Prolog

1.3K 143 9
                                    



Dzień jak co dzień. Po szkole poszedłem razem z Xiuminem do naszej ulubionej kawiarenki „Pod czarnym kotem" by odpocząć od wszystkich zmartwień jakie dostarcza mi szkoła. Niestety, nie zdążyłem nawet wypić kawy gdy dostałem telefon od swojej, lekko nadopiekuńczej matki.
-Tak? - odebrałem, przewracając oczami na co usłyszałem, cichy a jednocześnie uroczy, chichot Xiumina - Jestem zajęty, przecież wiesz, że dawno nie wychodziłem z Xiu... 

Po kilku sekundach rozmowy, kobieta się rozłączyła rzucając tymi trzema, najgorszymi słowami - "rób jak uważasz". To mogło znaczyć tylko tyle, że jeśli nie spełnię jej prośby... już po mnie. 

-Co jest? - mruknął chłopak powoli sącząc swoją mrożoną kawę przez jedną z tych dziecinnie powykręcanych słomek. 

Dobrze wiedział, że moja mama bywa czasem... zbyt. Po prostu "zbyt"... To idealne określenie tej osoby. 

-Znowu mam coś dla niej załatwić... Przepraszam, ale nie chcę żegnać się z dostępem do świata przez to, że stroi fochy - westchnąłem, powoli wstając z miejsca, przy którym siedzieliśmy.

Widocznie nie tylko ja nie byłem zadowolony, po minie starszego można było wywnioskować, że i dla niego nasze spotkanie po kilku dniach rozłąki jest również zbyt krótkie. 

Pożegnaliśmy się w lekko przygnębionej atmosferze, naprawdę dobrze się z nim bawiłem chociażby podczas głupiego wypadu na kawę... Ale oczywiście, nigdy nie mogło być zbyt pięknie. Zawsze znajdował się pretekst do ściągnięcia mnie szybciej do domu. Co było nim dzisiaj? Pójście do banku. Mieszkamy 10 minut od niego, czy naprawdę tak ciężko ruszyć swój bezrobotny tyłek i się tam pofatygować, zamiast męczyć jedynego syna? 

Dojechanie do banku, znajdującego się w centrum miasta zajęło mi koło piętnastu minut, które notabene spędziłem w otoczeniu marudzących kobiet. Bo przecież nie ma nic lepszego niż rozmawianie o edukacji w metrze. 

Na reszcie stanąłem przed dużym, ozdobionym marmurem i pozłacanymi ornamentami budynkiem. Wszedłem do niego z dużą pewnością siebie. Pamiętam jak jeszcze pół roku temu bałem się tu w ogóle zbliżać, myśląc, że zrobię z siebie pośmiewisko. 

Stanąłem przy okienku, wyciągnąłem swój portfel, z którego wypadła mi karta. Schylając się po nią usłyszałem słowa, które nie pozwoliły mi się ruszyć. Cały zadrżałem a moje ciało zostało jak gdyby sparaliżowane.

-Wszyscy na ziemie! To jest napad!  

Calm Down Bae || KaiSooDonde viven las historias. Descúbrelo ahora