Chapter 4

1.8K 113 5
                                    

Andres wcale nie jest taki na jakiego się wydaje...

-O czym tak myslisz? A może o kim? - zadrwiła Beatriz.

-Jejku...czy ty musisz mnie zawsze straszyć?

-Straszyć?

-Tak.

-A więc o kim myślisz?

-No wiadomo o kim.

-O Andresie? - specjalnie podwyższyla ton.

-Zamknij się! - zasłoniłam jej usta.

-Dobra spokojnie - zaśmiała się.

Idiotka...

W końcu zaczęliśmy rozdawać obiady. Na stołówce pojawił się Andres ze swoją kobietą. Przełknęłam ślinę i podeszłam do nich. Moje nogi były jak z waty, czułam jakby zaraz miały nie wytrzymać i rozpaść się na kilka kawałków. Nie wiem dlaczego.

Stanęłam nad nimi i podałam talerze.

-Co tak stoisz? Rusz się po sztućce.

Spierdalaj...

-Już proszę pani - oddaliłam się po sztućce. Odchodząc usłyszałam głos Andresa.

-Debora przestań, miała prawo zapomnieć.

-Będziesz bronił tej...

-Debora! - powtórzył, tym razem głośniej. Wtedy zamilkła.

Wróciłam do nich podając przedmioty Andresowi.

-Dziękuje Lolu - był bardzo miły.

-O już jesteście sobie na "ty" - zaśmiała się popijając kieliszkiem szampana.

Co za cynizm...

Z minuty na minutę ta baba zaczynała mnie coraz bardziej denerwować. Jednak wiedziałam, że nie moge nic z tym zrobić. To w końcu żona mojego szefa.

Postanowiłam odejść. Odchodząc czułam na sobie perfumy Andresa. Pachniały tak cudownie. Jak najwspalniajsze perfumy świata. Podkreślały jego męskość, piękność i charakter. Były idealne.

Jednak nie mogłam ciągle o nim myśleć. Zawróciłam do kuchni i wzięłam się do dalszego rozdawania obiadu. Jednak ciągle myślałam o Andresie.

Co on w sobie ma?

-Lola! Szybciej! - pośpieszał mnie Albert.

-No już wiem - poprawiłam się po jego prośbie.

Po niecałych 10 minutach wszyscy dostali swoje porcję. Wtedy razem udaliśmy się do kuchni. Był to praktycznie jedyny czas kiedy mogliśmy przez 5 minut porozmawiać w spokoju, gdyż później czekało nas zmywanie i przygotowywanie kolacji.

-Wam też dał podwyżkę?

-Kto? Szef? - zapytał zdziwiona.

-No tak, o nim mowa.

-Dziwne, mi nie podniósł pensji.

-Widać starasz się najmniej - dopowiedział Michael.

-Zamknij się Mike! - krzyknęłam.

-Lola. Ciszej bo nas usłyszą - uciszyła mnie Beatriz.

-Wiecie co? Mam to w dupie, ide zbierać naczynia z wkurzona udałam się na jadalnie.

Dlaczego traktuje mnie gorzej od innych?

Zaczęłam zbierć talerze ze stołów gości, kiedy wpadłam na pomysł, aby się dowiedzieć czegoś ciekawego o Andresie. Skoro jest szefem restauracji, musi być też bogaty. Więc na pewno nie jeden artykuł na onecie się nim znajdzie.

-Laska. Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała Beatriz.

-Nic.

-Oo...widzę, że boisz sie naszego nowego szefulka, Andresa. Boisz się, że stracisz w jego oczach?

-Ja niczego się nie boje.

-W takim razie idź tam.

A żebys wiedziała, że pójdę...

Udałam się do jego biura. Grzecznie zapukałam.

-Lola?

-Lola.

-Coś się stało? Dlaczego jesteś nie w humorze.

-Dlaczego wszyscy oprócz mnie dostali podwyżkę?

-A więc o to chodzi. Po prostu nie zdążyłem jeszcze wypełnić papierów. Żona mi przeszkodziła. Zresztą chyba sama słyszałaś.

Ale ze mnie idiotka...

-No tak...jestem głupia. Przepraszam za zamieszanie... - uciekłam. Było mi tak głupio.

Teraz pewnie myśli o mnie same złe rzeczy...

Jednak nie wiedziałam dlaczego sie tak tym przejmuje.

Wróciłam na kuchnię jednak nie odezwałam sie już do nikogo.

21:34.

Wreszcie mogłam udać sie do domu. Po całym dniu w pracy mogłam wrocić do wygodnego łóżeczka.
Wrociłam już swoim stałym środkiem transportu.

Od razu po przekroczeniu progu drzwi wpęłzłam do łóżka.

Jutro wolne.

Z tą myślą zasnęłam.


&

N/a: Kolejny rozdział "zjedz mnie" mam nadzieję, że sie podoba. Dziękuje za gwiazdki i komentarze!

Ps. Ten rozdział chciałam zadedykować Williamowi Levyemu. Dzisiaj ma urodziny, dlatego myślę, że zasługuje na to, aby ktoś mu coś kiedyś zadedykował.

-Psychopay1

Eat Me, BabyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz