Rozdział 2 - "Aresztant"

7.3K 515 21
                                    

*Philip*

Była słodka kiedy spała. Tylko i wyłącznie wtedy.

Chciałbym wiedzieć, dlaczego ta piekielna laska znowu przeniosła swój tyłek właśnie do mnie.

Sama myśl o tym, że jest tutaj mnie niepokoiła, ale fakt, że mogła się nie obudzić przyćmiewał chyba wszystko. Byłem święcie przekonany, że gdyby mi tutaj umarła to wróciłaby jako jakiś pierniczony duch, trup czy bogowie wiedzą co i nawiedzała by mnie do końca życia, lub sama  pomogłaby je zakończyć.

Dlatego też, dwoiłem i troiłem swoją magię od dwóch dni próbując ją obudzić. Dopiero dziś poczułem jakąś reakcję. I dobrze, bo miałem dość węszącego wokół Crossa. Oczywiście nie miał praw, ani takiej siły by wejść na moją posiadłość, ale znalazł lepsze wyjście by zwracać na siebie moją uwagę. Po prostu atakował moją tarczę ochronną. Niby nic, ale on to robił bez przerwy; to tak jakby komar kłuł cię w mózg w nieskończoność i to w to samo miejsce.

Ledwo z nim wytrzymywałem, choć wizja budzącej się Eleny, która z wejścia dowiaduje się że go zabiłem, nie wpłynęłaby dobrze na moje zdrowie psychiczne jak i fizyczne.

Siedziałem od trzech godzin rozbudzając ją delikatnymi falami magii. Widziałem jak walczy z zanikającymi węzami zaklęcia, ale to nie było tylko to. Po nocach słyszałem jak wrzeszczy i nie był to ludzki krzyk, to było coś przerażającego. To...tak można by zdefiniować dźwięk utraty wszystkiego ci drogiego na świecie i to na twoich oczach.

- Eli mogłabyś się w końcu obudzić? - warknąłem do siebie.

- Czego jojczysz? - Westchnęła, otwierając oczy. - Co tu się kurde wyprawia? - spytała strzepując moją rękę ze swojej głowy. 

Usiadła prosto jak struna i mrużąc oczy zaczęła się na mnie podejrzliwie gapić.

- Wyglądasz jak by cię demon przeżuł, wypluł i nasrał na ciebie. - Stwierdziłem odsuwając się od niej na bezpieczną odległość. 

Uśmiechnęła się. Tak jak tylko ona potrafiła. Wrednie i perfidnie. Co ja tej kobiecie zrobiłem? Nie mam pojęcia.

- To i tak lepiej niż ty przez ostatnie... - zaczęła liczyć na palcach - zawsze. A tak na serio, to jak trafiłam do twojej zatęchłej nory?

- Ty mi powiedz. Około drugiej nad ranem po prostu gruchnęłaś w fontannę na dziedzińcu. Wiesz jeszcze mógłbym to przeżyć, gdybyś wstała i powiedziała, że wpadłaś z niespodziewaną wizytą, ale nieeee... ty musiałaś poudawać tą...śpiącą królewnę? Ta, to chyba ta baśń. I spałaś sobie tutaj od dwóch dni karmiąc się moją magią. Bosko, nieprawdaż?

Nie słuchała mnie. Nawet na mnie nie patrzyła. Nerwowo rozglądała się wokół.

- Jest tu Shay? - Spytała, niby to całkowicie przypadkiem sprawdzając wszystko wokół siebie.

A jakżeby inaczej...oczekiwanie od niej słowa dziękuję to tak jakby oczekiwać, że zdołasz ulepić bałwana w wulkanie.

- Tak, kręci się gdzieś po wschodniej stronie mojej posiadłości, a co? - spytałem od znudzenia podciągając rękawy.

- Powiedz mu, że wróciłam do domu, ale chce być sama, i żeby dał mi spokój - jej głos coś skrywał. 

Ona? Nie lubi Crossa? Prędzej uwierzyłbym, że tak na prawdę jest od wielu lat facetem.

- A dlaczego mam robić za pocztę? 

Posłała mi takie spojrzenie, że nie tylko bałbym się odmówić, ale bałbym się później spać w nocy.

Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz