28

5.6K 316 36
                                    

Niall POV'S:

Obudziłem się dziś wcześnie rano, gdy babcia Camille, nieco głośniej rozmawiała ze swoją sąsiadką przez płot. Nie mogłem już zasnąć, więc zacząłem ogarniać swój burdel, który urządziłem w tym całkiem przytulnym wcześniej pokoiku. Teraz siedzę sobie na balkonie i kończę palić już drugiego papierosa, ciągle tylko zastanawiając się nad wydarzeniami z ostatnich dwóch tygodni. Nienawidziłem jej i miałem żal za wszystko, aż nagle z dnia na dzień pokazała mi jak bardzo wartościową jest osobą i sprawiła, że targają mną wyrzuty sumienia, duża sympatia i chęć pomocy jej.

Działa na mnie strasznie, bardzo współczuję jej historii z rodzicami i tego rozpierdolu w szkole z jej znajomymi, a za tym idzie moja determinacja, by poczuła się lepiej.

To pewnie dlatego jestem teraz dla niej taki inny, inny niż dla pozostałych, okazuje jej emocje jakich chciała, daje jej sporadyczne pocałunki, by tylko czuła się dowartościowana, a przede wszystkim nie chcę by Styles, był lepszy ode mnie. To moja misja i to mnie zesłali na jej drogę.

Dotarło do mnie, że książki po okładce się nie ocenia i teraz po prostu poznaję jej osobowość i czuję się zaciekawiony.

Boję się tylko, że weźmie do siebie te wszystkie miłe chwilę i narobi sobie nadzieii, a przecież to niedorzeczne bym z nią był, chyba nie o to mi chodzi, choć już sam nie wiem co mną kieruje.

- Niall,wychodzisz dziś do Kim?- Nagle w drzwiach od sypialni stanęła Camilla i zapytała, opierając się o framugę.

- Nie wiem, a co?- uśmiechnąłem się do niej i pociągnąłem resztkę z papierosa.

- Chciałabym ci coś pokazać. - mrugnęła do mnie życzliwie.

- Co?

- Miejsce, w którym byłam ostatni raz z moim tatą,  jeszcze przed tym jak zaczął pić.- oznajmiła ze smutkiem, ale widać było po niej, że zależy jej by mnie tam zabrać. - Skoro już znasz prawdę, to po prostu chodź tam ze mną, w to miejsce gdzie byłam najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem. - skwitowała.

- No dobra.- wstałem z łóżka i rozejrzałem się za swoją koszulką, którą zająłem bo było mi za gorąco. - Fajnie tak odkrywać nowe miejsca, więc prowadź brzydalku. - puściłem jej oczko i podchodząc, pocałowałem w czoło

Piętnaście  minut później...

Szliśmy jakąś polną drogą w stronę lasu. Cami milczała i jakby coś ją gryzło, ale nie chciała podejmować tematu. Mina ją zdradzała i fakt, że czasem zerkała na mnie, a po chwili rwała jakieś polne kwiatki na wianek na głowę.

- Chcesz mi coś powiedzieć?- zagadałem w końcu i zacząłem odganiać od siebie jakąś upierdliwą osę.

-Aż tak to widać? - zakpiła i niespodziewanie usiadła na trawie i poklepała miejsce obok siebie, abym dołączył.

- Coś Cię męczy. - dodałem i zerwałem stokrotkę, aby włożyć ją jej za ucho.

- Mam wyrzuty sumienia, bo przeze mnie  pokłóciłeś się z przyjaciółmi. - przewróciła oczami - I wtedy gdy powiedziałeś, że jestem największym koszmarem Twojego życia, to zdałam sobie sprawę, że naprawdę wszystko co złego Cię spotyka, jest przeze mnie i nie wiem jak mam się zrehabilitować. - wzdrygnęła się.

- To nie była twoja wina, tylko moja. - uśmiechnąłem się do niej - To ja zamotałem sprawę i nie martw się, moja przyjaźń z nimi jest stalowa. - objąłem ją jedną ręką i przytuliłem- Wiem, że wrócę i będą mi próbowali przetłumaczyć coś, co sam już doskonale rozumiem, a później pewnie pójdziemy na piwo.

- Ale co ty rozumiesz? -Zapytała trochę zdezorientowana.

- Że jestem- chory psychicznie i zacząłem lubić swój największy koszmar. - Starałem się dobrać słowa tak, żeby nie pomyślała,  że się zakochałem czy coś. 

Następnie puściła mi oczko i wstaliśmy idąc kolejne kilka minut, aż w końcu dotarliśmy do celu.

Przeprowadziła mnie do jakiegoś starego i zniszczonego domku na drzewie, który był już dziurawy, pochylony, a po zielonej farbie zostały tylko plamki.

- Pieprzysz, że zrobiłaś ten domek ze swoim ojcem?- zachwycałem się, bo wyglądał naprawdę fajnie.

- Nie, no serio, tylko długo o niego nie dbałam i tak pomyślałam, że może pomógłbyś mi go naprawić?- spojrzała na mnie i poprawiła swoje okulary, które ja natychmiast postanowiłem jej zdjąć, bo bez nich jest naprawdę niezła. Myślę, że inne oprawki, ewentualnie soczewki załatwiłyby ten problem.

- No pewnie.  Chętnie przypomnę sobie, jak to było za dziecka, budować bazy z kolegami.  - założyłem jej te okulary na głowę- Ty, a spałaś w nim kiedyś?- zapytałem pełen entuzjazmu i zacząłem rozglądać się dookoła.

- Nie, bałabym się.- wzdrygnęła się.

- Musimy tu spać.- wdrapywałem się po drabince na górę ze strachem, że coś się zaraz pode mną zawali - Przygoda życia!- Cieszyłem się jak dziecko.

- Tylko nie mów nikomu o tym, dobrze?- poprosiła.

- To będzie nasza tajemnica.- spojrzałem na nią z góry i puściłem oczko.

Gwiazdor - ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz