5. Serio jesteś, aż tak głupi?

7.3K 583 74
                                    

Kiedy wpadam biegiem do sali wykładowej jest już minuta po rozpoczęciu godziny zajęć. Na szczęście nasz profesor jeszcze nie przyszedł i udało mi się uniknąć jego karcącego spojrzenia, bądź co gorsza widoku zamkniętych drzwi.

Zmierzam w kierunku wolnego miejsca na tyłach sali, równocześnie rozglądając się w poszukiwaniu blond włosów Patrycji.

No tak. Jeszcze jej nie ma.

Zdziwiłabym się, gdybym ją jednak dostrzegła. Ona zawsze się spóźnia. I zawsze potrafi wybrnąć z każdej sytuacji, obracając wszystko w żart, bądź wymyślając niestworzone wymówki, na które o dziwo wszyscy się nabierają.

Czasem zastanawiam się, czy przypadkiem nie robi tego specjalnie, spóźniając się i wchodząc do sali już po rozpoczęciu zajęć. Takie efektowne wejście, kiedy wszystkie spojrzenia są skupione tylko i wyłącznie na osobie nagle pojawiającej się w drzwiach. Patka w porównaniu ze mną, lubi być w centrum uwagi, a takie zagranie jest całkiem w jej stylu. Kto wie, może czeka w toalecie, poprawiając makijaż albo dla zabicia czasu grając w Quizwanie i wychodzi dopiero wtedy, gdy mija kilka pierwszych minut zajęć.

Marszcząc brwi i mijając kolejne, zajęte ławki, zastanawiam się skąd biorą się u mnie czasem takie chore myśli. Stanowczo za dużo główkuję.

– Nasza Lenka, jak zawsze od rana uśmiechnięta! Kto tym razem ci podpadł?

Słysząc słowa skierowane w moją stronę, odwracam się do ich nadawcy, krzywiąc jeszcze bardziej.

- Złość piękności szkodzi, a szkoda by było takiej ślicznej buźki!

Chyba w każdej szkole i w każdej klasie musi być taka osoba, która idealnie spełnia warunki typowego błazna. Nawet na studiach, wśród rzekomo dorosłych i poważnych studentów, znalazło się miejsce dla człowieczka pokroju Wiktora.

Dostrzegając go, siedzącego pośrodku na ławce i patrzącego prosto na mnie z krzywym uśmieszkiem, w myślach szybko przeglądam swoją listę ciętych ripost, usiłując zdecydować się na taką, dzięki której zgasiłabym gościa raz, a porządnie.

Zanim jednak mój mózg zdąży sklecić sensowne zdanie, a ja nie palnę tekstem typu „Patrz się na swoją twarz", ubiega mnie osoba wchodząca do sali.

– Wikuś, serio jesteś, aż tak głupi, czy po prostu nie dotlenili cię w inkubatorze?

Patka.

Jak zawsze ratuje mnie jej cięty język i specyficzne poczucie humoru. Zerkam w jej kierunku, oczywiście razem z resztą obecnych osób i widzę, jak pewnym siebie krokiem idzie pomiędzy ławkami w moją stronę.

Ehe. Czas na Patkaszow!

Zarzucając blond grzywą, niczym Pamela Anderson w Słonecznym patrolu, lekko zadziera głowę do góry, śmiejąc się i ukazując rząd idealnie prostych zębów. Dzisiaj nie przesadziła z wyzywającym strojem i zamiast krótkiej mini, ubrała obcisłe jeansy, idealnie opinające jej kształtne ciało. Do tego jasnobłękitną koszulę i wiązane botki na wysokich obcasach. Niczym w spowolnionym tempie, obserwuję, jak posyła całusa i mruga okiem w stronę toczącego ślinę na jej widok Wiktora.

Patrząc jak zdecydowanie przemierza długimi nogami po swoim własnym prywatnym, międzyławkowym pokazie, zastanawiam się, gdzie tu jest sprawiedliwość, skoro jednych Bóg obdarza niecodzienną urodą i wysokim wzrostem, a pozostałych krzywdzi krótkimi, koślawymi kończynami i wystającymi jak u wampira kłami.

W skrócie, brakuje tylko suszarki i osoby, która idąc przed Patrycją, rozwiewałaby jej włosy, zapewniając spektakularne wejście.

Gdy wreszcie dociera do naszej ławki i siada na krześle obok, dalej szczerzy się głupio, niczym ja na widok parującej kawy.

– Skończyłaś gwiazdorzyć? – Patrzę na nią z zażenowaniem, w duchu zastanawiając się, dlaczego moja inteligentna przyjaciółka zachowuje się jak typowa blondynka z amerykańskich filmów.

Pati wzrusza tylko ramionami, nic nie odpowiadając i nadal uśmiechając się od ucha do ucha.

– Jeszcze trochę, a zaczniesz chodzić ubrana cała na różowo, w asyście dwóch tępych pseudoprzyjaciółek. – Karcę ją bez skrupułów, bo wiem, że nie sprawię jej tym przykrości. Ba! Ona nawet nie przejmie się moimi słowami, a jedynie zlekceważy machnięciem dłoni. Tak jak i teraz.

– Lena, dobrze wiesz, że róż to nie mój kolor – odpowiada, kładąc torebkę na kolanach i przeczesując palcami swoje długie, blond włosy. – A takie dwie wierne towarzyszki to w sumie całkiem niezły pomysł. Tylko pomyśl! Dwie oddane i chętne do spełniania każdej mojej zachcianki klony. Oh! Ale co tam dziewczyny! Lepiej od razu dwóch przystojnych i umięśnionych mulatów, chodzących za mną krok w krok! Raj!

Patrzy na mnie z udawaną ekscytacją wypisaną na twarzy, ale mina szybko jej rzednie, gdy dostrzega mój pozbawiony emocji wzrok.

– No co? Ty nie masz czasem takich fantazji o seksownych typkach?

Unoszę brew z pytającym wyrazem twarzy, mimowolnie i tak przeszukując pamięć i próbując sobie przypomnieć, czy miałam kiedykolwiek jakiś erotyczny sen, bądź fantazje.

Nie. W moich snach jest tylko jeden typek. Goniący mnie po plaży.

Patrzę na zegarek i widzę, że jest już pięć minut po rozpoczęciu zajęć. Lada moment powinien się pojawić nasz profesor, dlatego wyciągam z teczki moje prace i kładę je na blacie przed sobą. Widzę kątem oka, jak Patrycja obserwuje moje poczynania, marszcząc brwi na widok rysunków.

– A właściwie to z czego mamy teraz zajęcia? – pyta, wyciągając z kieszeni jeansów komórkę i stukając długim, czerwonym paznokciem w czarny ekran telefonu.

Wzdycham, nie wierząc własnym uszom.

– Przyszłaś na zajęcia, a nawet nie wiesz na jakie?

– To ty tu jesteś mózgiem kochana – odpowiada niezrażona, odkładając telefon i zawzięcie szukając czegoś teraz w torebce.

Przewracam oczami, ale nic nie odpowiadam. Informuję ją za to o spotkaniu z Dagmarą po zajęciach.

Średnio widujemy się wszystkie razem, co kilka dni, a ja z Patrycją nieomal codziennie, studiując na tej samej uczelni, ten sam kierunek. Co dziwne, pomimo naszych różnych charakterów i odmiennych temperamentów, dogadujemy się nieomal pod każdym względem, wzajemnie wspierając i dzieląc wszystkie radości i troski.

Teraz, patrząc z uśmiechem na wiecznie nierozgarniętą i często irytującą swoim zachowaniem Patrycję, która właśnie sfrustrowana wyrzuca całą zawartość torebki na nasz stolik, wiem, że nie zamieniłabym jej na żadną inną.

Poza tym, Patrycja zdecydowanie za dużo o mnie wie i ma zdecydowanie za dużo kompromitujących zdjęć, które mogłaby przeciwko mnie użyć, a to kolejny powód, by nie pozbawiać ją tytułu mojej przyjaciółki.

– Co się tak na mnie gapisz? – przerywa mi moje rozmyślenia, burcząc coraz bardziej poirytowana. – Wyglądasz jak jakiś psychol, kiedy się tak uśmiechasz. Masz może ładowarkę? Telefon mi padł, a zapomniałam swojej – dopowiada, wkładając z powrotem rzeczy do torebki.

Kręcę głową, zaprzeczając i w duchu rozważając, czy nie lepiej jednak cofnąć wcześniejsze słowa i zaprzyjaźnić się z kimś normalnym.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A o to Pati! :D

I nie... Ona nie jest typową sztuczną lalą. 

Pozory jednak mylą, Kochani :D 

Oddychając z trudem. Wdech - JUŻ W KSIĘGARNIACHWhere stories live. Discover now