Pierwszego dnia wakacji do domu wróciłam o jedenastej, Patryk odprowadził mnie do domu, a później zdecydował się jeszcze wejść do środka. Siedziałam na parapecie, a on leżał na łóżku i oboje zastanawialiśmy się czy damy rade być razem na odległość. Obiecaliśmy sobie, że będziemy dzwonić do siebie codziennie. Początkowo tak było, ale z czasem nasze rozmowy były dość schematyczne :

- Cześć.
- Cześć.
- Jak ci minął dzień, ruda?
- Źle, bo nie było ciebie. A tobie?
- Byłem w szkole, a później na treningu. Jestem zmęczony.
- Ja też. Może pogadamy jutro?

Postanowiliśmy dzwonić do siebie w każdą niedzielę. I to dużo bardziej nam się opłacało, ponieważ informacji z całego tygodnia zawsze dużo się nazbierało i rozmawialiśmy ze sobą godzinami.

Swoją drogą, Patryk był niezłym numerem. Byłam o tym przekonana, gdy tylko go poznałam, ale czasem przechodził samego siebie. Ojciec zapisał go w Krakowie do prywatniej szkoły, najlepszej w całym mieście. Jemu się tam wcale nie podobało, więc już w pierwszym tygodniu postanowił wylecieć ze szkoły. Nauczyciel od polskiego, do uciszenia tych nieznośnych młodych bogaczy używał gwizdka. Tego dnia Patryk miał kilka lekcji pod rząd, właśnie z nim i po trzeciej godzinie, miał dość tego dźwięku. Podszedł więc do mężczyzny, wyrwał mu gwizdek z ręki i bez wahania wyrzucił go przez okno.

„- Co ty zrobiłeś? To był mój gwizdek! – krzyknął nauczyciel. Na co Patryk spokojnym głosem odpowiedział.
- Jak kocha, to wróci."

Nauczyciel podobno zmroził go wzrokiem i zaprowadził do dyrektora. A tam Patryk zagroził, że jeśli nie wyrzucą go ze szkoły teraz, to dopiero zobaczą, co to problemy z uczniami. Po długich pertraktacjach z jego ojcem i dyrektorem, doszli do wniosku, że obędzie się bez niepotrzebnych ceregieli i pan Lowner dobrowolnie wypisze go ze szkoły, dodatkowo wpłacając na szkołę wysoką składkę. W ten sposób Patryk i dyrektor byli zadowoleni, a ojciec mojego chłopaka i tak ciągle chodzi zły, więc nie było straty.

Wracając jednak do mojego prezentu... Na środku poduszki znajdowało się nasze zdjęcie na kolejce górskiej kiedy jesteśmy przytuleni. Nad obrazkiem widniał napis : „You are always on my mind". Gdy to przeczytałam, rozpłynęłam się. Słowa z mojej ulubionej piosenki Elvisa, która przyprawia mnie o atak serca, za każdym razem gdy ją słyszę. Przytuliłam do siebie poduszkę i pisnęłam ze szczęścia, a później rozerwałam kopertę listu i zaczęłam go czytać.

Droga Alex!
Na wstępie mojego listu chciałbym ci życzyć wszystkiego najlepszego. Okay, tak właśnie uczyłem się zaczynać każdy list, więc się nie śmiej. Nienawidzę pisać listów, wolałbym do ciebie zadzwonić lub wysłać sms'a, ale nie miałoby to tyle uroku. Po za tym, skoro kiedyś mogli pisać listy cały czas, to ja też raz mogę to zrobić.
To nie będzie kolejny kiczowaty list miłosny. Nie będzie tutaj ani słowa o tym. O nie!
Dopadły mnie dziś dość filozoficzne myśli i pomyślałem, że może gdy je napisze, wyjdzie z tego niezła całość.
Zaczęło się od tego, że wybierałem zdjęcia do kolażu na poduszce. (Mam nadzieję ze najpierw otworzyłaś prezent, a jeśli nie, to mamy problem.)
No więc, te zdjęcia były takie piękne, że miałem spory problem w podjęciu decyzji. Nie chodzi mi o to, że były piękne bo my na nich byliśmy, mam na myśli to, że oglądając te wszystkie fotografie, przypominał mi się każdy moment naszego Najlepszego, Prawie Ostatniego Dnia. Zrobiło mi się szkoda, bo piękne chwi­le, zbyt szyb­ko mi­jają, trwają ty­le na ile im poz­wa­lamy i póki pamiętamy. Zostały tylko wspom­nienia, bo one żyją póki mamy je w sercu.
No i to tyle jeśli chodzi o moje filozoficzne myśli...
Chyba jeszcze powinienem złożyć ci życzenia urodzinowe, Aleksandro. Liczę, z=że się spełnią.
Przede wszystkim pragnę, żebyś była zdrowa i żyła tak długo, aż wychowasz swoje dzieci i dzieci swoich dzieci i dzieci, dzieci swoich dzieci... I żebyś to ty patrzyła jak umieram, a nie odwrotnie , bo jesteś silna, a ja nie wytrzymałbym bez ciebie nawet godziny.
Chcę również żebyś wytrzymała beze mnie jeszcze niecałe dwa lata, a później została moją żoną. Może to samolubne z mojej strony, że życzę ci siebie, ale uwierz, mała, nikt nie pokocha cię mocniej ode mnie.
Mam nadzieję że zawsze będziesz uśmiechnięta, ponieważ taką cię lubię, szczęśliwą. Ludzkie życie można byłoby porównać do sza­rej i krętej ścieżki, którą wędru­jemy, jak­by pośród pól, natomiast chwile szczęścia, których doz­na­jemy w trak­cie nasze­go życia do pięknych kwiatów ozdabiających ścieżkę naszej wędrówki - oby tych chwil szczęścia było, jak naj­więcej na twojej ścieżce ...
O! I masz absolutny zakaz płakania w tę poduszkę z mojego powodu, bo jeśli tak się stanie, połamię sobie nos, tak jak to zrobiłem z tym idiotą Dawidem.
To już koniec tego okropnego listu, mam nadzieję że dobrnęłaś do końca...
Pff... Jasne, że dobrnęłaś. Uwielbiasz takie ckliwe głupoty. A ja jestem tego najlepszym przykładem.
Na zawsze twój

Patryk
PS Teraz do mnie zadzwoń, bo umieram z tęsknoty za tobą ruda.
PS2 Miałem nie pisać ani jednego słowa o miłości, ale nie mogę. Kocham cię, Alex!

Otarłam łzę z policzka i chwyciłam telefon. Wybrałam numer telefonu mojego chłopaka i do niego zdzwoniłam. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Wszystkiego najlepszego!- wykrzyknął do słuchawki.

- Obejrzałam prezent i przeczytałam list. Myślałam, że dziś, już nic dobrego mnie nie spotka, ale ty nigdy mnie nie zawiodłeś. Dlatego cię uwielbiam „ckliwa głupoto".

- Aż tak okropnie było? – zapytał zmartwiony.

- Miałam ochotę cały dzień leżeć w łóżku, a kiedy byłam już w szkole, naprawdę żałowałam, że jednak nie zostałam w domu – odparłam. – Najpierw dałam wszystkim cukierki, a ta kretynka Martyna razem z połową klasy powyrzucała je do śmieci, rozumiesz? A później nauczycielka od chemii jak zwykle się ze mnie śmiała. Zapytała, czy kiedyś jeszcze wróci mój książę, a ja odpowiedziałam: co panią to do cholery obchodzi. Dokładnie tymi słowami – opowiadałam mu. – Miałam przekichane. Wysłała mnie do dyrektorki, a ona w związku z urodzinami dała mi wybór: albo przeproszę albo stopień w dół z zachowania – dodałam. – A ja stałam się taka uparta jak ty i powiedziałam, że byłam przez tą głupią chemiczkę upokarzana przed całą klasą tyle razy, że prędzej wylecę z tej szkoły, niż ją przeproszę.

- Alex... – jęknął. – Jesteś taka nierozsądna. Teraz będzie się na tobie mścić...

- Wiem, ale byłam taka zdenerwowana. Po za tym, uczę się od ciebie.

- Och słodziutka, nie możesz brać ze mnie przykładu, ponieważ nie jestem wzorem do naśladowania. Jeśli będziesz robić to co ja, to naprawdę wylecisz. Nie każdy ma tyle szczęścia.

- Okay, okay – przytknęłam.

- Chciałbym cię teraz przytulić – powiedział. – Nie przejmuj się już. Proszę. Został ci pond rok gimnazjum, a później liceum i będę tam też ja, tylko przez rok, ale będę. I nie zostawię cię nawet na moment.

- Dobrze – szepnęłam. – Wiesz co, ob­ja­dłam się tor­tem urodzi­nowym, mam fan­tastyczne pre­zen­ty, a wiesz cze­go mi jeszcze bra­kuje? Two­jego uśmie­chu na początek dnia. Tak bardzo tęsknie. Ale teraz kiedy już z tobą porozmawiałam, jest mi lepiej. Mogę już spokojnie zasnąć.

- Kocham cię, Alex - powiedział.

- Kocham cię, Patryk – odpowiedziałam.

Dopiero rano gdy się obudziłam, zrozumiałam, co zrobiłam. Wyznałam mu miłość. Powiedziałam coś, co planowałam zrobić bardzo dawno temu, ale czekałam na właściwy moment. I tym momentem miała być rozmowa przez telefon, w dniu moich czternastych urodzin. Och, czyli jednak miło zapamiętam tę datę.

Zetknął nas los, a może przypadek?Where stories live. Discover now