Chapter 17

252 37 1
                                    

Tydzień nie przychodziłam do pracy, nie chciałam widzieć Andresa. Potrzebowałam chwili spokoju, musiałam wszystko przemyśleć. Tak bardzo bolały mnie jego czyny, czy też jego podejście do całej sytuacji. Pragnęłam być dla niego kimś więcej, wiedząc, że teoretycznie nie jest to możliwe. Chciałam być dla niego wyznacznikiem szczęścia. Żądałam, aby się ode mnie uzależnił.

On jednak nie był zainteresowany ani mną, ani niczym innym związanym z moją osobą.

Zrobił ze mną coś okropnego, sprawiając, że teraz chcę go znienawidzić. Zatrzymać moje obsesyjne myślenie, opisujące jego - jako człowieka doskonałego.

W moich wyobrażeniach był piękny, idealny, bez wad za to z samymi zaletami.

Takie myślenie doprowadziło mnie to stanu w którym się teraz znajduje.

Jestem w pustce. Straciłam poczucie własnej wartości. Konsultuję każdy mój wybór z psychologiem. Mimo wszystko ciągle jednak On istnieje w mojej głowie. Wziął sobie krzesło i nie chce wyjść.

Straciłam wiarę w to, że mogę być szczęśliwa z kimś innym.

Nagle usłyszałam dźwięk odbijającego się długopisu o podłogę. Skinęłam głową, kierując wzrok w tamtą stronę. Pióro, które trzymałam na biurku, zostało zepchnięte przez moje palce tak gwałtownie wędrujące po jego blacie. Schyliłam głowę odsuwając jednocześnie fotel, chwyciłam narzędzie w paliczki odkładając je jednocześnie na ówczesne miejsce.

To był dzień kiedy miałam wrócić do firmy. Mój urlop się zakończył, ale wiedziałam że wracając narażam się na to, od czego tak długo uciekałam.

Zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie po mojej prawej stronie, pokazywał godzinę siódmą dwadzieścia dwa.

Wstałam z miejsca, zabierając z oparcia powieszoną torebkę od Korsa. W holu nałożyłam na stopy buty w kolorze nude. Rozglądnęłam się ostatni raz po pomieszczeniu trzymając dłońmi klamkę. Wzięłam głęboki oddech i zakluczając drzwi, wciskając klucz w górny zamek, nad klamką. Przekręciłam metalowy przedmiocik, kończąc wyjęłam go. Taksówka, która zamawiałam już wcześniej przyjechała. Zasiadłam z tyłu pojazdu kierując kierowcę do miejsca mojej pracy.

- To tutaj. - zatrzymał się na parkingu przed budynkiem, trzymając wciąż jedną ręką kierownicę.

- Dziękuję, ile jestem winna? - odpięłam pas kierując ręcę do portfela.

- Piętnaście dolarów. - wskazał na nabijarkę.

Wyciągnęłam portfel z torebki i podałam mężczyźnie dwudziesto dolarowke informując, że reszta dla niego.

Wyczołgalam się niechętnie z pojazdu, dosyć niedelikatnie zamykając drzwi. Spojrzałam na budynek w którym pracuje od dwóch lat. Niechętnie udałam się w stronę drzwi wejściowych do bistra, wiedziałam że praca tutaj wiązała się z częstym spotykaniem Andresa, ale musiałam gdzieś pracować żeby zarobić na życie. W tej sytuacji wolałabym aby moim szefem był nadal facet po pięćdziesiątce niż przystojny młody mężczyzna, który zawrócił mi w głowie.

Przekroczyłam próg budynku gdzie przywitał mnie zapach świeżych wypieków.

Moja przyjaciółka miała płatny urlop, dlatego przez ponad tydzień byłam skazana sama na siebie. Przez głowę przechodziło mi tysiące myśli, między innymi zastanawiałam się jak mogę przywitać się z Bossem. Zwykłe cześć, dzień dobry panu czy może witaj Andresie wróciłam. Chciałam mieć to już za sobą, dlatego czym prędzej skierowałam się w stronę jego gabinetu. Zapukałam w centralną część drzwi i minęłam próg po usłyszeniu magicznego ,,proszę". Delikatnie podniosłam głowę, prostując plecy. Uniosłam na niego wzrok, przełykając ślinę, nie chcącą mi przejść przez gardło. Ujrzałam go, pięknego mężczyznę ubranego w bordowy garnitur od Armaniego, był raczej nowy, gdyż nigdy go w nim nie widziałam. Zawsze miał raczej czarny garnitur, spod którego można było ujrzeć niebieską koszulę, wykończoną białymi wstawkami. Spojrzał na mnie wstając z fotela wyłożonego ekologiczną, czarną skórą. Uśmiechnął się posyłając ciepłe spojrzenie.

- Dzień dobry. - zamknęłam drzwi wychodząc mu na przeciw.

- Cześć Lola, długo cię nie było. - stwierdził obchodząc mnie od tyłu.

- Tak, ale postanowiłam, że pora wrócić. - potwierdziłam jego słowa.

- Słusznie, firma potrzebuje rąk do pracy, nie zaprzeczysz, prawda? - obniżył ton głosu kierując wzrok na podłogę.

- Oczywiście, - wypuściłam powietrze ku górze.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi wszystkiego? Jak mogłaś zataić zdradę mojej żony? - zmienił temat obarczając mnie szybko winą.

- Słucham? - byłam pewna, że się po prostu przesłyszałam.

- Oh... proszę cię. Nie udawaj. - rzucił karcącym spojrzeniem.

- Już wszystko wiesz? - zadałam pytanie.

- Tak wiem, bądź więc ze mną szczera. - poprosił wskazując dłonią na umiejscowiony przed nim fotel.

- Okej.. - usiadłam. - Widziałam ją kiedyś, jednak było to całkiem przypadkowe spotkanie. Wracałam ze spaceru, kiedy mi się nawinęła. Była z jakimś facetem, rozmawiali o tobie, ale nie chciałam żebyś wiedział. - przedstawiłam mu kolejność zdarzeń, zgodnie z tym jak miały miejsce.

- Byłaś tak bardzo zatroskana o moje małżeństwo? - wycelował we mnie pytaniem.

- Byłeś tak pewny siebie i szczęśliwy, że nie chciałam, aby coś cię zmieniło. Co zamierzasz? - zapytałam zaciekawiona.

- Jak myślisz co zrobię? - zaśmiał się cwaniacko unosząc przy tym seksownie prawy dołeczek w policzku. 

- Nie zostawisz jej, prawda? - prychnęłam.

- Byłoby Ci to bardzo na rękę. - oznajmił.

- Dlaczego? Przecież to by nic między nami nie zmieniło, sam tak mówiłeś. - przypomniałam mu jego słowa.

- Oh... proszę wyluzuj się. - wstał z miejsca podchodząc do mnie. Przejechał dłonią po zagłówku fotela lądując na moim lewym ramieniu. Poczułam chłód jego dłoni na swojej skórze. Momentalnie zaparło mi dech w piersiach. Zajechał ręką na twarz, wychodząc mi na przeciw. Nie wiedziałam co zrobić, było mi tak dobrze, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie umiałam jednak również zrezygnować.

- Miło. - uśmiechnął się.

Przykucnął kładąc obie kończyny na moich kolanach. Zbliżył się wyrywając usta do pocałunku. Spoczął delikatnie na moich wargach wkładając swój język gwałtownie do buzi. Mimo wszystko spodobało mi się to, pragnęłam więcej, dawno nie czułam się tak jak w tym momencie, kiedy Andres mnie całował. Wtedy on przerwał.


*** 

Dziękuję, że czekaliście!


Eat Me, BabyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz