Miła strona

926 126 15
                                    

Jeśli mam być szczery to nie mam pojęcia ile leżałem na tej twardej, zimnej podłodze zanim usłyszałem kroki na schodach. Z jednej strony się ucieszyłem,  może w końcu dadzą mi coś do jedzenia, a z drugiej jeszcze bardziej przestraszyłem, że przyjdą na mnie nakrzyczeć czy nawet mnie pobić.
Uniosłem dźwięk odpalanego silnika, na który aż się wzdrygnąłem. Gwałtownie się podniosłem, zawadzając głową o sufit na co cicho syknąłem. Zamarłem słysząc ten sam słodki i niewinny śmiech co wcześniej. Niepewnie odwróciłem głowę w jego kierunku i cicho sapnąłem, pocierając bolące czoło. 

-Czy Ty specjalnie robisz sobie krzywdę? - zachichotał Jo... Jeszcze się dowiem jak ma na imię. 

-Ja... Umm... - dukałem coraz niżej spuszczając swój wzrok, bojąc się nie wiadomo czego - Mówił pan, że będę dostawał jedzenie... Jest mi zimno... twardo... i muszę do toalety... błagam... 

Nagle stało się coś, czego naprawdę się nie spodziewałem. Mężczyzna otworzył szerzej klapę i zsunął się na schody wyciągając rękę w moim kierunku. Pewnie zrozumiał, że jestem zbyt niski na chociażby bezpieczny upadek z takiej wysokości. Lekko się uśmiechnąłem, odzyskując wiarę w ludzi i nieśmiało przysunąłem się bliżej otworu. 

-Mogę? Żartuje pan... - szepnąłem siadając na brzegu, z którego najwidoczniej miałem wyskoczyć. 

Niech zgadnę, jeśli teraz stąd wyjdę to za chwilę ktoś mnie pobije albo przeniesie do jeszcze gorszego miejsca? Chwyciłem się mocniej grubego drewna, robiącego za coś w rodzaju paneli i usiadłem głębiej strychu. Nie ma mowy. Nie zejdę tam, to na pewno jakiś podstęp. 
Nie zdążyłem nawet złapać powietrza kiedy nagle zostałem mocno pociągnięty za nogi. Od razu zjechałem na dół, wpadając w ramiona chłopaka. Gdyby nie to, że szybko mnie złapał już dawno byłbym na ostatnim ze stopni, cały poobijany. 

-Przepraszam... - pisnąłem zestresowany tą całą sytuacją. Nie chciałem być tak blisko niego dlatego od razu lekko się odsunąłem, niemalże przytulając do ściany. Zamknąłem odruchowo oczy, kuląc się w sobie. 

Nie zauważyłem nawet kiedy ręka chłopaka wylądowała na moim ramieniu, delikatnie je głaszcząc. Dopiero kiedy usłyszałem jego spokojny głos, niepewnie na niego spojrzałem, odciągając jego dłoń ze swojego ramienia. 

-Spokojnie mały... Reszta już pojechała a ja nie mam zamiaru się nad tobą znęcać... - zachichotał, jak to miał w zwyczaju uroczo - A teraz chodź, pokaże ci domek, tu będziesz mieszkał przez pewien czas. Oczywiście, częściowo sam. Będę do ciebie przyjeżdżał kilka razy dziennie żeby cię pilnować... Albo ja albo oni... Wtedy będziesz musiał wchodzić na strych i udawać, że byłeś tam cały dzień, jasne? 

Naprawdę zdziwiłem się jego słowami. Od kiedy porywacze są tacy... mili? 
Delikatnie się uśmiechnąłem, cicho mu przytakując po czym razem z nim ruszyłem zwiedzać dom. Był mały ale przytulny i naprawdę uroczo urządzony. Gdyby nie to, że zostałem porwany mógłbym na spokojnie tutaj zamieszkać. Wszystko dokładnie oglądałem i słuchałem instrukcji chlopaka by niczego nie pomieszać. Tak jak mówił, jeśli zrobię coś nie tak to od razu mogę żegnać się z przystępnymi warunkami życia. 

Po kilku minutowym zwiedzaniu znałem układ budynku na pamięć. Wąski przed pokój, który prowadził do łazienki, mała kuchnia i skromnie urządzony salon. To lepsze niż wakacje w jakimś pensjonacie... 

-Możesz spać dzisiaj na kanapie albo wniesiemy ci jakiś materac na górę... Pamiętaj, przyjadę rano ale po południu już ktoś inny... Mam nadzieję, że dasz sobie radę sam, co? 

Odpowiedziałem mu jedynie uśmiechem, którym darzyłem go od samego początku zejścia ze schodów. Był naprawdę fajny, mimo tego kim był. 
Dla pewności wnieśliśmy razem materac na strych co, nie powiem, było naprawdę dużym wyczynem. Po powtórzeniu naszych wszystkich, tajnych zasad, mężczyzna odjechał tym samym samochodem, którym tu przyjechaliśmy. Od razu zamknąłem dom, przekluczając go kilka razy. Bałem się jak cholera zostawać sam w lichym, drewnianym domu na środku ogromnego lasu, ale co ja mogłem zrobić? 

Pierwsze co zrobiłem po odzyskaniu jako-takiej wolności to bieg do łazienki. Była mała i skromnie urządzona ale na pewno urocza i, podobnie jak cała reszta domu, naprawdę przytulna. Mógłbym przysiąc, że mieszkała tutaj kiedyś jakaś miła, starsza pani z wyczuciem stylu i elegancji. 
Po odwiedzinach w toalecie udałem się równie szybkim krokiem do kuchni, bo mój brzuch właśnie odgrywał coś podobnego wydźwiękiem do symfonii Beethovena. Po otworzeniu lodówki aż mnie skręciło. Była po brzegi wypełniona przepysznym jedzeniem, na jakie często śliniłem się w sklepie, jednak nie mogłem go mieć ze względu na lichą sytuację finansową w moim domu. 
Może nie będzie mi tu aż tak źle? 


Po zjedzeniu porządnej kolacji, poszedłem pod prysznic, który zajął mi niecałą minute. Zahaczyłem o salon, biorąc z niego ciepły, puchaty kocyk, który zostawił mi uprzejmy mężczyzna i wdrapałem się na strych. Nie chciałem kusić losu. Co byłoby gdyby ktoś przyłapałby mnie śpiącego na kanapie? 

Położyłem się na twardym materacu, który równocześnie był o wiele przyjemniejszy od podłogi, po czym przykryłem się szczelnie kocem, cały drżąc z nieprzyjemnego chłodu. Chciałbym teraz być w swoim mięciutkim łóżku, ustawionym obok parzącego wręcz grzejnika... 


Zasnąć udało mi się dopiero po dłuższym czasie, spędzonym na obkręcaniu się w tę i we wte. Akurat jak na złość księżyc musiał osiągnąć pełnie, a jego blask wkradający się przez małe okienko nie dawał mi spać. 


Z samego rana obudziło mnie pukanie w klapę. Cicho ziewnąłem, lekko się uśmiechając po czym ostrożnie się podniosłem, otwierając zaspane oczy. Szybko jednak skuliłem się, mocno nakrywając całe ciało kiedy zamiast roześmianego mężczyzny ujrzałem tego gburowatego, śmierdzącego przygłupa. 

-Zaraz przyniosę ci śniadanie... - powiedział jedynie i zszedł na dół, jak gdyby nigdy nic. 

Pewnie chciał mnie tylko sprawdzić, jednak nadal miałem ochotę po prostu go uderzyć. Był tak irytujący samym sposobem bycia, że nie mogłem powstrzymać flustracji. 
Po kilku minutach przed moim nosem wylądował talerz z parującą jajecznicą a wyglądając przez okno zauważyłem, że mężczyzna już odjechał. Czy im w ogóle opłaca się jeździć dla mnie w te i z powrotem? 
Jeśli mam być szczery, to było najgorsze śniadanie jakie w życiu jadłem, jednak musiałem je zjeść by nie paść z głodu.
 Kiedy przez dość długi okres czasu nic się nie działo, a ja  poczułem się w miarę bezpiecznie, zszedłem na dół rozglądając się na boki. W końcu wkroczyłem do kuchni, gdzie zastałem największy syf, jaki mogłem sobie wyobrazić. Jajka rozbite na ziemi, przypalona patelnia i resztki kawy rozlanej na blacie. Przewróciłem oczami chwytając się za głowę. 

-Przecież wszystko pójdzie na mnie! - pisnąłem przerażony, doskakując do pierwszej napotkanej na swojej drodze ścierki i zacząłem wszystko porządnie sprzątać. 
Sądząc po pędzących wskazówkach zegara, minęło naprawdę długo zanim udało mi się doprowadzić kuchnię do normalnego stanu. 
Przetarłem blaszany zlew i wycisnąłem mocno ścierkę po chwili kompletnie zamierając. Nagle poczułem czyjeś zimne dłonie, chwytające mnie za biodra i czyiś nieprzyjemny oddech na swoim karku.

Calm Down Bae || KaiSooUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum