13. Czy ja sobie to tylko wyobrażam?

5.5K 498 158
                                    

Kiedy otwierają się drzwi tramwaju, szybko zeskakuję na chodnik, nawet nie bawiąc się z zejściem po schodkach. Powietrza!

Od pięciu minut praktycznie w ogóle nie oddychałam, by nie czuć aż tak bardzo oddechu stojącego obok mnie faceta. Od razu można było wyczuć, co gościu miał na obiad. Jak nic, stanowczo przesadził z ilością czosnku. No chyba, że cierpi na wyjątkowo silną halitozę. Współczuję rozmawiać z nim.

Idąc w stronę mieszkania i dalej taszcząc torby z nowymi ubraniami, zastanawiam się, jak będzie wyglądał mój pierwszy dzień w pracy. To już jutro. Nie powiem, zaczynam się tą myślą denerwować. Ten cały Biel nie wywarł na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia i nie wiem, co mam się po nim spodziewać. Zwłaszcza, że jestem jego asystentką.

Wzdycham, wyobrażając sobie, jak latam za nim z świeżą kawą i stosem papierów do podpisania, a on zbywa mnie machnięciem ręki, lekceważąc moje starania i krytykując za każde popełnione błędy. Przynajmniej tak mniej więcej kojarzę posadę sekretarki w filmach, które oglądałam. Czy właśnie taka praca mnie czeka?

Kiedy jestem już w połowie drogi i docieram do małego skrzyżowania, zauważam, że rozwiązał mi się but. Nie chcąc ubrudzić śnieżnobiałych sznurówek moich nowych conversów, odkładam reklamówki na bok i kucam, zawiązując supeł. Prawie już miałam wstawać, kiedy do moich uszu dotarł dźwięk zbliżającej się osoby. Nie podnosząc głowy, orientuję się, że kroki nadchodzą z drogi po mojej prawej stronie. To tłumaczy, dlaczego nie dostrzegłam wcześniej, że ktoś się zbliża.

Karcąc się w duchu, usilnie próbuję znowu niczego sobie nie wmawiać i niepotrzebnie karmić moją chorą wyobraźnię. Dość tego schizowania. Przecież nikt mnie nie śledzi. To pewnie jakaś kobieta wraca do domu po pracy i zmęczona szura nogami.

Tylko coś ciężkie te kroki stawia.

Udaję, że dalej wiążę buta i kątem oka zerkam w stronę zbliżającej się osoby. W moim polu widzenia ukazują się czarne, męskie buty. Skórzane sztyblety z luźno zwisającymi, niezawiązanymi sznurówkami raczej nie należą do kobiety.

Okej, więc to nie kobieta, lecz facet, wracający do domu z pracy i szurający dużymi buciorami. Koniec tematu. Koniec gdybania.

Jednak kiedy wyczuwam, że mężczyzna idzie prosto w moim kierunku, a nie skręca w którąś z pozostałych dróg, mój puls automatycznie przyspiesza. Idzie tu! Bujna wyobraźnia już dorzuca węgla do ognia, kłębiąc w moim umyśle szereg obrazów i nieprzyjemnych wizji.

Bez jaj, że zbliża się do mnie!

Wraz z każdym jego kolejnym krokiem, obraz widoczny z mojego prawie leżącego położenia powiększa się i dostrzegam czarne spodnie właściciela butów. Typek uparcie brnie dalej, idąc w moim kierunku. Zapewne śmiesznie teraz wyglądam, od jakiś kilku minut kucając na środku chodnika, ale moje przyspieszone tętno nie pozwala mi się wyprostować i iść w stronę mieszkania.

Błagam, niech mnie ten ktoś ominie!

Kiedy dzieli nas odległość dosłownie kilku metrów, z nieopisaną ulgą zauważam, że nie skręca ku mnie, lecz idzie dalej, w drogę po mojej lewej stronie. Wypuszczam wstrzymywane powietrze i cieszę się, że najwyraźniej był to zwykły przechodzień. Lecz kiedy mężczyzna nagle zatrzymuje się, moje serce wykonuje gwałtowne salto, wypełniając żyły dawką adrenaliny.

O Boże, zatrzymał się!

Z szeroko otwartymi oczami obserwuję, jak czarne buty idą powoli wprost w moją stronę. Co u licha?! Czy to znowu omamy? Jest coraz bliżej. Czy ja sobie to tylko wyobrażam? Skąd mam wiedzieć, czy to się nie dzieje naprawdę?! Przełykam głośno ślinę, kiedy mężczyzna zatrzymuje się tuż przede mną, w odległości jednego metra. Zaraz zemdleję ze strachu.

Z głośno dudniącym sercem, podnoszę powoli głowę, lustrując stojącą przede mną osobę. Czarne buty, czarne spodnie, widoczna czarna klamra od paska ze spodni. Dlaczego stoi przede mną i nic nie mówi? Czyli to jednak kolejne przewidzenie? Wstaję powoli, prostując nogi i dalej nie odrywam oczu od górującej nade mną postaci. Przenoszę wzrok wyżej i dostrzegam czarną, skórzaną kurtkę i widoczny pod nią czarny, luźny podkoszulek.

Albo to sam diabeł stoi przede mną albo gościu ma dziwne upodobania do czarnego koloru.

Kiedy stoję już wyprostowana, nie sięgam wzrokiem wyżej, niż do szyi i szerokich ramion mężczyzny. Pomimo nasilającego się skurczu w żołądku, podnoszę wzrok wyżej, chcąc dostrzec jego twarz. Moją uwagę od razu przykuwa dwudniowy zarost i zmierzwione czarne włosy, opadające na dobrze już mi znane przeszywające oczy.

Och.

– Witaj, Leno.

Pod wpływem jego głosu wypowiadającego moje imię, moje serce ponownie wykonuje salto, zaczynając gwałtownie bić.

Adam.


~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tym razem to nie były omamy. Tym razem Lena naprawdę spotkała Adama :D

Co z tego wyniknie?

Oddychając z trudem. Wdech - JUŻ W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz