Chapter 15

997 69 6
                                    

Posłuchajcie piosenki z mediów.

Usłyszałam pukanie do drzwi, do których następnie podeszłam. Otworzyłam je, stał tam Marcelo, był cały posiniaczony.

- Co ci się stało? - wpuściłam blondyna do środka, ciągnąc go za rękę. Pomogłam mu spocząć na sofie. - Co Ci się stało? Kto Ci to zrobił? Dlaczego? - zadałam mu komplet pytań.

- Nic się nie stało... ja tylko potknąłem się o... krawężnik - odpowiedział przekonująco.

- Słucham? O krawężnik? - kiwnęłam głową. - Nie kłam.

- Nie kłamie, tak było.

- Zaczekaj, przyniosę Ci zimny okład z lodu - ruszyłam po foliową torebkę.

- Nie trzeba, zostaw - mruknął, ja jednak się go nie posłucham. Wyjęłam z lodówki woreczek, z którym następnie do niego wróciłam. Usiadłam obok niego, przykładając przedmiot, do jego podbitego oka.

- Boli?

- Nie - odpowiedział, wędrując wzrokiem do moich ust - jak ty to robisz to nie boli - poprawił swoją wypowiedź.

- Kto Ci to zrobił? - byłam bardzo dociekliwa.

- Już Ci mówiłem, to był wypadek - powtórzył.

- Marcelo, nie musisz mnie okłamywać, dlaczego więc to robisz?

- Nie okłamuję cię, daj mi spokój, proszę - położył dłoń na moim kolanie.

- Co robisz? - oderwałam zimny okład od jego twarzy. Mężczyzna zbliżył się do mnie. Przejechał ponad kolano, przygryzając przy tym wargę.

- Nawet nie wiesz, o czym teraz myślę - kiwnął głową. Położył dłoń na moim policzku, przejeżdżając kciukiem po moich oczodołach. - Jesteś taka śliczna...

- Nie, przestań - wstałam.

- Nie rozumiem... nie podobam Ci się? - oblizał usta.

- Nie chodzi o to...

- A więc o co? - wstał, zajmując miejsce obok mnie.

- O nic, nie zrozumiesz... po prostu nie pokocham ciebie jako mężczyzny.

- Dlaczego? Czego ja nie mam, co mają inni? - zapytał z wyrzutem

- Marcelo, przestań... nie chcę się z tobą pokłócić.

- Ja też nie chcę - złączył nasze dłonie.

- Więc czego ode mnie chcesz? Czego konkretnie oczekujesz? - zapytałam.

- Chciałbym ciebie pocałować, pociagasz mnie... chciałbym dzielić z tobą coś swojego.

- To bezsensu... Marcelo, znamy się od paru dni.

- To wystarczyło... - zbliżył się do mnie maksymalnie blisko - Chcę cię pocałować, zgodzisz się?

- Nie Marcelo, nie możemy...

- Dlaczego?

- Nie chcę być niesprawiedliwa wobec ciebie... nie będę potrafiła ciebie pokochać... zresztą, nie wyglądasz na zakochanego.

- Pragnę ciebie - skierował kciuk w stronę ust.

- Nie, nie mogę... zostaw mnie. Wytłumacz mi wszystko lepiej.

- A ty dalej myślisz, że ktoś mnie pobił? Nie dał bym sobie... nie jestem ciotą.

- Czyżby wrócił stary Marcelo?

- Tylko niepotrzebnie się wygłupiłem, przepraszam jednak już pójdę - skierował się w stronę wyjścia.

- To nie tak... - wyszedł.

Nie rozumiałam jego zachowania... może chciał sobie ze mnie zakpić? Na szczęście nie udało mu się to. Tylko, kto mógł go pobić? Może ktoś mu groził? To na pewno nie był byle jaki wypadek na schodach, czy potknięcie się o krawężnik. Ten mężczyzna nic dla mnie nie znaczył, jednak martwiłam się o niego, taka już chyba była moja natura.

Andres dzwonił do mnie wczoraj, i poprosił o spotkanie, zgodziłam się. Tak naprawdę to nie miałam wyboru... w końcu był moim szefem.

Podczas tej wizyty, chciałam wyglądać idealnie, zależało mi na tym, aby chociaż na chwilę jego wzrok zatrzymał się na mojej postaci.

Przygotowana ruszyłam do firmy. Niestety musiałam wziąść taksówkę, gdyż spóźniłam się na autobus.

Zastanawiałam się, czy napisać mu, że już jadę, czy raczej nie...

W myślach miałam tylko jego...

Postanowiłam, że go zaskoczę. Nie napisze mu, iż już jadę.

Dojechałam na miejsce, weszłam do firmy zachodząc do jego gabinetu, na górze. 

- Dzień Dobry - minęłam próg.

- Cześć - wstał z fotela. - Usiądź proszę.

- Dziękuję, o czym chcesz porozmawiać? - zajmuję miejsce.

-  Chyba o kim... Chcę poruszyć temat Marcelo.

- To ty go pobiłeś? - ułożyłam usta w cienką linię.

- Nie pobiłem go, posłuchaj mnie a nie osadzaj! - wstał z miejsca.

- W takim razie słucham, mów - postarałam się zachować spokój.

- Marcelo nie powinien pracować w mojej firmie, jednak nie mogę jego zwolnić. .

- Nie rozumiem.

- Chcę, abyś ograniczyła z nim kontakty... wszelakie kontakty.

- Andres o co tobie chodzi? - wstałam. - Nie możesz mnie o to prosić...

- Nie proszę, to jest rozkaz.

- Ty sobie chyba żartujesz! Marcelo nie jest taki jak myślisz.

- Lola, przestań. Proszę cię, posłuchaj mnie, nie rozmawiaj z nim.

- Dlaczego? - rozchyliłam usta.

- To jest skomplikowane, nie mogę tobie tego wytłumaczyć.

- Nie możesz?

- Nie umiem. Nie odpowiadaj na jego pytania.

- Andres... - jęknęłam.

- To tyle, możesz iść. Weź sobie moje słowa do serca.

Nie zrozumiałam żadnej z jego wypowiedzi. Mówił wyraźnie, ale nic mi nie wytłumaczył...

Wyszłam z gabinetu.

🌏

Ciągle coś się dzieje, zauważyliście? W krótce wszystko się wam wyjaśni, a wy co myślicie o Marcelo? Mogę liczyć na jakieś komentarze? (:








Eat Me, BabyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz