Rozdział II

190 20 4
                                    

Klara pozbawiona w jedną noc rodziców i resztek swojego poprzedniego życia, zamieszkała u państwa Maweckich. Z lat dzieciństwa pamiętała panią Katarzynę, która przyjaźniła się z jej matką. Teraz właśnie ta kobieta, miała stać się jej jedyną bliską osobą.
Oceniając po wyglądzie i stylu bycia, można byłoby uznać Katarzynę za niemiłą i oschłą osobę. Uroda z biegiem lat uleciała z jej szczupłego, wręcz kościstego ciała, któremu kobiecości dodawały jedynie suto zdobione suknie i duża ilość kosmetyków. Katarzyna do wszystkich odnosiła się ze swoistym dystansem i flegmą godną niejednej angielskiej damy. Nie prowadziła bogatego publicznego życia, wolała spędzać czas wraz ze swym mężem, którego, z wzajemnością, otaczała wielką miłością. Nie mieli dzieci, a swój majątek głównie inwestowali w kościoły i biblioteki.
Jako jedni z wielu zaproponowali Klarze mieszkanie u siebie, ale, jak się zdawało dziewczynie, tylko im nie zależało na pieniądzach.
Klara już w pierwszych tygodniach zaprzyjaźniła się szczerze z Katarzyną. Przy bliższym poznaniu okazywała się ciepłą kobietą, na której życie odcisnęło swoje piętno, pozbawiając ją możliwości posiadania dzieci. Ta przypadłość zadecydowała o tym, że uśmiech Katarzyny zgasł na zawsze tak jak i wspomniana uroda.
Długie wieczory małżeństwo wraz z dziewczyną, spędzali na czytaniu książek i rozmowach o przyszłości.
Nie ulegało wątpliwości, że należy jak najszybciej zrobić coś z podupadającymi manufakturami Niedballa. Pan Jędrzej Mawecki radził się różnych przyjaciół, żadna jednak ich propozycja nie wydała się dobra Klarze. Chciała utrzymać imperium dziadka, jednak nie miała zdolności, które mogłyby jej w tym pomóc. Posiadała ona na szczęście osobliwy dar, patrzenia ludziom w serce. Klara wiedziała, komu może zaufać i dzięki temu uniknęła wielu złych decyzji.
Dziewczyna nie wspominała ani rodziców, ani reszty rodziny. Czasami tylko widziała w snach płonący dwór i unoszące się nad nim duchy zmarłych.
Pewnego listopadowego dnia wybrała się powozem, w ukryciu przed Katarzyną, do swojego dawnego domu. Czuła, że jeszcze raz powinna zobaczyć to miejsce, by móc na zawsze je wyrzucić z pamięci.
Do taktu z chrzęstem suchych, opadłych liści, obeszła spalony budynek. Nie pozostało nic, z jej pokoju na piętrze, z jej zabawek, porcelanowych lalek i szafy pełnej ubrań. Klara nie żałowała tego wszystkiego, żałowała straconego czasu, jaki spędziła w tym dworku.
Czasami robiła sobie wyrzuty, że nie stać ją na łzy i opłakiwanie zmarłych rodziców, uważała siebie za przeklętą i nie wartą dalszego życia. Stojąc jednak teraz, wśród rozwiewanych co chwila umarłych liści, przypomniała sobie wszystkie złowieszcze szepty rodziny, która już planowała jej śmierć.
Klara wpatrywała się w zgliszcza, dopóki przestała odczuwać swoje zziębnięte palce.
Trzy dni później zmarła pani Katarzyna.
Znaleziono ją o poranku w kuchni, z podciętymi żyłami. Podłoga tonęła w lepkiej masie koloru Burgunda. Na stole leżała pośpiesznie napisana, również zbroczona krwią, kartka. Katarzyna przepraszała wszystkich i tłumaczyła, że musiała to zrobić, bo nie mogła już wytrzymać „tych piekielnych głosów''.
Klara z całą jasnością pojęła, że to jej wina. Chciała rozprawić się na zawsze z demonami przeszłości, jednak te wolały przyjść za nią i zniszczyć tak bliską jej sercu osobę.
Klara nie wychodziła ze swojego pokoju aż do pogrzebu, jedząc i pijąc tylko raz dziennie. Głodząc się, chciała zadać sobie ból. Nie przeszło jej przez myśl, by popełnić samobójstwo- w ten sposób przegrałaby tę walkę i pokazała, że nie potrafi żyć z takim ciężarem. Karą za to, co spotkało Katarzynę, miało być więc dla niej dalsze życie.


DziedziczkaWhere stories live. Discover now