Rozdział XXII

2.1K 141 25
                                    

,,Wielki Sherlock Holmes znowu w akcji!" – głosił nagłówek ,,The Timesa". Nieco niżej, mniejszym już drukiem, było napisane: ,,Rodzeństwo wydarte z rąk psychopatki przez Scotland Yard."

– Jak zwykle. – Beth westchnęła zrezygnowana, a jednocześnie zirytowana.

– Jest tam też o tobie... O tu. – Lestrade wskazał palcem gdzieś na środek strony.

–Mhm... Tak, świetnie. ,,Współlokatorka i pomocniczka detektywa wszechczasów przez swoje nieprofesjonalne zachowanie podczas śledztwa wpadła pod samochód. Jej osoba nieco rozpływa się w środowisku kompetentnych policjantów i szanowanego Holmesa. Krążą pogłoski, iż ta dwójka może mieć romans." – Po przeczytaniu ostatnich słów, Beth zastygła w bezruchu i poczuła, jak robi się jej słabo.

– Iść po lekarza? – Greg, który swoją drogą siedział z Beth od godziny, nieco się zaniepokoił.

– Masz przy sobie pistolet? – zapytała, patrząc przed siebie, trochę bledsza.

– Ee, no nie wiem. Wolę najpierw się dowiedzieć, po co. – To pytanie totalnie zbiło go z tropu.

– Chyba muszę sobie palnąć w łeb.

– Nie jest tak źle. Ważne, że my znamy prawdę. – Na jego twarzy wykwitł krzywy uśmiech.

– Po co ty tu w ogóle siedzisz? – Popatrzyła na niego pustym wzrokiem.

– Chyba... Nie uważasz, że... – zaczął się jąkać, bo sam do końca nie znał odpowiedzi. – Przecież się przyjaźnimy. Tak? – ostrożnie powiedział.

– Nie chcę was wszystkich wrzucać do jednej szufladki, ale, do cholery, czy cierpicie na jakąś bipolarność?!

– W sensie? – Inspektor był zakłopotany, ale musiał się dowiedzieć, co kobieta miała na myśli.

– Najpierw się na mnie wyżywacie, a później, albo jesteście sztucznie mili albo... Z resztą.

– Hm?

– Idę spać. – W rzeczywistości nawet nie myślała o tym, żeby się zdrzemnąć. Była niezwykle zmęczona, musiała to przyznać, ale nie mogła zasnąć. Odkąd przebudziła się w noc wypadku, odpoczywała tylko jakieś dwie godziny z przerwami. Co chwila wracała do rzeczywistości, nie potrafiła się ,,wyłączyć''.

– Ale chyba... – Lestrade najwidoczniej nie zrozumiał tego, że Moore ma go najzwyczajniej w świecie dość i chce zostać sama.

Nie można byłoby powiedzieć o nim, że jest głupi, bo w końcu nie bez powodu dowodził cudownym Scotland Yardem, ale zdecydowanie nie należał on do osób o najwyższym ilorazie inteligencji. Miał nosa do zagadek, ale, co Sherlock uważał za jego największą wadę, zdecydowanie za często dawał się ponosić emocjom i nie kierował się rozsądkiem.

– Jak się pani czuje? – Do sali weszła pielęgniarka.

Moore spojrzała wyczekująco na inspektora, który, na jej szczęście, tym razem zrozumiał przesłanie i, uprzednio żegnając się z kobietami, opuścił pomieszczenie.

– Mogłabym poprosić o coś nasennego? I przeciwbólowego? Prawie nie mogę oddychać.

– Momencik, sprawdzę coś. – Kobieta zajrzała do karty Beth. – Nie może pani spać?

– Wolałabym coś dłuższego niż pięciominutowe drzemki – mówiąc to, lekko się skrzywiła.

– Lekarz do pani przyjdzie. Nie mogę nic więcej zrobić, jest pani cały czas pod kroplówką. – Uśmiechnęła się pocieszająco. – Ale proszę się nie martwić, jutro będzie już lepiej.

– Jasne – skinęła głową.

Piętnaście minut później, do jej tymczasowego ,,pokoiku" wkroczył jej lekarz prowadzący – doktor Graham. Pomyślała, że to ten moment, kiedy zacznie się dopiero prawdziwa jazda i ledwo, co powstrzymała się przed jakimś kąśliwym komentarzem. Złapała się na tym, że myśli o tym, jak bardzo mieszkanie z Holmesem wpłynęło na jej zachowanie. Minęło mało czasu, a ona nie poznawała samej siebie. Wcześniej nie była tak opryskliwa. Nie była tak pewna siebie i, w jej mniemaniu, wredna.

– ... więc zachęcam panią do spotkania z naszym szpitalnym psychologiem. Na pewno to pani pomoże. Nie pracuję tu od dzisiaj i miałem już wielu pacjentów, którzy trafiali do mnie po tego typu wypadkach. Wiem z doświadczenia, że szczera rozmowa na temat tego, co się wydarzyło, może pani pomóc. A jeśli nie, to na pewno nie zaszkodzi. – Bethany zorientowała się, że do niej mówi dopiero po dłuższej chwili.

– Radziłam sobie nie z takimi rzeczami, panie doktorze – odparła na tyle twardo, jak umiała.

– Rozumiem więc, że zdaje sobie pani sprawę, że mogą wystąpić problemy ze snem lub inne tego typu rzeczy?

– Nic mi nie będzie, doktorze. – Uśmiechnęła się szeroko, jakby chciała przekonać samą siebie.

Bo chciała. Miała spore wątpliwości, co do tego, jak dalej potoczy się jej życie. Nie zapowiadało się najlepiej, jeśli wziąć pod uwagę to, że Sherlock nie odezwał się do niej ani nie odwiedził jej jeszcze, a nie wierzyła w to, że nie miał czasu przez cały dzień, aby chociaż do niej zatelefonować i zapytać o samopoczucie. Każdy normalny człowiek udawałby chociaż zainteresowanie jak, na przykład Lestrade. No właśnie, normalny. Już dawno stwierdziła, że Sherlock się do nich nie zalicza.

Prawie potrafiła przyjąć do wiadomości to, że być może jej po prostu nie lubi, ale nie wiedziała, z jakiego powodu. Nie uważała się za ideał, ba! Ona wręcz ostatnio widziała w sobie same negatywne cechy, ale nie zmieniało to faktu, że cała ta sytuacja była dla niej niezrozumiała i bolesna.

Zasnęła, tak o, po prostu. Rozmyślając o jakiś cholernych bzdurach, zasnęła. Niestety za długo nie mogła się unosić w chmurach, bo gdy przed oczami wyobraźni mignęła jej twarz kierowcy samochodu, który ją potrącił, ocknęła się.

Twarz kierowcy, na której widniał szeroki, przepełniony kpiną, uśmiech.

***


Sherlock Holmes siedział w swoim fotelu od kilku godzin. Sherlock Holmes był w swoim świecie. Sherlock Holmes nie wiedział, co ma robić.

Sherlock Holmes czegoś nie wiedział? Czy ostatnio nie działo się to za często? Działo, a świadomość tego była jeszcze bardziej denerwująca.

Czuł się wyczerpany. Od bardzo dawna... Nie, on nigdy nie miał aż takiego problemu i mętliku w głowie, jak w tamtej chwili.

Miał wrażenie, i nie było to wcale wrażenie mylne, że nagle wszystko wypadło z jego rąk. Wypadło, potłukło się na drobne kawałeczki i nie sposób było ich poskładać w całość. A tą całością była Moore. Nikt inny, jak ta pozornie cicha kobieta, która była o wiele inteligentniejsza, niż mogła się wydawać.

Miał do siebie żal o to, że nie zrozumiał tego wcześniej. Że nie połączył ze sobą faktów i nie zrozumiał, o co toczy się gra. O kogo. Bo gra toczyła się już od dawna.

I albo detektyw tego nie zauważył albo nie chciał do siebie dopuścić tych mrożących krew w żyłach faktów.

Sherlock Holmes wiedział, jakie były plany najbardziej niebezpiecznego przestępcy na świecie. Nie wiedział jednak, kiedy rozpocznie się pierwsza rudna. Nie wiedział też, ile ofiar może pochłonąć jego konfrontacja z Moriartym.


–––

Hej, kochani. Rozdział jest może nieco krótszy, ale jest. Nie pytajcie, co wyprawiam, bo nie wiem. Zaczynam się sama siebie obawiać. Ale nie ma co przeżywać, najwyżej kogoś zabiję w następnym rozdziale.

Jestem bardzo ciekawa, czy macie jakieś domysły. :') Do następnego! <3



Zmiana || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz