Rozdział 54

1.4K 91 6
                                    

Wcześniej czyste, błękitne niebo zamieniło się w czarny mur, który co chwile wypuszczał ze swojego wnętrza mordercze pioruny. Mieliśmy właśnie wlatywać w jeden z bezpieczniejszych tuneli powietrznych kiedy Tanatos się zatrzymał.
- Musimy uciekać. - złapał mnie za rękę i szybko zaczął lecieć w stronę epicentrum.
- Oszalałeś?! Chcesz nas zesłać do Tartaru? Kto tam jest?
Nic nie odpowiedział.
- Kto tam jest? - krzyknęłam by mój głos przebił się przez huk gromów.
- Wysłannicy Zeusa. Zapewne cię szukają.- pomachał jeszcze trochę swoimi skrzydłami aż w końcu się zatrzymał.
- Lecimy do mojej rezydencji. - wyjął ze spodni czarny sztylet którego wcześniej nie widziałam. Szepnął jakąś formułkę, zaklęcie oczywiście, i z prędkością strzały Artemidy przeciął nim powietrze. W miejscu, które przejechał powstało czarne, opalizujące przejście. Nic nie zdążyłam powiedzieć, wziął mnie za ramiona i dosłownie tam wrzucił.

Leciałam przez ciemność słysząc skrzeki i piski nieznanych zapewne mi istot. Próby machania skrzydłami nie dawały żadnego efektu, więc dałam się porwać zimnemu wiatru.
Nagle czerwony połysk strzelił mi prosto w oczy z rubinowego sklepienia podziemii.
Szybko zamachałam skrzydłami lecz dało to tyle, że trochę zwolniłam a ziemia co chwilę się zbliżała.
- Jeśli nie chcesz mieć mojej rozwścieczonej demonicy na karku to złap mnie, JUŻ! - wrzasnęłam do Tanatosa lecącego za mną, którego sytuacja najwyraźniej bawiła.
Strzelił we mnie szarą kulą energii dzięki której wolno i bezpiecznie opadłam na ziemię. Poprawiłam ubrania i wzięłam głęboki wdech, który teoretycznie pomaga, a praktycznie pomaga się wyłącznie przygotować na coś gorszego. Z tyłu wylądował Bóg Śmierci. Byłam do niego odwrócona plecami.
- Dopóki nie rzucam się na ciebie z wodą święconą, wytłumacz mi dwie rzeczy. Pierwsza, dlaczego mnie wrzuciłeś do tego portalu w taki a nie inny sposób i kolejna- odwróciłam się do niego czując jak oczy zmieniają swój kolor na czerwony - Dlaczego do cholery tutaj ?!
- To jedyne miejsce, w którym jesteśmy bezpieczni. Tutaj wysłannicy bogów nie mają dostępu i są osłabieni. Właśnie dlatego nie mogłaś lecieć. - powiedział po czym wskazał na wielki, kamienny zamek - Wejdziemy czy nocujemy z wilkołakami na gołej skale?
- Prowadź. - bawiłam się kulką magmy, którą odkleiłam od dłoni, pewnie dostała się tam po upadku, dawała przyjemny ból i ciepło.

Prowadził nas przez most linowy. Pod nami było bezkresne morze lawy, a nad naszymi głowami latały mroczne rumaki. Tymczasem Tanatos podśpiewywał sobie pod nosem pewien rytm.
- Pieśń do niemiłości ? - spytałam się o rozpoznany utwór.
- Jestem w szoku, że to znasz. To dość stara piosenka.
- Hekate mi to śpiewała. - przypomniały mi się wieczory kiedy mama śpiewała mi ją do snu gdy nie mogłam zasnąć.
- To może razem co? Na trzy? - zaproponował.
- Jasne, ale nie wiem czy wszystko pamiętam.
- Wspaniale, na raz... Dwa... Trzy!

Miłości piękna
Miłości wyśniona
Ja choć się staram
Tyś wciąż niespełniona

Więc otul mnie ogniem
I przykryj pragnieniem
Bo ja jestem Bogiem
I siebie nie zmienię

Gdy tańczę samotna
I płaczę goryczą
Tyś wtedy nie przy mnie
Odjeżdżasz swą pryczą

Z kości stworzoną
I krwią mą polaną
Na drzwiach powieszoną
I w smutku wypraną

I jedziesz przez pola
A ból tu się kręci
Bo jesteś szalona
Bliźniaczka ty śmierci

- Nawet ładnie śpiewasz. - powiedziałam zszokowana jego talentem
- Gdy jestem sam w domu, czyli przez 90% mojego istnienia, śpiewam do łyżek, pałeczek od perkusji i prysznica więc coś się wykształciło.
- Naprawdę coraz bardziej przypominasz mi Apolla.
- Nie różnimy się tak bardzo. I on jest bogiem i ja nim jestem. Nic wyjątkowego.

Trafiliśmy na schody pałacu a drzwi się otworzyły.
- Witamy pana... I panią. - dwaj mężczyźni w zbrojach spojrzeli się na mnie dziwnie.
Podbiegły trzy kobiety.
- Witamy pana ponownie! - ukłoniły się - Czy mamy przygotować posiłek? - mówiły równo niczym Siostry.
- Owszem, trzecią sypialnię również. - szedł dumnie wyprostowany - Ariadna zamieszka u nas przez pewien czas.
- Czekaj, że co? - podniosłam głos - Ile czasu mam według ciebie tutaj zostać? - weszliśmy do jadalni.
- Tyle ile będzie potrzeba. - zajął miejsce przy stole a ja usiadłam naprzeciwko - Dopóki oni cię szukają oznacza to, że jesteś im potrzebna. Tutaj nie wejdą więc jesteś bezpieczna, a to aktualnie najważniejsze. - zrobiło mi się przyjemnie ciepło na sercu po jego słowach, poczułam, że ktoś chce o mnie zadbać i to nie tylko Tanatos. Chociażby Kronos. Powinnam być bardziej wdzięczna za tych, którzy mnie otaczają.
Mroczne gosposie przyniosły talerze i nałożyły nam iście królewskie dania.
- Smacznego. - powiedziały uśmiechnięte i odeszły szepcząc między sobą. Zastanowiłam się nad pytaniem, które chciałam zadać.
- Tantosie? - powiedziałam pytająco
- Tak? - odłożył widelec z nadzianym kawałkiem wołowiny
- Dlaczego inni Bogowie nie mają tutaj wstępu?
- A kto chciałby trafić na granice Tartaru i Hadesu? To miejsce od zawsze było najniebezpieczniejszym dla nich.
- Chcesz powiedzieć, że abym była bezpieczna przyprowadziłeś mnie na granicę śmierci i cierpienia? - agresywnie, jeśli można tak to nazwać, nabiłam ziemniaka na małe widełki.
- Owszem, czuj się jak u siebie, bo tak właściwie jesteśmy nawet blisko pałacu Hekate.
- Naprawdę? - ciekawe co myśli teraz o mnie moja matka, która zawsze mi pomagała a jej córka postanowiła obalić Olimp.
- No... Jakbyś wyleciała dzisiaj to za jakiś tydzień byś może była.
- No tak, wspaniale, w takim razie już znam twoje znaczenie wyrażenia "blisko". Teraz jestem ciekawa słów "trochę", "mało" i "krótko".- zaśmiał się pod nosem i złapał butelkę wina, otworzył, zalał prawie cały kielich po czym mi podał.
- Tutaj masz trochę. - wstał i nałożył mi szczypcami na talerz monstrualną ilość sałatki - Proszę, oto twoje mało. Usiadł spowrotem.
- A "krótko" mi nie pokażesz? - uśmiechnął się szeroko i zostawił to bez komentarza. Zajęliśmy się swoimi daniami.

Cholera, jak mam się zająć planowaniem wojny siedząc pod ziemią? Jeszcze do tego dochodzi on... Rozprasza mnie myślenie o nim a co dopiero wspólne mieszkanie.

Złapałam pełny kielich i zaczęłam oglądać wielki obraz wiszący za Tanatosem.

Ciekawe kiedy dostanę swoją rolę.
Jeszcze w tym życiu czy muszę umrzeć? Dobra walić to. Pierwszego września na polach obozu odbędzie się rzeź a ja myślę o sobie. Olimpijczycy muszą zostać osłabieni wcześniej... Bój z Gigantami na ziemii i wojna Bogów z Bogami. Gdyby skierować Gigantów na Olimp byłoby pięknie, ale to zbyt debilne istoty żeby z nimi współpracować

- Ariadno, może już wystarczy? - powiedział Tanatos wyrywając mnie z zamyślenia
- Hmm? O co chodzi? - spytałam zdziwiona.
- Wypiłaś niemal cały kielich. To za dużo. Pod wpływem alkoholu łatwiej cię zmanipulować a to może cię zgubić.
- Jestem tutaj pół godziny a już czuję się jak przy Demeter! Proszę, nie praw mi lekcji.
Nastała chwila ciszy przerywana wiatrem na zewnątrz.

- O czym tak intensywnie myślałaś, sącząc jak kaktus wino?
- Na pewno nie o tobie. - dokończyłam górę sałatki z niechęcią - A tak na prawdę to o osłabieniu dwunastki. Jeżeli jeszcze nie znają naszych zamiarów, w co szczerze wątpię, to musimy zaatakować ich w pewnym stylu. - zatarłam ręce morderczo się przy tym uśmiechając.
- Jakim? - jego wzrok wyrażał chcęć poznania najbardziej nikczemnego z najokrutniejszych planów świata.
- Najgorszym i tak szalonym, że wykracza poza normę. W moim.



Jedyna. HerosiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz