Rozdział 6

4.1K 260 16
                                    

-Nico i Grover się przytulają przez sen! - Percy pobiegł pierwszy a za nim dwa kroki Ann która prawie się potknęła o równie ciekawą sytuacji chimerę.
- Czekajcie mam telefon w plecaku.- Percy chciał już wychodzić.
- Stój, ja mam.- zatrzymała go Ann.
- Rób zdjęcie. Tylko po cichu.- zaśmiałam się łagodnie. Syn Posejdona wziął telefon i zaczął uwieczniać tę wspaniałą chwilę z wielu perspektyw.
Co najmniej dziesięć fotek.
- Dobra panie fotograf już wystarczy.- powiedziała córka Ateny gdy wspomniany kolega złapał rękę Nica i położył ją na głowie fauna a nogę futrzastego włożył między nogi Nica. Niesamowite, że jeszcze sie nie obudzili po takich eksperymentach z ich ciałami. Jak na komende obaj otworzyli oczy i ze zdziwieniem, w tempie natychmiastowym się od siebie odsuneli.
- Co się tu odwaliło?- zaczął czarnowłosy- I czemu do cholery robisz mi zdjęcia typie?
Annabeth zabrała mu komórkę.
- Spaliście tak słodko moje gołąbeczki. To was nie chcieliśmy budzić. Kiedy ślub? Jak nazwiecie swoje dzieci? Grovico czy Niver? Które z was w tym związku jest kobietą? A może jesteście lesbijkami?- Dowalił im Percy. Chowałam twarz w dłoniach i płakałam umierając ze śmiechu. Nasza para młoda była czerwona ze wstydu a Rybia mordka wyglądała na zadowoloną.
- No chodźcie, bo naleśniki wystygną.- odwróciłam się do wyjścia gdzie siedziała Shy- O ile jeszcze jakieś zostały po mojej chimerze.- na moje słowa tylko się oblizała.

Wszyscy już siedzieli przy stole a ja kończyłam smażyć nową wieżę kaloryczną. Ogromny talerz wylądował na środku stołu i od razu wszyscy się do niego dobrali. Niestety w trakcie jedzenia Grover zaczął niewygodny temat.
- Gdzie są twoi rodzice? No wiesz. Nastolatka sama w lesie, brzmi absurdalnie.
- Wiesz... Jestem uzdolniona magicznie. Moja mama o tym bardzo dobrze wie i jest o mnie spokojna. Czasem ją odwiedzam chociaż najczęściej jest zajęta.- nie pytaj o tatę, proszę, nie pytaj o tatę a jak zapytasz to hańba!
- A Ojciec? -Ty futrzasty, wścibski kozłonogu!
- Tata nie żyje.- W pewnym sensie to prawda. Hades nie dość, że siedzi bez przerwy w podziemiach to ma martwe poczucie humoru.
- O... Przepraszam.- zajął się swoim talerzem.
- Spoko. Pogodziłam się z tym. Smakuje?
- Jasne!- Koziołka tak łatwo wykarmić.

Podczas śniadania opowiedziałam jeszcze kilka śmiesznych historii związanych z moim życiem tutaj w lesie. Nie było więcej pytań o moce i drzewo genealogiczne.

Po śniadaniu z gotowymi bagażami stanęliśmy pod drzwiami.
-Zabraliście wszystko? Nie chcę później znajdować obcych majtek na strychu albo ich resztek po zabawie kota.
Wszyscy pokiwali głową.
- Tak więc prowadźcie.
Po raz pierwszy wyruszałam na wyprawę poza "mój las". Przed wyjściem pouczałam zwierzęta co mają robić a czego nie. Ze sobą wzięłam Shy ponieważ jest za młoda aby zostać z innymi. Przy sobie w małej torbie miałam kilka mikstur, zioła, książkę i jedzenie. Picia będziemy mieć pod dostatkiem, bo zaraz przy trasie naszego marszu płynie strumień czysty jak diament. O ubrania nie muszę się martwić. Mogę coś utkać z mgły. Działa to tak, że skupiam się na tym co chcę ubrać a mgła- ta magiczna oczywiście- robi swoje.

- Wiesz coś może o uniwersum?- dopiero po chwili ciszy zorientowałam się, że to pytanie do mnie- Może słyszałaś coś od swojej mamy skoro ma wtyki w magii?
- Trochę wiem... Jest dzieckiem dwóch bogów. Była uczennicą Gai przez ponad trzy lata. Uczyła się na Olimpie z bogami panować nad ich mocami, ale od kiedu ich opuściła to ślad prawie po niej zaginął. O dziwo u niektórych ma status legendy. Tylko tyle niestety.- tonę w kłamstwach.
-Ale chociaż wiemy, że to jednak kobieta.- spojrzała się Ann na Nico a ja ogarnęłam, że popełniłam błąd mówiąc wszystko tak pewnie.
- To ktoś z twojego otoczenia ją znał bliżej, że tyle wiesz?- padło kolejne pytanie.
- Od plotki do plotki.- zakończyłam w ten sposób rozmowę.

