Prawnuczka Lucyfera

24.3K 818 91
                                    


Rozdział 1

Pogoda była dość pochmurna, gdy rano szłam na przystanek autobusowy. To była moja pierwsza jazda, więc obawiałam się, że wysiądę na złym przystanku lub się spóźnię. Dziś był tym dniem którego tak bardzo się bałam. Odkąd skończyłam podstawówkę świat nabrał innych kolorów. Na początku były one przyjemne. Tutaj w tym nowym kraju wszystko wydaje się takie inne. Wszystko ma ten sam kolor, po prostu mi jeszcze nie znany. Gdy moi rodzice zdecydowali się wyjechać to na prawdę zapadła się cała ziemia pod moimi nogami. Ja wiedziałam tylko, że muszę wszystko co kocham i znam zostawić i zacząć całkowicie od nowa.
W tym momencie widziałam to wszystko jako karę, dziś wiem jak ten dar docenić. Miałam dość nietypowa naturę, wyraźne kości policzkowe, cimne oczy, mały nosek z lekkim chaczkiem jak wiedźma z Salem. Moje włosy byly kasztanowe a sylwetke odźeczyłam po mojej smukłej jak klepsydra mamie. Byłam dość wysoka jak na swój wiek, dlatego wszyscy uważali mnie za rok starszą. Potrafię siebie zaakceptować taką jaka jestem i czuje sie szczęśliwa w moim ciele, gdyby nie to byłby to grzech. Bóg chciał żebym tak żyła i dziękuję mu dzień w dzień za to że mam wszystko co nam jest potrzebne. Lubię styl i elegancje, ale nie uważam tego za najważniejsze. Wole spojrzeć w lustro i zobaczyć czystą, delikatną i naturalną twarz niż umalowaną i plastikową maskę, która krzywi się w sztucznym uśmiechu. Potrafię wysłuchać każdego, zawsze jestem otwarta na czyjeś pomysły i poglądy ponieważ, wszyscy powinniśmy być równi oraz szanować zdania innych. Nienawidzę nietolerancji, zniewagi innych
. Jestem szczerą i otwartą osobą jednak tylko do czasu gdy moje kruche serce zostanie zranione lub poczuje ból. Wtedy staje się jak z kamienia, zamienia się
w kostkę lodu tak żeby nie doszło do dalszych pęknięć. Bałam się tej przemiany, ale nie mogłam tego kontrolować, mój organizm wytwarzał barierę muru, którego nikt nie może przełamać. Uczucia zostają zablokowane, a czasem zniszczone. Na zewnątrz gram uśmiechniętą, wesołą i dobrą przyjaciółkę, córkę a w środku żyły płoną mi z bólu
i nienawiści. Moja głowa boi się, że niedługo nie będzie miała się z kim kłócić o samotność, strach, ból, nienawiść i miłość. Ta obrona zabiera mi największych przyjaciół...

A wracając do rzeczywistości, musiałam 40 minut siedzieć w śmierdzącym paliwem, zatłoczonym busie. Większość miejsc była już zajęta jednak udało mi się znaleźć jakieś wolne. Gdy wysiadłam doznałam szoku. Szkoła była ogromna, jak 4 albo 5 mojej poprzedniej. Na dziedzińcu stała kamienna "fontanna" ze strasznie brudną wodą. Po drugiej stronie stał stojak na rowery. Zauważyłam, że dużo więcej osób jeździ na rowerach niż przyjeżdża autobusem. Szłam szybkim krokiem do wejścia gdyż nie mogłam znieść jak grupki uczniów na mnie patrzą. Szkoła była wielka, ale na szczęście sekretariat był przy samych drzwiach. Dość duże, oszklone pomieszczenie z trzema biurkami i dwoma parami drzwi po obu stronach. Sekretarka okazała się miłą, trochę niższą ode mnie kobietą po 30. Miała brązowe włosy. Przywitała mnie z uśmiechem na twarzy po czym spytała:

- Witam w czym mogę pomóc?

- Ja... Ja jestem nowa i szukam klasy.. 9.. A- Zawsze się jąkałam i zacinałam w takich sytuacjach. A zwłaszcza w nowym mieście i nowej szkole.

- Ach rozumiem Ty jesteś Sara tak?

- Tak... - Oh miło Cię poznać, cieszymy się że mamy od teraz nową uczennice. - Podeszła do biurka, podała mi plan lekcji i wytłumaczyła gdzie znajduje się moja klasa. Szkoła była cała wyłożona szarym, szorstkim dywanem. Hol był pełny, a uczniowie stali w przejściu i witali się nawzajem. Inni szli do wielkiego planu i patrzyli z nadzieją czy jakieś lekcje są odwołane. Kilku dyskutowało ze sobą z uśmiechem, a inni odchodzili z zawodem w oczach. Szłam szybko lecz dziwne spojrzenia mnie nie ominęły. Błagałam żeby nikt mnie nie zauważył ale niestety przy moich kasztanowych włosach i karmelowej karnacji, do tego jeszcze obcisłe rurki na moich długich nogach, zwiewny podkoszulek z gwiezdnym diamentem i czarna skórą to było niemożliwe. Nie chciałam zmieniać swojego stylu, tylko dla tego że ktoś na mnie krzywo patrzył. Nie lubię być za bardzo w centrum uwagi ale nie chcę być też cichą szarą myszką. Tak wiem jestem pokręcona, ale taka już jestem. Nie wszyscy muszą mnie akceptować. Mi wystarczy, że moje dwie najlepsze przyjaciółki Collin i Victoria mnie rozumieją. One są moją podporą w tym świecie, tylko teraz z tą przeprowadzką jest nam trudniej. Każda mieszka w trzech innych miastach i przynajmniej 600 km oddalonych od siebie. Jeszcze dwa lata temu jak sobie przypomnę szłyśmy wszystkie razem do szkoły, bo mieszkałyśmy na jednej ulicy i w tym samym bloku. Ja na samym początku, Victoria na środku, a Collin na końcu budynku. Byłyśmy nierozłącznymi trzema wariatkami w jednej klasie i na tej samej ulicy. Nie tylko przyjaciółkami ale także siostrami, bratnimi duszami. Nasze ciała i charaktery były totalnie inne, ale nasze duchy łączyły się w jedność. Teraz jesteśmy blisko duchowo, a nasze ciała są oddalone, jednak to nam nie przeszkadza. Ja nie czuje, że nie ma ich przy mnie, czuję ich obecność w każdej minucie. One siedzą w tym moim pokręconym sercu i trochę je ogrzewają. Piszemy do siebie codziennie, utrzymujemy stały kontakt. Nie ważne jak daleko bym była one zawsze są ze mną. Do klasy dotarłam równo
z dzwonkiem. Wszyscy podnosili się z podłogi targali ciężkie plecaki i torby. Doskoczyłam szybko przed zamknięciem drzwi. Podeszłam do jakiegoś wolnego miejsca na samym końcu w rogu. Światło tam prawie nie docierało, ale to nikogo nie obchodziło. Nauczyciel nawet mnie nie zauważył. Całą lekcje przesiedziałam podparta ramieniem i przyglądałam się jak niski, łysy facet po 40 pisał jakieś liczby na tablicy. Na przerwie postanowiłam poszukać kafejki. Po drodze wszyscy się na mnie gapili jak na jakieś UFO, ale nik nie powiedział do mnie nawet słowa. W końcu doszłam do kafejki gdzie roiło się od małych dzieci
i przemądrzałych, pryszczatych nastolatków. Kilkoro "dorosłych" uczniów siedziało przy stołach i gawędziło sobie, albo pisało jakieś zadania. Nie byłam dość głodna żeby stać w tej gigantycznej kolejce. Przyjrzałam się paru osobom, ale nic specjalnego nie zauważyłam. Jednak po chwili na kogoś wpadłam. To była ładna blondynka o niebiesko-szarych oczach. Posiadała kilka niedoskonałości , lecz doskonale zakryła je podkładem i pudrem. Miała blond włosy do pasa i białą luźną koszulkę z napisem "Angel" ,do tego obcisłe spodnie oraz czarną obcisłą katanę. Z racji że jeszcze nie byłam dobrze przyzwyczajona do języka powiedziałam:

Prawnuczka LucyferaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora