Rozdział 11 - "Śmierdzące Coś"

3.9K 327 7
                                    

*Elena*

- Co z nią zrobimy?  - spytał Shay po raz setny. Albo i tysięczny. Już straciłam rachubę.

- Nie możemy jej odesłać. Nie po tym co widziała w tej swojej... w czymkolwiek to było. - odpowiedziałam setny/tysięczny raz. - Więc na razie będzie musiała tu zostać. Możemy też ją zakotwiczyć u mnie w domu, w jej świecie.

Shay chyba obu nam działał na nerwy. Łaził w te i we w te. Przynajmniej zaprzątał sobie myśli czymś innym, a raczej kimś innym, niż mną.

W tym czasie ja spoglądałam na nasz obiekt rozmów.

Jane już nie co się uspokoiła i z nabożnym strachem rozglądała się po kontach. Wcześniej powiedziała, że jest pisarką i ciągle uważa nas za wytwór swojej wyobraźni. A przynajmniej uważała tak do momentu, w którym Shay zechciał mnie nagle podpalić, prawie przyprawiając ją o zawał. Oczywiście równie szybko co zapłonęłam to się ugasiłam, ale nie zapomnę mu tego.

Teraz wlepiała swoje błękitne przestraszone oczka w mojego brata. Wiem, że Shay to niezły przystojniak, ale nie radzę tej śmiertelniczce igrać z jego sercem.

- Poczekamy na Michaela. - ogłosiłam w końcu.

Mój braciszek zerknął na mnie spod zmrużonych powiek. - Widzisz, Jane to chyba nie jedyna sprawa a... - nie dałam mu dokończyć.

- Rada postanowiła mnie nie wtajemniczać? - spytał przez zaciśnięte zeby.

Uśmiechnęłam się uroczo i zrobiłam duże, maślane oczka.

- No cóż...bo Michael wpadł do mnie z wizytą i powiedział, że to co...ostatnio wyczułam, kiedy otwarło się Przejście, jest u nich w kręgu. Ale oczywiście ci idioci, byli zbyt zadufani w sobie, by od razu przyjść do mnie po pomoc.

- Więc o co chodzi, z tą dziewczyną? - jakby to delikatnie powiedzieć? Po mimo miłego usposobienia Shaya i jego niebywałej gry aktorskiej, nie znosił śmiertelników.

Nigdy nie dowiedziałam się dlaczego. A on nie chce za nic mi odsprzedać tej historyjki.

- Możliwe, że trafiła tu przez przypadek. Ale gdzie ten ich krąg? I jak mogli pomylić śmiertelniczkę i jakąś cholerną iluzję z dwójką magów z naszego świata? Nawet ich rozpoznali jako Goldenów. Dziwaczne. 

Spojrzał na mnie z powątpiewaniem i rozłożył się na trawie. - Takie rzeczy nie dzieją się przez przypadek. Nie przez przypadek ona widziała to co widziała.

Spojrzałam na Jane. Wyglądała tak niewinnie w tych swoich śmiertelniczych butkach i ubraniach. Nasz świat zaraz by się za nią wziął. Zahartował. Delikatnie przygryzłam wargę, dalsze rozmyślania musiałam zostawić na później.

Poczułam jak ktoś otwiera Przejście. Jane krzyknęła, gdy tuż przed nią wylądował Michael.

- Sprowadziłaś przyjaciółeczkę? - zapytał, pochylając się nad nią. Widać, dość szybko ją zawstydził. Ciekawe czy to dlatego, że gadał do niej w innym języku, czy to dlatego, że Michael to nadal czarujący koleś.

- To połówka tego waszego rodzeństwa Goldenów. - mruknął Shay. Bogowie, co się z nim dziś dzieje? Myślałam, że tylko kobiety mają "te dni", widocznie się myliłam.

- Śmiertelniczka. - Mike, no niech mu będzie, od nie dawna uczył się ich języków, więc jego akcent był zabawnie dźwięczny. Jakby miał śpiewać.

- Ma-ma-ma-mam na imię Jane. - szepnęła do swoich butów.

- Przejdźmy do rzeczy, nią zajmijmy się potem. - Shay nadal uparcie używałł naszego języka. Myślałam, a raczej miałam nadzieje, że...nie ważne, po prostu tak dobrze zaczął, że...

Świat magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz