Rozdział czwarty - Balsam oślepiający

2K 114 4
                                    

Od początku roku szkolnego Draco, wypracował sobie pewien rytuał, którego trzymał się każdego dnia. Ze swojego pokoju wychodził dość późno, tak by od razu po śniadaniu udać się na zajęcia, dlatego zabierał ze sobą torbę pełną podręczników, a także (od niedawna) niewielką saszetkę z probówkami, w których znajdowało się kilka dość paskudnych eliksirów, na wypadek, gdyby Wieprzlej postanowił znów czyhać na jego życie.

Przy następnej próbie ataku po prostu wylałby mu na twarz coś, co sprawiłoby, że jego własna matka by go nie poznała. Blondwłosy starał się nie myśleć o tym, że wszystkie eliksiry, które posiadał były spuścizną po służbie w szeregach Śmierciożerców.

Z niewielkim pośpiechem przechodził przez Pokój Wspólny, który jak zwykle świecił pustkami – Ślizgoni rzadko przebywali w swoim towarzystwie dłużej niż było to konieczne, gdyż ich nuda często prowadziła do rodzenia się kolejnych konfliktów. Gdy wchodził do Wielkiej Sali większość uczniów kończyła śniadania z ociąganiem szykując się do pójścia na pierwsze po weekendzie zajęcia, dlatego z zadowoleniem rozsiadł się na ławce przy swoim stole, zaczynając od nalania do filiżanki gorącej jeszcze kawy.

Zabierając się za jedzenie stojących przed nim tostów chłopak z zadowoleniem chwycił leżącą przed nim gazetę. Prenumeracja Proroka Codziennego nie była spowodowana zainteresowaniem jego treścią, a jedynie próbą zatuszowania przed innymi faktu, że brakuje mu osoby, z którą mógłby porozmawiać.

Blondwłosy kątem oka spojrzał w stronę stołu Gryfonów, uśmiechając się nieznacznie na widok nadal zapuchniętego oka Weasleya. Sam nie wyglądał najlepiej, jednak po dłuższych oględzinach przed lustrem stwierdził, że nos raczej nie powinien być złamany, dlatego odpuścił sobie wizytę w Skrzydle Szpitalnym.

Obok rudowłosego jak zwykle siedziała Granger, grzebiąc w swojej owsiance ze znudzoną miną. Ostatni raz Draco widział się z dziewczyną po jego feralnej bójce - wczorajszego dnia wyszedł zanim zdążyła do niego przyjść, wrócił zaś, gdy już jej tam nie było. Nie miał ochoty narażać się na jej pretensjonalny ton głosu, którego użyłaby w celu wyrzucenia go z jego pokoju.

Chłopak spojrzał na zegarek, znajdujący się nad drzwiami wejściowymi, szybko wepchnął resztę tosta do ust i ruszył w stronę sali do obrony przed czarną magią. Na posadę nauczyciela tego przedmiotu przyjęta została profesor Tippet – kobieta w średnim wieku, która doprowadzała go do szewskiej pasji swoim aż nazbyt optymistycznym podejściem do życia. Z szerokim uśmiechem wpuściła grupę do klasy, klaszcząc w swoje (niewielkich rozmiarów zresztą) ręce.

- Dzisiaj przygotowałam dla was coś specjalnego – rozpoczęła zajęcia, ukazując stojący za jej plecami długi podest. Nie musiała tłumaczyć swojej niespodzianki, gdyż każdy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego dotyczyła. Draco skwitował jej pomysł głośnym prychnięciem, ściągając na siebie kilka karcących spojrzeń.

Z ręką na sercu mógł przyznać się do tego, że większość przedmiotów sprawiała mu sporo problemów ze względu na jego niewielką chęć do nauki, a jego oceny zwykle wahały się pomiędzy nędznym a zadowalającym, co jednak zbytnio mu nie przeszkadzało. Jeśli chodzi jednak o pojedynkowanie, czuł, że jedynym godnym dla niego przeciwnikiem w tej sali mogłaby być co najwyżej nauczycielka, a i to tylko dlatego, że jej umiejętności nie zdążył jeszcze do końca poznać.

Lata przygotowań przed wstąpieniem w szeregi Śmierciożerców oraz miesiące walk w czasie minionej wojny pozwoliły mu wyszkolić się w tym do perfekcji.

- Ze względu na to, że jest was ledwo ponad czterdziestka, podzieliłam was na dwie grupy – jedną złożoną z Gryffindoru i Slytherinu, która pojedynkować będzie się dzisiaj, zaś Puchoni i Krukoni zrobią to na następnych zajęciach – kontynuowała nauczycielka, ukazując skomplikowane wykresy, które pomóc im miały w odnalezieniu kolejnej osoby do pojedynku. – Co do zasad: po przegranej, automatycznie odpadamy. Jeśli zawalicie raz, nie będziecie mieć już drugiej szansy – wytłumaczyła kobieta, z ekscytacją pocierając dłonie. – Wypuszczenie różdżki z ręki jest równoważne z poddaniem się i zakończeniem pojedynku. Zaklęcia niewybaczalne są oczywiście zabronione, chyba nie muszę tego tłumaczyć. Wszystkie chwyty dozwolone, jednak w granicach dobrego smaku; jeśli stwierdzę, że ktoś przesadza, od razu przerwę walkę. Czy wszystko jest zrozumiałe?

Po drugiej stronie lustra ~ dramione ✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin