Rozdział XX

76 12 5
                                    

Klara ostatkiem sił pokonała dystans dzielący ją od rozsypującej się chaty. Niebo zasnuło się gęstymi chmurami tak, że księżyc był jedynie bladą plamą, a gwiazd nie było widać w ogóle. Na szczęście rozsypujące się zabudowania i rosnące wokół drzewa odcinały się głębszą czernią od otoczenia. Klara modliła się w duchu, żeby z tych chmur zaczął sypać śnieg, aby chociaż trochę przykrył jej ślady. Nie miała wątpliwości, że pościg już ruszył, nie była tylko pewna, jak dużą ma nad nim przewagę. Nie chciała jednak o tym myśleć, przynajmniej do rana, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że ci, którzy za nią ruszyli, prawdopodobnie nie będą robili sobie długich przerw, na nocny odpoczynek.
Kiedy była zaledwie kilka kroków od starego domu, zobaczyła kilka nikłych światełek, które lekko rozświetlały jej wnętrze. Szybko zorientowała się, że nie są to lampy albo świece, światła nie miały bowiem ciepłego, żółtawego odcienia, mieniły się raczej na błękitno. Kiedy Klara po raz pierwszy zobaczyła dom, nie zastanawiała się zbytnio nad tym, co zastanie w środku. Teraz widziała, że nadal przebywają w nim dusze. Wprawdzie były to błękitne dusze, które zazwyczaj należały do dobrych ludzi, jednak jak to bywa z duszami umarłych, nie zawsze były przyjaźnie nastawione do żywych. Klara nie miała pojęcia, jak zareagują na jej obecność i czy w ogóle pozwolą jej zostać. Poczuła, jak jej serce lekko przyspiesza, mimo to wiedziała, że nie ma innego wyjścia, jak chociaż spróbować przenocować w tym domu. Przemknęło jej przez myśl, że gdyby nie miała tej umiejętności widzenia dusz, byłoby jej o wiele łatwiej. Ona nie miałaby świadomości, że przebywa wśród poświat, a dusze, nawet te najbardziej złośliwe, nie zainteresowałyby się nią zbytnio. To, że mogła je widzieć, pociągało za sobą ich zainteresowanie, które nie zawsze było przydatne.
Klara zeskoczyła z klaczy, zatapiając się w miękki, zimnym śniegu. Podeszła z trudem do drzwi i zaczęła się z nimi szarpać. Otworzenie ich wymagało naprawdę dużo siły, o którą Klara się nawet nie podejrzewała. Zaraz po tym, jak udało jej się je uchylić chociaż trochę, zapas energii jakby drastycznie zmalał i Klara uświadomiła sobie, że otwarcie drzwi było prawdopodobnie ostatnim wysiłkiem pod wpływem adrenaliny, na jaki zdobędzie się dziś jej ciało. Jakimś cudem przecisnęła się przez szczelinę i oparła się o drzwi, żeby choć trochę je przymknąć. Nawet nie drgnęły, ale Klara nie zamierzała się tym przejmować.
Przez pierwszych kilka minut Klara czuła niewyobrażalny strach, przebywając wewnątrz rozsypującego się domu. W ciemności rozpoznawała jedynie zarysy ścian i niektórych mebli. Reszta tonęła w lepkim mroku, a przedzierające się przez szczeliny w dachu mdłe światło księżyca, wydobywało jedynie cienie, które wyglądały zarazem surrealistycznie i niebezpiecznie.
Dom, a właściwie jego resztki, wciąż wydawał jakieś odgłosy. Skrzypiały okiennice, syczał wiatr, który przedostawał się przez wszystkie szpary. W dodatku Klara miała wrażanie, że wnętrze, które zapewne przez kilkanaście lat było zamknięte na solidne drzwi, po tym czasie zaczęło oddychać. Klara musiała przyznać, że był to oddech nieświeży i cuchnący. Mieściły się w nim odór stęchlizny, starości, kurzu i próchniejącego drewna, ale po pewnym czasie udało się Klarze do nich przyzwyczaić.
Oddychając ciężko, starając się przezwyciężyć mdłości wywołane zapachem domu, mieszaniną strachu i zmęczenia, Klara powoli ruszyła do, jak jej się wydawało, największego pomieszczenia.
To tutaj przebywały wszystkie dusze. Bijące od nich mdłe światło pozwoliło Klarze dokładniej ocenić miejsce, w którym się znajdowała. Nie była to wiejska chata, ale raczej dom niezbyt bogatej rodziny szlacheckiej. Wszystkie przedmioty pokrywała gruba warstwa kurzu, pleśni i pajęczyn, kiedy Klara zerknęła pod swoje stopy, zauważyła, że jej buty pozostawiają płytkie ślady w zalegającej podłogę warstwie kurzu.
Kiedy stanęła na progu pokoju, dotąd nieruchome dusze, lekko zafalowały, Był to ruch bardzo subtelny i zmęczony wzrok Klary ledwo go dostrzegł. Zrobiła kilka kolejnych kroków, starając się odgonić zdenerwowanie i dodać sobie trochę odwagi.
Gdyby mnie tutaj nie chcieli, mówiła sobie w myślach, naskoczyliby na mnie od razu, kiedy weszłam.
Poświaty znów się poruszyły, Klara naliczyła ich pięć. Ich kolor stawał się coraz bardziej intensywny, co znaczyło tylko tyle, że przebudzają się ze swojego zwykłego stanu letargu.
Klara patrzyła na nie, przywołując sobie w pamięci, jak wiele już podobnych dusz spotkała w swoim życiu. Przecież w wielu miejscach, w których przebywała, zginęli jacyś ludzie, a nigdy nie zdarzyło się, żeby zrobiły jej krzywdę. Nawet potępieńcy z dworku chcieli tylko jej pomocy. Na tę myśl Klarę przeszył dreszcz, więc szybko skupiła się na tym, co działo się z nią w tej chwili.
Dusze jakby w ogóle nie zwracały na nią uwagi. Intensywny błękit na powrót zaczął blednąć, poświaty przestały falować. Wszystkie, z wyjątkiem jednej. Była to najbardziej jasna dusza, kiedy powoli zaczęła zbliżać się do Klary, przeszedł ją kolejny dreszcz.
- Kla...ra- dziewczyna usłyszała cichy szept, tuż przy uchu.
Klara nie miała pojęcia, skąd duch zna jej imię. Nie wiedziała jednak o nich zbyt wiele, być może znają między sobą imiona osób, które potrafią je widzieć, może to jakiś zbieg okoliczności, albo...
- Cze... Czekałem.- znów chłodny powiew na policzku i szept przenikający wprost do ucha.
Teraz Klara naprawdę poczuła strach. Taki sam, jaki towarzyszył jej w dworze Borgina i w piwnicy. Co prawda nie słyszała żadnej szczególnej nuty w głosie, który do niej przemawiał, ale świadomość tego, że poświata, duch zmarłego, że ktoś zmarły mógł na nią czekać, naprawdę ją wystraszyła.
-Kim jesteś?- wychrypiała prawie tak samo cicho, jak duch.
-To ja...Józef...Brat.
Klara patrzyła z niedowierzaniem na poświatę. Nie mogła uwierzyć, że to może być jej brat. Brat, którego zabili jej wujowie kilka lat temu. To prawda, nie miał pojęcia, gdzie była teraz, ani gdzie dokładnie zginął Józef, ale nie uważała za prawdopodobne tego, że znajduje się blisko dworu, w którym kiedyś mieszkała.
-Jak to możliwe?- zapytała, pełna wątpliwości, chociaż czuła przecież, że duch nie kłamie.
Jej brat poprowadził ją do drugiego pokoju, pozostawiając uśpione poświaty w ich spokojnym śnie. Był on tak samo zakurzony, jak reszta domu, ale Klara zupełnie przestała na to zwracać uwagę. Zdjęła swój podróżny płacz i ułożyła go na podłodze, z której odgarnęła butem warstwę brudu. Opadła niemalże bezwładnie na przygotowane posłanie, oparła się o ścianę i przymknęła oczy. Była gotowa, by wysłuchać tego, co mam jej do powiedzenia Józef.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 18, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

DziedziczkaWhere stories live. Discover now