~20~

5.7K 421 10
                                    

Richard Conant... często widywałam go na balach, przyjęciach, ucztach... Jego ojciec był przyjacielem mego dziadka, dlatego na każdym spotkaniu, w którym uczestniczyli, byliśmy również my - mała Ari i mały Rich. Rich był miły, czuły i zabawny, ale również wredny i lubił mnie zaczepiać i drażnić, ale to z nim spędzałam najwięcej czasu na różnego typu przyjęciach.
Zapoznali nas mój dziadek i jego ojciec, rozdzielili również oni.
Pewnego dnia, na przyjęciu urodzinowym w Królestwie Lermis*, mój dziadek i ojciec Richarda pokłócili się nie na żarty. Od tego dnia nie widywałam już mego przyjaciela. Dopiero kilkadziesiąt lat później znów spotkałam Rich'a na uczcie w naszym królestwie, gdzie to dziadek chciał załagodzić nasz spór i kłótnie, przez które czerpią mieszkańcy obu królestw, ale również my - ja i Rich. Gdy ponownie zobaczyłam Rich'a - zmienił się... Ja również... Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, śmiać się, ale to nie było to samo... to było wymuszone. Rich, tak samo jak ja, zauważyliśmy to, dlatego zaczęliśmy siebie unikać. Ja zaczęłam rozmawiać i bawić się z Carolyn, natomiast Rich znalazł sobie nowego przyjaciela, a nasza znajomość zgasła, niczym świeca...

- Cieszę się, że znów cię spotkałem, Ari - powiedział. Uśmiech nie znikał mu z twarzy...

Odepchnęłam go i staliśmy naprzeciwko siebie, wgapieni w swoje oczy. Ja z powagą i obojętnością, on z radością i obawą, ale... przed czym?

- Sporo minęło czasu, Rich - odezwałam się. - Nie myślałam, że spotkam cię w takich okolicznościach.

- Chcesz mnie zabić? - spytał, a jego uśmiech zmalał, ale nie znikł.

- Przyłączyłam się do wilkołaków, dlatego muszę - odpowiedziałam.

- Kiedy byłem mały, nie myślałem o walce z tobą - jego miecz wskazał na mnie. - Ale dziś myślenie o tym, sprawia mi przyjemność.

- Zabawimy się jak za dawnych lat, tylko że z trochę zmienionymi zasadami? - spytałam, nastawiając miecz w kierunku przeciwnika.

- Dokładnie.

Ruszył - prosto na mnie. Trzymałam gardy i nie dawałam się. Jego ciosy były coraz to mocniejsze, a ja zgrabnie ich unikałam. Z gracją, jak na normalnym pojedynku, tylko że tutaj było inaczej - tutaj w każdej chwili mogłeś umrzeć. Z broni twojego dawnego przyjaciela. Dawnego, ale przyjaciela.

- Czemu nie atakujesz? - spytał, nadal zadając mi ciosy.

- Dlaczego atakujesz?

Nagle jego cios uderzył mnie w lewe ramię, powodując głęboką ranę, z której zaczęła ciec czerwona substancja, zwana krwią. Ulubiony zapach wampirów...

Odskoczyłam od niego i złapałam się za ranę, patrząc mu w oczy.

- Tak łatwo cię zadrapać? - spytał z uśmieszkiem. Znienawidzonym uśmieszkiem...

- Chyba ci się coś pomieszało - jego uśmiech znikł. - Myślisz, że grałam bez planu?

Wzięłam rękę, trzymającą ranę i polizałam moją krew. Najlepsza ciecz na świecie. Nasyca. Niszczy zmysły. Budzi moce.

Czułam przypływ mocy. Teraz to ja ruszyłam na Rich'a i zaczęłam defensywę.

Bronił się, ale w jego oczach widziałam przerażenie. Czy właśnie tego się obawiał? Nie wiem, ale wiedziałam jedno - teraz to ja byłam na prowadzeniu.

W którymś momencie jego miecz upadł na twardą ziemię, a ja przygwoździłam go do tej ziemi, ściskając mocno za gardło.

Brakowało mu powietrza...

Dusił się...

Umierał...

- Więc... tak... skończę...? - spytał, ledwo co słyszalnym głosem.

Nagle miałam pewien przebłysk. Rozluźniłam odrobinę uścisk i podsunęłam się do jego ucha, szepcząc pewne słowa. Zamknął oczy, a ja chwile trzymając ręce na jego szyi - puściłam, wstając z ziemi. Chwilę mu się przyjrzałam, po czym mój wzrok powędrował na walkę. Po chwili odezwałam się, krzycząc na całe gardło:

- To koniec! - oznajmiłam. - Wasz przywódca przegrał, to koniec! Wilkołaki wygrali!

Trzask, wrzaski, szum, ciosy... wszystko ucichło. Patrzyli w moja stronę osłupieni, ale po chwili każdy wilkołak, krzyknął z radości, zadowolony z wygranej.

Spojrzałam jeszcze ostatni raz na Rich'a, leżącego na zimnej powierzchni, po czym opuściłam go - tak bez słowa, tak bez uczuć...




*Królestwo Lermis - Królestwo Upadłych Aniołów

**

- Cieszę się, że przyszłaś, Arianno - odezwał się dobrze znany mi głos.

- Również się cieszę, że cię widzę, dziadku - odpowiedziałam z uśmiechem.

- A teraz powiedz mi, co powiedziałaś Richardowi.

Nie mówiłam jaką moc ma mój dziadek, gdyż nie ma ona nazwy. Łatwiej ją opisać niż nazwać. Jest to moc patrzenia w przeszłość oraz przyszłość.

Jest to moc dziedziczna, lecz ani szóstka synów, ani dwójka córek dziadka nie ma tej mocy. Niby jest jeszcze cień szansy iż wnuk wampira, posiadającego tą moc - zyska ją. Niestety, nikt nie myślał o tym, że czyjś wnuk dziadka zyska tą ogromną moc. Dziadek również powoli puszczał w niepamięć, że jest taka możliwość, gdy pewnego dnia urodziłam się ja wraz z Carolyn. Słysząc od babci, dziadek powiedział coś takiego, iż to ja będę następczynią ogromnej mocy mego dziadka, ale objawy tej mocy mogą nastąpić w każdej chwili... A on, dziadek mój, nie chce nic powiedzieć, kiedy to nastąpi.

Z moich obserwacji wynika, iż ta moc zabija mego dziadka. Wciąż patrzy w przeszłość, do chwil spędzonych z mą babcią, Gerthrude. Czy to radosnych, czy to smutnych wspomnień. Dzięki temu zapomina o teraźniejszości i nie myśli o przyszłości. Chodź umie przewidzieć ruch przeciwnika dzięki tej mocy, w środku jest samotny i zraniony, co mu przeszkadza.

- Powtórzę pytanie... - z moich myśli wyrwał mnie głos mego dziadka. - Co powiedziałaś Richardowi?

- Iż to nie ja jestem tą, która go zabije.

_________________________

Jesteście niesamowici :O

Wampirka ♥ ma 231 głosów,
a to dopiero 20 rozdział!

Zdziwienie - ogromne!

Cieszę się, że książka komuś się podoba
i nie piszę na marne ^.^

.

.

.

.

.

Głosujcie i komentujcie
- to motywuje :3

Wampirka ♥ //w trakcie korektyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz