Historia pewnego jeziora

123 42 18
                                    

Pamiętał to jak smak pierwszych samotnych wakacji, kiedy rodzice po wielu prośbach pozwolili mu pojechać na obóz nad jeziorem. Uwielbiał zapach wody i mokrej trawy. Podczas tego lata poznał jezioro z różnych stron. Rankiem jawiło mu się jako nieodkryta tajemica, w południe otwierało się i zachęcało ludzi iskrzącą się w słońcu taflą, wieczorem budziło przerażanie. Już samo patrzenie w czarną otchłań przerażało Konrada, ale codziennie wieczorem bacznie wypatrywał ruchu na zastygłej tafli.

Niezmącona niczym tafla odbijała blask książyca. Była pełnia. Widok zachwycił Konrada i wiele nie myśląc, po cichu wymknął się z domku letniskowego. Miał nadzieję nie spotkać wychowawcy, bo sprowadziłoby to na niego niemałe kłopoty. Prześlizgnął się w części spowitej cieniem i stanął naprzeciw jeziora. Przeszedł na koniec mostu. Zauroczyła go srebrna poświata i zaczął powoli iść w jej kierunku. Jego oczy wręcz pochłaniały ośpiający blask. Książyc był taki duży i niedościgniony. W pewnym momencie jego noga znalazła się tuż nad powierzchnią wody, a potem stopa chłopaka gładko opadła na taflę. Postawił drugą stopę. Szedł. Szedł po wodzie. Jego umysł nie zarejestrował tej nadzwyczajności. Wciąz wpatrywał się w księżyc wiszący nisko nad ziemią. Coś święcącego się w czarną noc przemknęło przez jezioro. Światło stworzenia było mocniejsze niż światło księżyca, jak gdyby odbijało je. Iskrzyło się i po wytężeniu wzroku dało się dojrzeć postać łabędzia, który delikatnie sunął przez środek jeziora. Wzrok Konrada przeniósł się na owo niezwykłe zjawisko i powędrował za nim, aż to zniknęło w gęstwinie. Nagle przed Konradem wyrosła ruchliwa ulica. Stał na samym środku. Dostrzegł nadjeżdżającą z oddali rozpędzoną czerwoną hondę.

- Ojej! Pomocy! Pomocy- usłyszał dziewczęcy głos.

Wtem wspomnienie o ulicy rozmyło się, tafla załamała się pod Konradem i chłopak z wielkim pluskiem wpadł do wody.

Kiedy rano Konrad obudził się podpięty do kroplówki wciąż słyszał echa głosu jakiejś dziewczyny. Nie do końca pamiętał co stało się nad jeziorem. Nie wiedział skąd w jego wspomnieniach czerwony samochód. Wiedział jednak, że zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. Pamiętał jak jego stopy delikatnie opadały na taflę jeziora, jak gdyby stawiał je na miękkiej trawie.

Opowiedział o wszystkim mamie, pomijając jednak fragment o rozmazanym widoku samochodu i łabędziu. Łabędź był przecież całkiem prawdopodobny, a co do samochodu, nie chciał, żeby mama uznała go za kompletnego wariata. Dostał wtedy swoją pierwszą książkę Podróżnika. "Zaczyna się od księżyca i jeziora, tak, księżyc i jezioro mają w sobie coś odwiecznie magicznego. Woda jest żywiołem oczyszczenia, a przenosząc się w czasie możemy oczyścić swoje sumienie. Księżyc symbolizuje światłość, czyli uznanie podróży w czasie jako rzecz Większego Dobra" mówił pierwszy akapit książki, z którą Konrad miał się nie rozstawać jeszcze długie lata. Długo szukał też informacji o łabędziu, która często nie dawała mu spokoju. Nigdzie jednak nie mógł jej znaleźć, więc parę lat później zaniechał poszukiwań.

Zakochani w czasie Where stories live. Discover now