43

5.1K 318 50
                                    

Drżącą ze strachu ręką, wsadziłam sobie do ust szóstą z kolei tabletkę i wciąż w pełni swiadoma, sięgałam po kolejną.

Nawet przez chwilę nie żałowałam swojej decyzji, mając przed oczami tylko wszystko co złe. Popychadło w szkole, niewidzialne dziecko dla rodziców i nawet Niall, nie chciał ze mną rozmawiać aż do momentu, gdy jednak coś tam we mnie odkrył. Nawet o to nie trwało długo, bo determinacja Kimberly sprawiła, że teraz cały świat miesza mnie z błotem.

Po połknięciu ósmej z kolei czekałam i popijałam wodę patrząc na zegarek, gdzie minuty mijały tak powoli. W końcu poczułam odpływ sił i ułożyłam się na łóżku, aby poczekać już do zupełnej utraty świadomości.

- Camille?- usłyszałam męski głos, tak łudząco przypominający Nialla, że chyba zaczynam mieć omamy. Potem już go nie słyszałam, ale dobiegały mnie rębne kroki po schodach, a za chwilę otwierające się drzwi do mojej sypialni - Śpisz? - pytał, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć, a jedyne na co było mnie stać, to jakieś ciche mruknięcie.

Czułam jak siada obok mnie i wciąg byłem swiadoma, aczkolwiek utraciłam jakiekolwiek zdolności do poruszania się czy mowy. Jakby mnie sparaliżowało, a teraz naprawdę chciałam spojrzeć na niego i upewnić się czy to sen czy on rzeczywiście się tu zjawił - Coś Ty zrobiła? - zerwał się - Ej, wstawaj Cami - zaczał mną poruszać, a sama poczułam lęk, ponieważ teraz i głos zaczął się oddalać. W głowie pojawił się szum - Skarbie, no przecież nie możesz, obudź się, błagam.

Niall POV'S:

- Kurwa, dziewczyno - szeptałem zaszokowany, próbując udzielić jej pierwszej pomocy. Oddychała, co ciągle sprawdzałem i ciągle nasłuchiwałem czy słychać już sygnał karetki. Nie myślałem racjonalniej, bo wszystko skupiło się tylko na walce o jej życie. Każda minuta wiązała się z coraz płytszym oddechem i moją paniką - Weź oddychaj, przecież to bez sensu, że przeze mnie stracisz życie mała - mówiłem i trzymałem ją za rękę z kciukiem ja jej nadgarstku, aby sprawdzać czy jest puls - Na dole jest twoja babcia, nawet jeszcze nieświadoma tego co zrobiłaś. Cami, skarbie obudź się i bądź ze mną, słyszysz? - płakałem i ulżyło mi, gdy usłyszałem, że pogotowie już się zbliża.

Tydzień później...

Camilla dziś wychodzi ze szpitala.

Nie widziałem jej przez ten cały czas, ponieważ nie można było jej odwiedzić. Mimo to starałem się przekazywać jej karteczki, które miały doręczać jej pielegniarki, wcześniej bardzo przeze mnie ubłagane. Każda karteczka to jakiś mój osobisty przekaz w jej stronę, gdzie starałem się uświadomić jej, że jest piękna, następnie, że podziwiam jej cierpliwości do mnie, w środę zaś dowiedziała się, że jest wyjątkowo dobra, w czwartek pochwaliłem jej troskę o babcię czy o mnie, gdy zachowując się jak szczeniak, ona i tak kryła mnie przed światem i dbała bym czuł się dobrze w jej domu. Dziś dowie się czegoś najważniejszego i tylko czekam, aż w końcu wyjdzie poza obszar tego głupiego oddziału.

Siedząc na krześle przy oknie, zacząłeś oczywiście rozmyślać o tym jak mam ją przeprosić. Nie ma takich słów, których mogę użyć, aby wybaczyła mi to, że przeze mnie miała próbę samobójczą. Ja sobie sam nigdy tego nie odpuszczę, więc generalnie pozostaje mi tylko jej litość.

Czekałem już dobre dwadzieścia minut, aż w końcu drzwi się rozsunęły i zobaczykem Cami.

Podszedłem, by się przywitać i zabrać jej torbę z rzeczami, jednak stało się to, czego się spodziewałem. Spojrzała na mnie, a pod jej oczami nadal były sińce. Wydawała się zmęczona i zniechęcona moim widokiem, co udowodniła odsuwając się ode mnie.

- Cami, przepraszam, że Ci nie wierzyłem - ruszyłem za nią, gdy tylko minęła mnie i udałam się w stronę windy - Co byś zrobiła na moim miejscu?

- Na pewno bym Cię nie uderzyła Niall- prychnęła - Nie bije się ludzi, szczególnie słabszych od siebie - oznajmiła i stojąc tyłem do mnie wcisnęła guzik przy windzie, oczekując na jej przyjazd.

- Nie wzbudzaj we mnie wiekszego poczucia winy, co mam - położyłem rękę na jej barku - tak naprawdę już w momencie, w którym ratowałem Ci życie, wiedziałem, że jeśli Cię stracę to oszaleję - wyznałem i to wywarło w niej jakąś reakcję, bo w końcu stanęła ze mną twarzą w twarz.

- Nie musisz już podnosić mnie na duchu - rzuciła mi sztuczny uśmiech - nie martw się, nie będę miała już żadnej próby samobójczej, nawet jeśli jeszcze kiedyś uznasz, że jestem dziwką, szmatą czy jakiekolwiek epitetem, który nasunie Ci się na język.

- Przepraszam - szepnąłem z zaciśniętymi powiekami, co miało pomóc mi powstrzymać łzy, bo poczułem z jej strony totalną barierę i blokadę na relacje ze mną, a w tym momencie jest już dla mnie zbyt ważna, bym mógł ją stracić.

- Nie musisz przepraszać Niall - nagle zdobyła się na drobny gest i mrugnęła do mnie z takim życzliwym wyrazem twarzy - To w sumie ja zwaliłam Ci się na głowę ten miesiąc temu i oczekiwałam cudu.

- No i stał się cud - palnąłem dość odważnie - Cami, cholera, na prawdę stał się cud. Zaufałam Ci, a ty sprawiłaś, że poczułem się tak normalnie, jak zwykły człowiek.

- Winda przejechała - wtrącił ktoś, kto się w niej znajdował, a ja nawet na niego nie zerkając wcisnąłem strzałkę w dół, po czym chwyciłem dłoń Camille, aby nawet nie próbowała wejść do środka.

- Dla mnie jesteś zwykłym człowiekiem. Oddychasz, bije Ci serce, a to, że jesteś popularny i kochają się w tobie miliony, w moim mniemaniu nie czyni Cię już nikim wyjątkowym - oznajmiła z delikatną pogardą w głosie - A teraz wybacz, ale chcę do domu i zaraz mam autobus - tym razem już nie czekała na windę, tylko poprawiła torbę na ramieniu i udała się w stronę schodów.

- Czekaj, zawiozę Cię, bo i tak mam rzeczy w twoim domu - poszedłem za nią już bez nadzieii na cokolwiek - twoja babcia pozwoliła mi spać u was na ten czas, gdy byłaś w szpitalu - dodałem, ale ona natychmiast zaczęła kręcić głową i wymyślać wymówki.

- Wystarczy, że ktoś Cię rozpozna i ponownie będę cierpiała katusze.

- Mam czapkę i okulary - schodziłem za nią, uparcie dążąc do tego, aby za chwilę wsiadła ze mną do auta.

- Nie mógł przyjechać po mnie Harry? - wbiła szpilę, co ubodło mnie na tyle, że lekko się poirytowałem.

- I może jeszcze książę z bajki, co? - zapytałem i pchnąłem drzwi przed nią, aby nie wyjść już na totalnego chama. Cami przemilczała tę uszczypliwość i naprawdę spodziewałem się, że gdy wyjdziemy na zewnątrz, ona pójdzie ze mną w stronę mojego auta, ale ewidentnie się pomyliłem i zdałem sobie z tego sprawę, gdy oddzieliła się ode mnie i poszła w stronę przystanku.

- Nie idź za mną Niall - poprosiła, gdy ja bez słów dalej jak cień byłem zaraz za nią.

- Jeśli chcesz, żebyśmy jechali autobusem to jasne, nie ma sprawy - wzruszyłem ramionami - najwyżej nas ktoś rozpozna, zrobi kilka zdjęć.

- Wynoś się i skończ z tymi gierkami - odwróciła się nagle gwałtownie i spojrzała na mnie złowrogo, jakbym właśnie wyprowadził ją z równowagi - Nie chcę Cię znać, ok? - warknęła dość dobitnym tonem - więc spieprzaj po te ciuchy i nie pojawiaj się więcej w moim domu ani życiu.

- Ale Cam...

- Są laski, które chyba są bardziej zdeterminowane, abyś zwrócił na nie swoją uwagę i zrobią wszystko, mogą nawet zniszczyć czyjeś życie, żeby...

- Ona poniesie za to konsekwencje - przerwałem jej - kurwa, kocham Cię, rozumiesz? Wiem, że Ty mnie też, więc czy my możemy porozmawiać? - wydusiłem to z siebie w końcu i poczułem ulgę, jakby kamień spadł mi z serca. Niestety tylko na moment, bo moje wyznania chyba nie do końca do niej dotarły, a ona sama miała dość mocno zniesmaczoną minę.

- Nie kłam w ten sposób, bo to najgorsze co mogłeś wymyślić - rzuciła - Pakuj tyłek w ten głupi samochód, jedź po ciuchy i się wynoś - rozkazała dobitnie - Żegnaj Niall - skwitowała i tym razem pozwoliłem jej już odejść, zdając sobie sprawę, że nie ma szans bym do niej dotarł.

Gwiazdor - ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz