Hero

884 127 6
                                    

Nim się obejrzałem, czy zdążyłem jakkolwiek zareagować poczułem jak twarz osoby stojącej za mną przybliżyła się do mojego ucha. Nieprzyjemny oddech w niczym nie przypominał tego słodkiego i ciepłego bruneta, ani tego przygłupiego blondyna... To musiał być ten trzeci, ten najgorszy... 

-Widzę, że nasza księżniczka postanowiła złamać zasady.. - wysapał, zaczynając całować mnie po karku. 

Byłem tak przerażony, że nie umiałem się poruszyć. Strach momentalnie mnie sparaliżował a mnie udało się jedynie zamknąć oczy i zacząć oddychać dużo chaotyczniej.

-Wiesz, że za nieposłuszeństwo należy się kara, prawda? Ale spokojnie... Będę tak miły i zrobię to tak, że i tobie będzie się to podobać... - wyszeptał naprawdę obrzydliwym tonem głosu, od którego przeszły mnie ciarki. Nie umiałem mu się wyrwać, o jakimkolwiek krzyku nie wspominając. Przecież i tak nikt nie usłyszałby mnie z małego domku na środku lasu.

Byłem w okropnej sytuacji i nawet nie wiem kiedy znalazłem się na niezbyt wygodnej kanapie w salonie.
Cicho jęknąłem kiedy zostałem na nią popchnięty a gdy tylko moje plecy zetknęły się z powierzchnią kanapy, szybko zakryłem się dużą poduszką. 
Skłamałbym gdybym powiedział, że na coś się to zdało... 
Bałem się jak cholera. Zaufałem jednemu a teraz zostanę skrzywdzony przez drugiego, czy to nie brzmi śmiesznie? W każdym razie, mi do śmiechu nie było. 

-Zostaw mnie! - pisnąłem w końcu kiedy udało mu się wyrwać poduszkę z moich trzęsących się rąk. 
Mogłem już spokojnie stwierdzić kim był mój napastnik. Tak jak myślałem, był nim ten trzeci. Jego rysy twarzy były naprawdę ubogie przez co wyglądał jak mała kuleczka tofu. Niestety nie był niewinny jak ona. 

-Mój maluch szarżuje? - zaśmiał się wrednie, po czym usiadł na moich biodrach, by chwycić moje ręce i unieruchomić je, co nie było nie wiadomo jakim wyczynem. Byłem naprawdę słaby, chyba nigdy nie odwiedziłem siłowni przez co nie mogłem się dziwić, że przegrałem tą potyczkę. 
Już po chwili chłopak chwycił rąbek mojej koszulki i zaczął ciągnąć ją ku górze, na co chociaż wstępnie mu nie pozwalałem, jednak po chwili i tak mu się udało. 

-Pomocy! - wrzasnąłem na całe gardło, słysząc jakieś hałasy na zewnątrz. 
Poczułem mocne uderzenie w twarz, od którego aż zakręciło mi się w głowie a do moich oczu automatycznie napłynęły łzy. Moja koszulka wylądowała na podłodze a ja poddałem się myśli, że za chwilę zostanę zgwałcony. 
Straciłem jakiekolwiek siły. Nie mogłem się ruszyć kiedy jego oślizgły język badał moją klatkę czy brzuch, nie umiałem protestować czując jego zimne dłonie rozpinające mój rozporek. Wszystko straciło sens, już nic nie mogłem zrobić. 




3. Odpuszczaj kiedy sytuacja tego wymaga




Z beznadziejnego położenia i mętliku w głowie wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Dźwięk, który był równoznaczny  z ratunkiem. 


-Sung? Co robisz? - zawołał, znany mi już głos, od progu drzwi. 

Kiedy tylko wszedł do salonu i zobaczył co ma miejsce do jego oczu wprowadziły się jakieś dziwne ogniki a jego twarz niczym nie przypominała mi tej spokojnej i radosnej jak chociażby wczoraj. 
Nim się obejrzałem "Sung" został zepchnięty z mojego trzęsącego się ciała i upadając z hukiem na podłogę zaczął głośno wyzywać Jongina. 
Tak, znałem już jego imię, udało mi się je poznać dopiero wczoraj. Było wspaniałe, a wypowiedzenie go aż napawało mnie zachwytem. 

Korzystając z tego, że odzyskałem siły, szybko zarzuciłem na siebie poszarpaną koszulkę i zapiąłem spodnie. Uciekłem na górę w akompaniamencie krzyków czy nawet bójki tej dwójki. Cały roztrzęsiony wdrapałem się na ciasny strych i ułożyłem się na twardym materacu, ciężko wzdychając. Gdyby nie on, już byłoby po mnie... Ale gdyby nie on w ogóle by mnie tu nie było. 
Mam być mu wdzięczny? 

-Mały... mogę? - usłyszałem spokojny głos chłopaka, który mnie uratował. 

Przyszedł do mnie dopiero po kilku minutach przez co mogłem wywnioskować, że ich sprzeczka była dość poważna. 

-T-tak... - mruknąłem nadal lekko drżąc po czym niechętnie odwróciłem się w stronę włazu. 
Wyłonił się z niego Jongin, uśmiechnięty i z dawnym błyskiem w oczach. Jedyne co się zmieniło to stróżka krwi pod jego ustami i nikły siniak na policzku. Skrzywiłem się widząc ten widok po czym podniosłem się do siadu, lustrując go wzrokiem. 

-Przepraszam za tą całą akcję... Wyprzedził mnie... Nic ci nie zrobił? - powiedział skruszony, siadając na brzegu otworu. 

-Jest w porządku... - szepnąłem dopiero po chwili pustego wpatrywania się w jego zasmucone oczy. 
Bądź co bądź, jego zachowanie było naprawdę miłe. Nie każdy chciałby uratować dzieciaka, którego parę dni temu porwał. 

Trochę się wahałem ale mimo wszystko przybliżyłem się do chłopaka i niepewnie usiadłem obok niego, pozwalając moim nogom beztrosko zwisać z otworu. 

-Dziękuję, że mi pomogłeś... - mruknąłem cicho, szerzej otwierając oczy czując jak obejmuje mnie ramieniem. 
Zrobiło mi się znacznie cieplej a całe moje ciało przeszedł niesamowity dreszcz, od którego byłbym gotów zwariować. 

-Musiałem... Nie mógłbym sobie wybaczyć gdyby to się źle skończyło.. Przepraszam, że w ogóle do tego dopuściłem - westchnął cicho, głaszcząc moje ramię. 

Może jestem głupi, ale skutecznie przekonuje mnie do siebie... Jego uśmiech, sposób mówienia, czy bycia... czy to co zrobił... Cholera... 

Może i mi odbija ale podoba mi się uczucie, które mnie nawiedza gdy przy nim jestem. Czuję się wtedy... inaczej. 

-To miłe... - szepnąłem kładąc dłoń na jego policzku. Wytarłem jeszcze świeżą krew z jego wargi i lekko się zarumieniłem, przyłapany przez siebie na tym, że zatrzymałem wzrok na jego ustach dłużej niż powinienem. 

-Już go nie ma... Jesteśmy sami... - powiedział, najpewniej żeby mnie uspokoić po czym ześlizgnął się na dół, ciągnąc mnie za rękę. 
Z lekkim uśmiechem poddałem się jego naciskowi i już po chwili siedzieliśmy razem na kanapie. 

-Od dzisiaj tylko ja będę tu przychodził, dobrze? - powiedział, włączając duży telewizor po czym oparł się o zagłówek kanapy. 

-Umm... Tak... pewnie... - wymruczałem lekko zakłopotany po czym spojrzałem na niego, lekko przysuwając się w jego stronę. Chciałem być bliżej niego, tak po prostu.. 
-A czy... Czy moi rodzice już coś wpłacili? 

-A co? Tak szybko chcesz mnie opuścić? - zaśmiał się pod nosem, po czym cicho odchrząknął i spojrzał na mnie z pewnego rodzaju smutkiem w oczach. 

-N-nie... Ja po prostu... 

-Nie wpłacili - przerwał mi, kolejny raz obejmując mnie ramieniem. 

Automatycznie wtuliłem się w niego i lekko uniosłem głowę, spoglądając na niego od dołu. 

-Nie łudź się, nie zrobią tego... Przestało im na mnie zależeć... Tak im łatwiej - powiedziałem smutno.

-Hej, mały, przestań tak mówić... Na pewno cię kochają... Nikt nie mógłby przejść obok ciebie obojętnie a na pewno nie oni... 

-Aish.. - przerwałem mu - Nie pieprz głupot... Są jacy ci mówię, że są. Nie wiem, zabij mnie, zakop w lesie ale nie licz na pieniądze za tak nic nie wartą istotę jak ja... 

-Hej... Nie jesteś nic nie warty - westchnął, napierając palcem na moją brodę. 

Przeszły mnie ciarki a przed moimi oczami pojawiła się jego jak zawsze uśmiechnięta twarz. Dlaczego tak na mnie działał? 
Aish, to chyba jasne... Zakochałem się w nim.
Śmieszne, zakochać się w porywaczu...


Calm Down Bae || KaiSooWhere stories live. Discover now