Po chwili przypomniało mi się coś o tych białych kwiatach. Muszę ich wypatrywać.
Nigdy wcześniej ich w okolicy nie widziałam i raczej nie chcę widzieć.
- Patrzcie jaki śliczny!- Grover z dziwnym entuzjazmem rzucił się po coś na trawę. Nie widziałam tam niczego, ale jakiś biały odblask przeszył powietrze. No nie może być, że znalazł...
- Niesamowite!- obok niego kucnęła Ann- Tęczowy Liść!- co za ulga!
Podeszłam do nich.
- Tak, to drzewo, które widzicie tam.- wskazałam na drugi brzeg- Gdy rośnie ma liście zielone lecz gdy odpadają przybierają barwy tęczy a na sam koniec robią się przeźroczyste.
- Są trujące?- spytał Percy a Nico dalej chyba był zawstydzony poranna sytuacją.
- Nie, ale nie radzę bo...- Grover jednym, ultra szybkim ruchem go pożarł.
- A jaki dobryyy!- zachwycał się- Co chciałaś jeszcze powiedzieć?
- Patrz na swoje dłonie.- wszyscy się na nich skupiliśmy a po chwili zaczęły zmieniać swój kolor.
- To mi nie pasuje! Czy można to zmyć? Będę to miał na stałe?
- Wystarczy poczekać kilka godzin.
- Idziemy czy zachwycamy się tęczowymi łapami Grovera? Ludzie musimy wrócić i przeżyć a najlepiej jeszcze znaleźć Jedyną a wy się cieszycie i żrecie usrane liście. Chodźcie.

Trzy godziny minęły nam bardzo szybko. Musieliśmy przystać przez bolące kolano Percy'ego. Nagle usłyszeliśmy szum nad głowami stający się coraz głośniejszy.
Spojrzeliśmy w niebo i dostrzegliśmy na nim czarny kształt, który powoli opadał.
Był on bardzo dziwny. Jakby połączyć statek z samolotem i przyczepić do tego silniki.
- Taki bajer mogła zbudować tylko jedna osoba- po cichu powiedział Percy.
Gdy machina wylądowała otworzyła się klapa na dole. Taki zwodzony most.
- Leo! - krzyknęli.
- Ludziska ile was można szukać?
Misja zakończona kapciem tak? Wsiadajcie, Chejron was potrzebuje. A to kto?- dodał patrząc na mnie.
Podeszłam do moich znajomych i obcego, jak pamiętam Leo.
- Cześć, jestem Aria.- przedstawiłam się.
- Pomogła nam wczoraj. Inaczej pewnie byśmy zginęli przez te cyklopy.- silnie gestykulował swoimi kolorowymi dłońmi Faun.
- No witaj, jestem Leo, do usług.- ukłonił się komicznie.
- Dobra! Bez zbędnych wygibasów! Wsiadajmy i lećmy. Jestem zmęczony.- wtrącił się Percy.
- Wsiadajcie! - ponaglił Leo.

Wczoraj rano obudziłam się z myślą, że będzie to kolejny nudny dzień z mojego życia a teraz stoję na pokładzie dziwnej maszyny lecąc w nieznane mi strony. Progres.
-Coś mi się wydaje, że będziesz miała pchłę na ogonie- stwierdziła Ann prowadząc mnie do wspólnego pokoju.
-Dlaczego?
-Leo zarywa do każdej nowo poznanej, ładnej dziewczyny więc przez najbliższe dużo godzin szykuj się na oblepianie wzrokiem i kiepskie podrywy mieszane z żartami o tej samej wartości.
-Ile będzie trwał lot?
- Może sześć godzin.
- Tak długo?
- Lataliśmy nawet przez miesiąc kiedyś po całym świecie. Te kilka godzin to pikuś.
- Rzeczywiście. A czym wy się zajmujecie w obozie? Walka, magia coś w tym stylu?- zdawałam dużo pytań żeby wiedzieć na co się szykuję.
- Mamy wiele zajęć. Jazda na pegazach, szermierka, greka i wiele innych. Codziennie mamy obozowe ognisko. Śpiewamy, tańczymy i opowiadamy historie. Najważniejszą grą jest przejęcie flagi. Uwielbiam to. Strategia jest moją pasją. Wiadomo dlaczego. Rozkładamy już łóżka?
- Jest dopiero dwunasta, ale czemu nie? Może uda nam się odpocząć po marszu.

Po wykonaniu wspomnianej pracy usłyszałyśmy drapanie o drzwi.
Zdziwiona podeszłam i lekko je uchyliłam a to co zobaczyłam sprawiło, że...

Jedyna. HerosiWhere stories live. Discover now