Rozdział siedemnasty - Po drugiej stronie lustra

1.8K 94 55
                                    

Martwe ciało Lucjusza wyglądało, jakby ktoś rzucił na niego wyjątkowo nieprzyjemną klątwę. Powykręcane kończyny i wyraz niezwykłego cierpienia na twarzy sprawiały, że Draco nie był w stanie patrzeć na swojego ojca, nie chcąc, żeby ten obraz wyrył się w jego pamięci do końca życia.

Obawiał się, że utrata obojga rodziców będzie dla niego straszliwym ciosem, okazywało się jednak, że śmierć matki była jedynym, co go ruszało. Zbyt późno uświadomił sobie, że Lucjusz był zwykłą kanalią i zasługiwał na Azkaban, do którego nigdy nie trafił. Jego odejście przynosiło niewysłowioną ulgę i nadzieję na to, że ten koszmar w końcu dobiegnie końca.

- Podano mu truciznę – wyjaśnił Magomedyk, kończąc badanie i wypełnianie dokumentacji. Następnie poprawił kitel i spojrzał pytająco na jedynego syna ofiary. – Czy chce pan żebym zgłosił do Ministerstwa popełnienie przestępstwa, czy...

- Ja zajmę się wszystkimi formalnościami – przerwał mu Draco rzeczowym tonem, po czym kiwnął w jego stronę w lekko pospieszającym geście. – To by było chyba na tyle.

Lekarz pożegnał się szybko i wyszedł, pozostawiając blondwłosego samego. On jednak nie zamierzał zostawać w pomieszczeniu z trupem zbyt długo, od razu kierując swoje kroki w stronę pokoju zajmowanego przez jednego z najcenniejszych popleczników swojego ojca.

- Draco, co cię sprowadza? – Zastępca Ministra Magii na widok młodego Malfoya uśmiechnął się do niego po ojcowsku, przyjmując maskę uprzejmości. Chłopak nie zamierzał jednak wdawać się w pogadanki, od razu przechodząc do rzeczy.

- Powiedz mi, Siergiej – zaczął, zajmując miejsce w fotelu, naprzeciwko swojego wroga. – Zabicie mojej matki ci nie wystarczyło i musiałeś zabrać mi również ojca?

Mężczyzna na kilka sekund zamarł w zaskoczeniu, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się obrzydliwy uśmiech.

- Najchętniej wysłałbym do grobu całą tą przeklętą rodzinę – syknął. Po jego miłej postawie nie było już śladu.

- Szkoda w takim razie, że zdążyłem cię przejrzeć.

- I co z tym niby zrobisz? – Głośny śmiech mężczyzny sprawił, że na plecach Draco mimowolnie pojawiły się ciarki. – Nie masz na mnie żadnych dowodów. Słowo jednego z najwyższych urzędników w Ministerstwie przeciwko słowu Śmierciożercy. Jak myślisz, komu uwierzą?

- I jak planujesz to rozwiązać? – Draco z niedowierzeniem zazgrzytał zębami. Spodziewał się chyba wszystkiego, ale taka sytuacja nawet nie przeszła mu przez myśl.

Czarnowłosy podniósł się z miejsca i odwrócił plecami do chłopaka, spoglądając przez okno, wprost na rozległy ogród, jakby jego widok pomagał mu skupić myśli.

- Dziś wieczorem ogłoszę zebranie, na które wezwani zostaną wszyscy członkowie. Oskarżę cię o zabójstwo swojego ojca i wymierzę karę, wcześniej wzywając Aurorów, którzy dostaną całą grupę byłych Śmierciożerców podaną jak na tacy. Zeznam, że pracowałem, jako szpieg, co nie będzie mijało się z prawdą w dość dużym stopniu, bo nie za bardzo interesowały mnie motywacje tej... sekty. Minister nagrodzi mnie orderem za zasługi, napiszą o mnie książki, bla, bla, bla.

- Zaraz – Ślizgon przerwał wywód mężczyzny, parskając śmiechem, w którym ciężko było doszukać się śladów rozbawienia. – Zabijesz mnie? I tak po prostu mi o tym teraz mówisz?

- Obawiam się, że nie mam wyjścia – odpowiedział czarnowłosy wzruszając ramionami. - I radzę ci nie robić głupot, jeśli chcesz, żeby twoja szlama przeżyła dzisiejszy wieczór.

Draco ze złością podniósł się z miejsca i opuścił pomieszczenie, mocno trzaskając drzwiami. Nie obchodziło go już nawet co kierowało Aristowem i czy była to kwestia zemsty, czy zazdrości, jednak nie zamierzał w to wnikać.

Po drugiej stronie lustra ~ dramione ✔Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu