Andres wcale nie jest taki na jakiego się wydaje...
-O czym tak myslisz? A może o kim? - zadrwiła Beatriz.
-Jejku...czy ty musisz mnie zawsze straszyć?
-Straszyć?
-Tak.
-A więc o kim myślisz?
-No wiadomo o kim.
-O Andresie? - specjalnie podwyższyla ton.
-Zamknij się! - zasłoniłam jej usta.
-Dobra spokojnie - zaśmiała się.
Idiotka...
W końcu zaczęliśmy rozdawać obiady. Na stołówce pojawił się Andres ze swoją kobietą. Przełknęłam ślinę i podeszłam do nich. Moje nogi były jak z waty, czułam jakby zaraz miały nie wytrzymać i rozpaść się na kilka kawałków. Nie wiem dlaczego.
Stanęłam nad nimi i podałam talerze.
-Co tak stoisz? Rusz się po sztućce.
Spierdalaj...
-Już proszę pani - oddaliłam się po sztućce. Odchodząc usłyszałam głos Andresa.
-Debora przestań, miała prawo zapomnieć.
-Będziesz bronił tej...
-Debora! - powtórzył, tym razem głośniej. Wtedy zamilkła.
Wróciłam do nich podając przedmioty Andresowi.
-Dziękuje Lolu - był bardzo miły.
-O już jesteście sobie na "ty" - zaśmiała się popijając kieliszkiem szampana.
Co za cynizm...
Z minuty na minutę ta baba zaczynała mnie coraz bardziej denerwować. Jednak wiedziałam, że nie moge nic z tym zrobić. To w końcu żona mojego szefa.
Postanowiłam odejść. Odchodząc czułam na sobie perfumy Andresa. Pachniały tak cudownie. Jak najwspalniajsze perfumy świata. Podkreślały jego męskość, piękność i charakter. Były idealne.
Jednak nie mogłam ciągle o nim myśleć. Zawróciłam do kuchni i wzięłam się do dalszego rozdawania obiadu. Jednak ciągle myślałam o Andresie.
Co on w sobie ma?
-Lola! Szybciej! - pośpieszał mnie Albert.
-No już wiem - poprawiłam się po jego prośbie.
Po niecałych 10 minutach wszyscy dostali swoje porcję. Wtedy razem udaliśmy się do kuchni. Był to praktycznie jedyny czas kiedy mogliśmy przez 5 minut porozmawiać w spokoju, gdyż później czekało nas zmywanie i przygotowywanie kolacji.
-Wam też dał podwyżkę?
-Kto? Szef? - zapytał zdziwiona.
-No tak, o nim mowa.
-Dziwne, mi nie podniósł pensji.
-Widać starasz się najmniej - dopowiedział Michael.
-Zamknij się Mike! - krzyknęłam.
-Lola. Ciszej bo nas usłyszą - uciszyła mnie Beatriz.
-Wiecie co? Mam to w dupie, ide zbierać naczynia z wkurzona udałam się na jadalnie.
Dlaczego traktuje mnie gorzej od innych?
Zaczęłam zbierć talerze ze stołów gości, kiedy wpadłam na pomysł, aby się dowiedzieć czegoś ciekawego o Andresie. Skoro jest szefem restauracji, musi być też bogaty. Więc na pewno nie jeden artykuł na onecie się nim znajdzie.
-Laska. Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała Beatriz.
-Nic.
-Oo...widzę, że boisz sie naszego nowego szefulka, Andresa. Boisz się, że stracisz w jego oczach?
-Ja niczego się nie boje.
-W takim razie idź tam.
A żebys wiedziała, że pójdę...
Udałam się do jego biura. Grzecznie zapukałam.
-Lola?
-Lola.
-Coś się stało? Dlaczego jesteś nie w humorze.
-Dlaczego wszyscy oprócz mnie dostali podwyżkę?
-A więc o to chodzi. Po prostu nie zdążyłem jeszcze wypełnić papierów. Żona mi przeszkodziła. Zresztą chyba sama słyszałaś.
Ale ze mnie idiotka...
-No tak...jestem głupia. Przepraszam za zamieszanie... - uciekłam. Było mi tak głupio.
Teraz pewnie myśli o mnie same złe rzeczy...
Jednak nie wiedziałam dlaczego sie tak tym przejmuje.
Wróciłam na kuchnię jednak nie odezwałam sie już do nikogo.
21:34.
Wreszcie mogłam udać sie do domu. Po całym dniu w pracy mogłam wrocić do wygodnego łóżeczka.
Wrociłam już swoim stałym środkiem transportu.Od razu po przekroczeniu progu drzwi wpęłzłam do łóżka.
Jutro wolne.
Z tą myślą zasnęłam.
&N/a: Kolejny rozdział "zjedz mnie" mam nadzieję, że sie podoba. Dziękuje za gwiazdki i komentarze!
Ps. Ten rozdział chciałam zadedykować Williamowi Levyemu. Dzisiaj ma urodziny, dlatego myślę, że zasługuje na to, aby ktoś mu coś kiedyś zadedykował.
-Psychopay1
CZYTASZ
Eat Me, Baby
RomanceOn nie jest niegrzecznym chłopcem. Ona jest grzeczną dziewczynką. Szkoda tylko, że przy nieodwzajemnionej miłości, trzeba kochać za dwóch. Przypadkowa znajomość może być czasem cenniejsza i dać nam więcej niż ta na którą czekaliśmy z utęsknieniem. "...