieszkasz z Sansem i Papyrusem i tak dalej i tak dalej. - ręka mi zesztywniała. - Ja nazywam się Gaster. - dodał po chwili. Widząc, że się nie odzywam ciągnął dalej. -Wiem o twoim problemie z Charą i wiem jak go rozwiązać. Jeśli jesteś gotowa możemy zaraz zaczynać.

-Dziękuję, ale czy mogłabym najpierw trochę odpocząć?

-Oczywiście. - rzekł, po czym wstał, znów złapał mnie za rękę i poprowadził labiryntem korytarzy do niewielkiego pokoju. ,,Pokój" to bardzo naciągana nazwa, bo w rzeczywistości było to nic innego jak cela. Wpuścił mnie do środka i uruchomił laserowe kraty.

-Po co to? - zapytałam

-Na wypadek gdyby ktoś się włamał nie chciałbym, aby stała ci się krzywda. - po tych słowach odszedł i coś nie bardzo chciało mi się w to wierzyć. Usiadłam na podłodze w kącie i rozejrzałam się. Ściany dookoła mnie pokrywała niezliczona ilość zadrapań. Wyglądało to tak jakby ktoś spędził tu naprawdę dużo czasu i codziennie stawiał jedną kreskę. Mój wzrok przyciągnęło kilka zadrapań, które wyglądały jakby układały się w litery. Po chwili udało mi się odczytać napis: ,,S i P zawsze razem". Moim pierwszym skojarzeniem byli Sans i Pap. Co jeśli byli tutaj przetrzymywani, a Gaster był szaleńcem, który będzie chciał zrobić mi krzywd ę? Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć i czekać co będzie dalej. Musiałam się dowiedzieć czegoś więcej. Podeszłam do krat i spróbowałam wyciągnęłam rękę, żeby ich dotknąć. Ale zaraz. Co jeśli w ten sposób uruchomię jakiś alarm? Nagle zakręciło mi się w głowie i upadłam. Widziałam ciemność, a pośród niej stała Chara. Była chyba nieźle wkurzona.

-Coś ty najlepszego zrobiła?! - wrzasnęła -Przez ciebie obydwie umrzemy ty tępy pantoflu!

-Niby dlaczego miałabym ci wierzyć? - skoro była zła, to może Gaster jednak chciał mi pomóc.

-Przez wiele lat prowadził eksperymenty na tych twoich głupich koleżkach! Myślisz, że czego on chce?! Oczywiście, że potęgi, a twoja dusza może mu ją zapewnić.

-Dobra, załóżmy, że ci wierzę... Co mam robić?

-Oddaj mi kontrolę. - Chara nie czekała na odpowiedź. Skoczyła na mnie i poczułam jakby ktoś rozdzierał mnie na pół. Zanim się obejrzałam biegłam przez korytarze laboratorium, a dookoła mnie ryczał alarm. Nie byłam w stanie jasno myśleć. Czułam, że odpływam w krainę snów. Ostatnim co widziałam był Gaster zastępujący mi drogę.


*~*~*~

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Jakoś nie miałem weny i nie wiedziałem jak napisać to, co jest zawarte w tym rozdziale. Nadal nie jestem tym co prawda do końca usatysfakcjonowany, ale mam nadzieję, że się wam spodoba

Undertale - Walka o duszęWhere stories live. Discover now