2. Dzień dobry, Słoneczko

10.9K 809 151
                                    

Siedząc przy stole w kuchni w moim małym mieszkanku i popijając kawę z największego kubka, jaki udało mi się znaleźć, buszuję w Internecie w poszukiwaniu ofert pracy.

W końcu jestem na trzecim roku studiów, mam prawie skończone dwadzieścia dwa lata i masę wolnego czasu do wykorzystania. Nie żebym do tej pory żerowała na portfelu moich ukochanych rodziców. Nie, nie. Co rok, od siedemnastego roku życia, w czasie ferii i okresu wakacji pracowałam w pobliskiej bibliotece.

Uwielbiałam tę robotę.

Może i zarobki nie były szczególnie wysokie, ale praca idealnie spełniała wszystkie moje wymagane kryteria. Spokój. Cisza. Jak najrzadszy kontakt, z jak najmniejszą ilością osób.

Nie jestem aspołeczna i nie cierpię na antropofobię, jednak nie lubię niepotrzebnie wdawać się w jakiekolwiek dyskusje i relacje z nieznajomymi, a jeszcze bardziej nie lubię nieznajomych mężczyzn. Mężczyzn, którzy patrzą na mnie... Idą za mną... Wkraczają w moją przestrzeń osobistą. Mężczyzn, którzy oddychają tym samym powietrzem, co ja.

Moja biblioteka mieściła się w zacisznym miejscu, wąskiej uliczce, daleko od centrum Krakowa i głównej drogi, tak, że kontakt z innymi ludźmi był bardzo ograniczony. Jeśli w ciągu całego dnia przyszło dwudziestu klientów, można było śmiało powiedzieć: Ale dziś ruch.

Zapewne to było główną przyczyną splajtowania biblioteki w zeszłym miesiącu. Niedogodna lokalizacja, ograniczony dostęp i era Internetu i telefonów komórkowych nie sprzyja rozwojowi i funkcjonowaniu podmiejskich bibliotek. A ja zostałam pozbawiona miejsca pracy.

Przeglądałam już oferty z szesnastej strony i odrzucałam kolejny, pusty papierek po zjedzonym Raffaello na stos pozostałych śmieci, kiedy z sypialni dobiegły ciche odgłosy westchnień człowieka budzącego się do życia.

Śpiący królewicz w końcu się obudził.

Zanim jednak wyłania się z mojej sypialni, zdążam w międzyczasie przygotować wszystkie swoje narzędzia malarskie i zacząć tworzyć pracę, którą mam oddać na następne zajęcia ze sztuki. Paweł wchodzi do kuchni w samych bokserkach, szeroko ziewając i rozciągając się na boki.

Machinalnie mierzę go od stóp do głów, zatrzymując nieco dłużej wzrok na napakowanym brzuchu i szeregu skośnych mięśni tworzących idealny sześciopak, godny pozazdroszczenia przez niejednego faceta.

Przez chwilę mam ochotę przejechać dłonią po jego idealnie wyrzeźbionej klacie, palcem wyznaczając trasę biegu schodzących się mięśni brzucha. Mrugając kilkakrotnie oczami szybko jednak wyrywam się z transu i podnoszę wzrok wyżej, ku rozespanej twarzy i wiecznie rozczochranym włosom.

Marszczę brwi, przyglądając się, jak Paweł z grymasem na ustach napina i rozluźnia barki i ramiona, chcąc zmniejszyć bolesny skurcz przećwiczonych mięśni.

– Przesadzasz z tą siłownią.

Widoczny jeszcze przed chwilą u blondyna grymas twarzy szybko znika, zastąpiony szerokim uśmiechem i widokiem białych zębów. Mężczyzna podchodzi do stołu i pochylając się w moją stronę, całuje mnie w usta z głośnym odgłosem cmoknięcia.

– Dzień dobry, Słoneczko. Ciebie również miło widzieć o poranku – odpowiada śmiejąc się i obejmując mnie ramionami, kilkakrotnie całuje w szyję.

– Za niedługo będziesz miał bicepsy większe, niż twoja głowa – marudzę dalej, próbując delikatnie odepchnąć go od siebie i mojego karku.

Nie mam zamiaru znowu paradować po uczelni z widocznymi malinkami na szyi. Dość się wstydu najadłam ostatnio.

Śmiejąc się jeszcze głośniej, Paweł odrywa się od mojej szyi i opiera o blat stołu, krzyżując nogi w kostkach.

– Do tego właśnie zmierzam, Lenka – mówiąc, zabiera mój kubek z niedokończoną kawą i jednym haustem wypija pozostałą zawartość. – No co? Nie chcesz, by twój ukochany mężczyzna był najbardziej umięśnionym kolesiem, jakiego znasz?

Ta. Marzę o tym od dnia, w którym się urodziłam.

– Nie – burczę za to pod nosem, wyrywając mu kubek. Poirytowana widokiem pustego dna naczynia, odkładam je na bok i podnoszę wzrok ku złodziejowi mojej kawy.

Złodziejowi, który właśnie uparcie wlepia we mnie spojrzenie smutnych oczu, robiąc przy tym nadąsaną minę. Próbuje wzbudzić moją litość, wykorzystując do tego spojrzenie a'la zbity pies.

Tylko, że ta mina już dawno przestała na mnie działać.

Albo nigdy nie działała?

Podobnie, jak jego wieczne zapewnienia, że ćwiczy tylko dla utrzymania formy, a nie dla przyrostu masy ciała i mięśni, niczym faszerowana świnia przeznaczona na rzeź.

Przemilczam jednak temat siłowni, odżywek, nałogowych godzin ćwiczeń i nie komentuję totalnej głupoty Pawła. Za to przesuwam na bok zaczęty rysunek i przyciągam naburmuszoną skałę do siebie, szybko całując ją w usta.

To zakończy temat. Przynajmniej na dziś.

Uśmiechając się słodko, staram się przybrać nieco milszy ton głosu, niezdradzający, że mam ochotę przywalić mu tym kubkiem prosto w czoło.

– Podobasz mi się taki, jaki jesteś.

W nagrodę otrzymuję kolejnego całusa, tym razem w czoło.

Widząc pełny uwielbienia wzrok Pawła, moje chwilowe poirytowanie i agresja znikają, zastąpione uczuciem zmieszania i poczucia winy.

Jestem kretynką.

Boidupą i do tego egoistką.

Mam wspaniałego mężczyznę i ciągle o tym zapominam. On mnie kocha. Opiekuje się mną.

A co ja daję mu w zamian?

Wzdycham, wyraźnie czując, jak wypełnia mnie od środka wyżerające radość przygnębienie. Tylko jak okazywać komuś więcej uczuć, gdy twoje serce przesiąknięte jest jadem i nienawiścią do wszystkich wokół?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Co myślicie o relacji pomiędzy Leną, a Pawłem? 

Jakieś pierwsze przemyślenia? 

Oddychając z trudem. Wdech - JUŻ W KSIĘGARNIACHTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon