Rozdział 38 "Dworne intrygi"

1.3K 138 3
                                    

*Elena*

Michael o dziwo, bez zbędnych ceregieli pozostawił mnie na podjeździe, który był tu raczej w celach dekoracyjnych niż praktycznych.

Przy drzwiach do pierwszej części posiadłości już czekał lokaj; wysoki, smukły mężczyzna o kruczoczarnych krótkich włosach i białej masce na twarzy. To była zachcianka Lady i jej dziwny kaprys. Cała służba miała idealnie biało-czarne wdzianka, czarne włosy i białe maski, spod których widać było tylko oczy.

Nie mieli prawa się odezwać, chyba że Pani im pozwoliła, lub gdy zaszła nadzwyczajna potrzeba. Poruszali się po dworku niczym widmo, nigdy nie było widać jak i kiedy sprzątają, gotują, robią cokolwiek. Pojawiali się znikąd i potrafili równie łatwo znikać. Byli oddani swej Pani w każdy możliwy sposób.

Lokaj skłonił mi się w pas i otworzył mi drzwi, wpuszczając do środka.

Goście nie mieli prawa poruszać się bez nadzoru po korytarzach nie należących do ich piętra. Dom Lady był jak jeden wielki labirynt i to dosłownie. Korytarze, drzwi i pokoje zmieniały się, podobno istniał schemat tej zmiany, ale żaden, nawet najczęstszy bywalec salonów nie potrafił go złamać.

Nieopatrznie zawadziłam nogą w jakiś zakamuflowany mebel. Wrzasnęłam w myślach, co moje usta skwitowały tylko cichym westchnięciem.

Starając się za wszelką cenę nie dać po sobie poznać, że w środku umieram; wygrzebałam z kieszeni jeden z ocalałych amuletów przeciwbólowych. Zwinęłam dłoń w pięść, przebiłam paznokciem jej wewnętrzną skórę i zacisnęłam na amulecie.

Ulga była chwilowa, krótkotrwała i cholernie niewielka.

- Lady oczekuje na panienkę w bawialni. - stwierdził lokaj wskazując mi wejście do jednego z pokoi. Żadnych drzwi. Same puste przejścia.

Skinęłam głową i posłusznie ruszyłam w wyznaczonym kierunku.

Milady była...dziwna. Wiem, że to słowo zazwyczaj uważano za synonim mojej osoby, ale w tym przypadku można by użyć tylko tego, lub jakiś pochodnych; osobliwa, ekscentryczna.

Nieśmiało podniosłam wzrok, spoglądając na siedzącą tyłem do mnie postać. Mimo wieku nie ubyło jej gracji i poczucia stylu. "Jej" stylu.

- Miło, że wpadłaś w odwiedziny droga panno Cross. - rzekła kobieta dając mi znak, bym usiadła obok.

Jeśli zacznie od tego od czego zawsze zaczynała przy mojej osobie, niezależnie od mojego wieku, a zaznaczę, że wraz z rodzicami byliśmy tu częstymi gośćmi, nawet gdy miałam 4 czy też 5 lat.

- Jesteś już dorosłą, piękną, utalentowaną magiczką, a ja wciąż muszę mówić ci panno. - forma nieco inna, ale wyglądało to na powtórkę z rozrywki.

Podała mi filiżankę z herbatą.

Nie dałam się zwieść. Milady była świetną intrygantką, nic co było godne uwagi nie było jej obce. Znała najgłębsze tajemnice świata magów i niechętnie dzieliła się tą wiedzą. Z tego wynika, że już od dawna powinna nie żyć.

A więc właśnie. Stąd brały się jej dziwactwa. To jedno, ale drugim były znakomite zdolności do prowadzenia dworskich jak i miejskich intryg. Wiedziała co, komu i kiedy sprzedać i za jaką cenę. Była chroniona przez wielu wysoko postawionych, jako jedna z niewielu posiadała pełen immunitet w półświatku.

Pytanie brzmi: jak to robiła nie wychodząc z domu? To jej odwieczny, najlepiej chroniony sekrecik.

Upiłam łyk spoglądając za okno do którego przodem były ustawione oba fotele. Była świetną kreatorką. Architektów Przystani czekało nie lada wyzwanie; z zamkniętej przestrzeni uczynić otwartą. Jej to się udało. Patrzyłam na krajobraz, który zdawał się niemieć końca, ale w sposób naturalny.

Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz