Rozdział 20 "Twarz, która nie powinna być wgnieciona w podłogę"

2.3K 251 3
                                    

*Shay*

Gdy tylko wszedłem do salonu, rozległego na kilka sal balowych a atmosferze przytulności małej izdebki, wiedziałem, że coś się stało. Nie było pośród nich Eleny.

- Co się stało? - mruknąłem pod nosem.
Loki spojrzał na mnie i od razu spuścił wzrok. Ruszyłem w jego kierunku niczym petarda.

- Coś ty zrobił mojej siostrze? - kątem oka zobaczyłem jak Phil rzuca we mnie zaklęciem paraliżującym, odbiłem go i rzuciłem się na Lokiego. On, podobnie jak jego krzesło i ja, polecieliśmy do tyłu. Jane krzyknęła, ale miałem to głęboko gdzieś.

- Shay posłuchaj...

- Zamknij się. - czułem jak mój dar...mój dar chce go...zabić. Mimo to nie puściłem go, tylko mocniej przycisnąłem do podłogi. Uderzyłem nim kilka razy.

- Co z nią zrobiłeś?! - wiedziałem, że Eli jest twarda, twardsza niż większość istot żyjących na ziemi, ale jeśli przez niego coś jej się stało...

Poczułem dłoń na swoim ramieniu. Trzasnąłem...JĄ w twarz. Trzymałem magią Philipa na odległość. Loki spoglądał na mnie ze spokojem, który doprowadzał mnie do szału.

- Nic jej nie zrobiłem. - odpowiedział patrząc mi prosto w oczy.

- Więc...więc co jej jest? - czułem jak powoli, niezauważalnie odbieram mu życie. Widziałem to po napięciu jego mięśni.

- Jak mnie puścisz to ci powiem.
To nawet nie chodzi o to, że go puściłem, ja po prostu zwolniłem uścisk a on mnie z siebie zepchnął. Złapał mnie za nadgarstek i przesłał wszystko co się wydarzyło do momentu mojego wejścia.

Tym razem to ze mnie zaczęło uchodzić życie. Elena...straciła moc?

Podniosłem się powoli, opuszczając tarczę z Phila, widząc przerażanie w oczach Jane i jej spuchnięty policzek. Wybiegłem.

Elena.

Moja siostra.

Umierała.

Pojawiłem się tuż przed drzwiami biblioteki. Była silna, ale...

Drzwi drgnęły pod moim dotykiem i otwarły się do środka. Zobaczyłem ją siedzącą na parapecie okna i ona spojrzała na mnie.

Była silna, ale widziałem łzy toczące się po jej policzkach. Twarz mokrą od łez smutku i strachu. Ona nigdy niczego się nie bała.

- Shay... - odezwała się cichym głosem. Bez słowa podbiegłem do niej i wziąłem ją w objęcia. Czułem jak jej ciało trzęsie się, jak doznaje nowego spazmu płaczu i paniki. - Shay... - kurczowo trzymała się mojej koszuli, teraz mokrej od jej łez. 

- Ja nie chcę umierać. - mówiła tak cicho, że ledwo ją słyszałem. Głaskałem ją po głowie, uspakajając. 

- Nie umrzesz. - powiedziałem cicho. Nie pozwolę na to, dodałem w myślach. I tak trwała przycupnięta do mnie przez jakieś piętnaście minut.

Kiedy ten czasu płynął odkleiła się ode mnie i uśmiechnęła. - Kocham cię braciszku. - stwierdziła lekko zachrypniętym głosem i dała mi "lekkiego" kuksańca w bok, który zrzucił mnie z parapetu. - Ale nigdy nie rozczulaj się nade mną więcej. - dodała wyniosłym tonem nauczycielki, stojąc nade mną.

- A teraz wrócimy do nich, przeprosisz wszystkich za to jak się zachowywałeś, opowiesz nam jak poszło u rodziny Jane a następnie postaramy się porównać naszą wiedzę na temat Niemagicznych i tego co widziała Jane.

- Podejrzewasz coś? - spytałem rozmasowując obolały tyłek.

- Podejrzewam, że Jane jest wieszczką, lub jasnowidzką. - to by tłumaczyło jej notes. Notes! Trzeba go sprawdzić.

Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz