11

5.4K 297 14
                                    




Obudziłam się, gdy Kevin parkował samochód. Tylko to nie parking przed kamienicą Simona tylko u niego.


- Kevin miałeś odwieść mnie do brata. - Powiedziałam.

On tylko tępo patrzy przed siebie i nie zwraca uwagi na to c do niego mówię. W końcu jednak spojrzał na mnie.


- Kupiłem Ci prezent i zapomniałem Ci go dać.

Wyciągnął z kieszeni małe pudełko, nie trudno się domyślić, co znajduje się w jego wnętrzu.

- Kevin... Nie potrzebuje żadnych prezentów, wystarczająco dużo już od ciebie dostałam.

- Chciałem kupić coś innego, ale tamtego prezentu nie przyjęłabyś entuzjastycznie. Dlatego kupiłem to.

Wyciągnął rękę, spojrzałam na etui, ale nie go wzięłam. Nie chcę żadnego prezentu, wystarczająco dużo dał mi w ten weekend. Jednak jego smutna mina i wzrok pełen rozczarowania zmusił mnie do zerknięcia. Wzięłam od niego prezent i z lekkim westchnieniem otworzyłam. W środku znajduje się łańcuszek z wisiorkiem. Wyciągnęłam go, przyjrzałam się mu. Delikatny złoty Łańcuszek ze złotym wisiorkiem w kształcie ośmiokąta. Po bokach delikatne zdobienia, a na środku niebieski kamień.

- Piękny, ale nie mogę go przyjąć.

- Dlaczego nie?

- To zbyt drogi prezent. Złoty Łańcuszek z szafirem.

- Skąd wiesz, że to szafir?

- Nie trudno zgadnąć, poza tym znam się trochę na kamieniach szlachetnych.

- Kupiłem go z myślą o tobie. Uwierz mi, w życiu tak długo nie wybierałem biżuterii, ale chciałem kupić coś, co idealnie by do ciebie pasowało. Zranisz mnie, jeśli go nie przyjmiesz.

- Nawet tego nie próbuj!

- Ja nic nie robię. - Powiedział i wysiadł z auta.

- Naprawdę nie mogę go przyjąć. - Powiedziałam idąc za nim.

- Rozumiem. Łańcuszek zwrócę do sklepu, ale sekretnika nie mogę, kazałem wygrawerować twoje imię.

No i masz babko placek. Nie mogę znieść jego smutnego i zawiedzionego głosu jeszcze ten wzrok.

- Dziękuję.

Nie trzeba nic więcej.


***


Kevin wieczorem zamówił kolację, cały wczorajszy dzień zachowywał się dosyć dziwnie. W sumie to od wylotu z Vegas zaczął zachowywać się dziwnie, jeden telefon wystarczył, aby stał się przewrażliwiony nieobecny lekko zdenerwowany. Nie dopytuje, co tak właściwie się stało, bo nie mam takiego prawa i nie chcę wyjść na wścibską, poza tym, gdyby chciał, sam by to powiedział. Bradley gdzieś się ulotnił jakieś trzydzieści minut temu, chociaż namawiałam go, aby został, wystarczyło, że spojrzał na Kevina i bum.


- Jak Ci minął dzień? - Spytał.

- Dobrze. Jutro jadę do Simona, muszę pozałatwiać sprawy związane z uczelnią i umówiłam się na kawę z Camilla. Później pójdziemy na zakupy i obiad. A ty jakie masz plany?

- Zamieszkaj ze mną.

Nie jestem pewna czy dobrze usłyszałam, więc poprosiłam, aby powtórzył. Niestety okazało się, że dobrze słyszę i gdybym teraz stała nogi by się podejrzenie mną ugięły i upadłabym jak długa.

- Żartujesz?

- Nie. Pomyśl tylko, zależy nam na sobie, dogadujemy się i dobrze nam razem, czemu by nie zamieszkać razem?

- Jest wiele powodów, między innymi to iż wyjeżdżam na studia, nie znamy się, aż tak dobrze, mieszkasz z przyjacielem. Dlaczego chcesz psuć coś, co dopiero się rozkręca?

- Nie chcę psuć tylko umocnić.

- Kevin, związek powinien się rozwijać stopniowo w tempie, który pasuje nam obojgu, a mi twoje maksymalne przyspieszenie nie odpowiada.

- Nie oświadczam Ci się, tylko proszę, abyś się wprowadziła. Później pojedziesz do kampusu, ale przecież będziesz przyjeżdżać, więc możesz przyjeżdżać tu.

Przelotna Znajomość Where stories live. Discover now