Rozdział 14

97 11 4
                                    

Nowy rok w ośrodku wygląda jak każdy normalny dzień. Jestem zdziwiona, bo myślałam, że będzie zorganizowane coś w stylu imprezy, oczywiście bezalkoholowej i takie tam. Później odliczanie do północy i kolorowe fajerwerki. Bzdura. Nikt o tym nie mówi, jakby to był tylko kolejny nudny dzień życia, zmarnowany za murami. Nie, żeby mi na tym jakoś zależało. Nie bardzo przepadam za sylwestrem. Zawsze, kiedy minęła północ czułam się przygnębiona. Nawet nie wiem dlaczego. Być może było to spowodowane tym, że wszyscy inni byli szczęśliwsi ode mnie?

Jestem pewna, że w tym roku będzie inaczej. W końcu wszystko się zmieniło.

Po lekcji angielskiego, po omawianiu wierszy najsławniejszych poetów, lekcje się kończą. Zee nie jest najlepsza z matematyki, ale okazuje się, że kocha poezje. Ma ten swój gruby notes, z zżółkłymi już kartkami. Zauważyłam go wcześniej. Często widziałam jak w nim coś rysuje, jednak zawsze kiedy o to pytałam, spławiała mnie krótkim "bazgrolę sobie". Okazało się, że nie tylko do tego służy jej czarny ołówek (pasujący do skórzanej okładki notesu). Zee interesuje się poezją. Chyba nawet pisze wiersze. Ta dziewczyna zawsze będzie dla mnie zagadką. Roznosi wokół siebie bardziej tajemniczą aurę, niż Niall.

Niall. Ostatnio bardzo cichy, jeszcze cichszy niż zazwyczaj. Odległy. Dokładnie taki, jak na początku. Nic nie mówi, a kiedy o coś pytam, jego główną odpowiedzią jest "tak", "nie", a najgorsze: "cokolwiek". Czasami jego zachowanie potrafi doprowadzić na skraj wytrzymałości i gdy już mam ochotę krzyczeć, przypominam sobie, że nie jest taki jak każdy i powinnam być bardziej wyrozumiała. Staram się, mimo to, często mam wrażenie, że moje starania idą na marne. Zachowuję zimną krew, z nadzieją, że dzisiaj otworzy się trochę bardziej. Zachowuję ją, wchodząc do pokoju chłopaka. Ma tu kilka ubrań na podłodze i książki niezdarnie ułożone zamiast na stoliku, to w roku na podłodze. Promienie zimowego słońca wdzierają się przez spore okno. Niall w ręku trzyma jedną z książek, które mu pożyczyłam, by wypełnić jego wolny czas. Siedzi na podłodze, plecy opiera o łóżko, drugą ręką grzebie w swoich włosach. Ma na sobie znoszony, trochę za duży, kremowy sweter. Bardzo go lubię. Duży dekolt wycięty w serek odsłania jego obojczyki i pierś, na której widać krótkie czarne włoski.

Zwraca na mnie uwagę, więc kąciki jasnoróżowych ust unoszą się bardzo subtelnie. Wyraz twarzy chłopaka łagodnieje. Później wraca do swojej lektury bez słowa i to jest w porządku. Także stawiam na ciszę. Podchodzę i siadam na łóżku tuż przed jego głową. Niall zabiera rękę z włosów, dając mi tym niemy znak, żeby to moje dłonie zajęły jego miejsce. Oczywiście, przystaję na to. Blond pasemka łaskoczą mnie między pacami. Są szorstkie przy końcówkach, aksamitne przy podstawie. Ciągnę za nie co jakiś czas, dając mu mały masaż i uśmiecham się do siebie, gdy głowa Nialla całkiem opada na pościel. Jestem zbyt zabsorbowana tym jak krótkie pasma prześlizgują się gładko między moimi pacami, żeby zauważyć, że Niall już nie czyta. Nadal trzyma książkę otwartą, lecz jego oczy są przymknięte, a rzęsy trzepocą w górze policzków. Z uchylonych ust uciekają ciepłe oddechy. Chcę się nachylić i pocałować je, ponieważ naprawdę stęskniłam się za całowaniem Nialla. Nie byliśmy blisko... Nie byliśmy zwyczajnie bliżej, od momentu gdy wyjechałam i jakby teraz, serio nie jest łatwo po prostu patrzeć na jego ładne, cienkie wargi. Mogłabym to zrobić, oczywiście, lecz nigdy nie wiem jaka będzie jego reakcja. Niall jest jak porcelanowa laleczka. Musisz być delikatny i ostrożny. Jeśli naciśniesz zbyt mocno zacznie się kruszyć i już jej nie skleisz.

Kiedyś miałam taką laleczkę. Nazwałam ją Marie. Marie miała mocno czerwone, szpiczaste usteczka i puste, niebieskie oczy. Blond warkoczyki ze sztucznego włosia oraz sukienkę w czerwoną kratę. Bawiłam się nią na werandzie przed domem. Dzień był pochmurny, a nad ziemią wisiały ciężkie, szare chmury. Samotna kropla deszczu spadła na policzek Marie i stoczyła się w dół. Nie chciałam, żeby moja przyjaciółka płakała, dlatego starłam łzę z jej gładkiego, zaróżowionego policzka. Nacisnęłam zbyt mocno. Na twarzy Marie pojawiła się rysa, później porcelana załamała się pod moim naciskiem, tworząc dziurę w policzku ślicznej Marie. Więcej kropli deszczu spadało na laleczkę. Płakała, ale ja tylko na nią patrzyłam, tak samo pustym wzrokiem jak ona na mnie.

Nachylam się nad twarzą Nialla, pewna, że jego skórę nie skazi rysa, tak jak Marie. Muskam ustami ciepłe czoło chłopaka, delikatnie całuje czubek nosa. Minimetry dzielą mnie od ust, mimo to odsuwam się troszeczkę. Niall nawet nie drga. Mój oddech otula jego twarz gdy szepczę:

- W porządku, Niall?

Blondyn otwiera oczy, ponownie zachwycając mnie ich kolorem. Przełyka niepewnie i kiwa głową. Dłonie z jego włosów przenoszę na gładką szyję. Kciukami badam wrażliwą skórę i zgrubienia pod nią. Łącze nasze usta. Do góry nogami jest to inne, ale równie miłe. Niall nie odpowiada na to i lekko się spina.

- Masz ochotę przyjść do mnie posiedzieć z Zee i Matthew? - pytam odsunąwszy się. Patrzymy sobie w oczy. Czekam na odpowiedź, która nie nadchodzi. - Niall, proszę - zabieram swoje dłonie.

Może to dla niego za dużo.

Może go przytłaczam.

- Chcę zostać tutaj - twierdzi, choć jego głos jest niepewny.

- Cały czas tu siedzisz - zauważam. Nie mogę znieść wgapiających się we mnie niebieskich tęczówek. Spoglądam na niebo za oknem i mrużę oczy na ostre słońce. - Odsuwasz się.

- Nie rozumiesz.

- Bo nie tłumaczysz - argumentuję. - Proszę cię, żebyśmy spędzili razem czas. Żebyś posiedział z moimi przyjaciółmi, bo jest nowy rok i nie powinieneś być w ten dzień samotny, ponieważ na to nie zasługujesz - biorę głęboki wdech. - A ty mi mówisz, że czegoś nie rozumiem. Siedzisz pośród czterech ścian i odsuwasz od siebie wszystkich i wszystko.

Czuję gorąco na policzkach. Szybko mrugam, żeby odgonić łzy, ponieważ znów czuje się niechciana. Jak zbędna szmata do wytarcia podłogi. Czemu, do cholery, nikt mnie nie chce?

- To boli - mój głos załamuje się.

- Hope - Niall podnosi się i klęka przed łóżkiem, przede mną. Oczy ma zmartwione, pełne troski i jest to takie rzadkie, ponieważ zazwyczaj jego niebieskie oczy nic nie wyrażają. Zupełnie jak oczy Marie. Ktoś mógłby powiedzieć, że zakochałam się w laleczce. Pustej, porzuconej gdzieś w pośpiechu i zakurzonej z biegiem czasu. Nie da się wypełnić pustki szczeniacką miłością.

- Chcę dobrze, a zawsze wychodzi chujowo - podsumowuję.Wycieram wilgotne powieki rękawem, pociągnąwszy nieatrakcyjnie nosem.

- Proszę, nie płacz przeze mnie - szepcze Niall, pocierając przy tym moje kolano. Wbijam wzrok w jego odsłoniętą klatkę piersiową, do której potrzebuje się przytulić.

- Mógłbyś przynajmniej udawać, że ci zależy - mówię to, chociaż coś we mnie krzyczy, że nie powinnam. Nie patrzę na niego, tylko w to beznadziejne okno jak jakiś maniak.

Zaczął prószyć śnieg.

Słyszę poszarpany oddech Nialla, zaraz potem jego głowa uderza o moje nogi. Mamrocze coś, ale nie jestem w stanie tego zrozumieć. Ciało chłopaka trzęsie się.

- Proszę - powtarza przytłumionym głosem. - Proszę, Hope.

- O co?

Szlocha sucho. Jest taki kruchy. Boje się go dotknąć.

Boje się, że rozsypie się cały na małe kawałki.

- Zostań ze mną - wydusza.

Oddycha tak ciężko. Tak poszarpanie.

- Błagam. Przepraszam. Zostań.

- Kochanie.

Dotykam go. Odsuwam jego ramiona by móc na niego spojrzeć. Kiedy ciche "nie" ucieka z jego ust, mój żołądek zaciska się w supeł. Myśli, że chcę odejść. Odsunąć go od siebie, tak jak on odsuwa mnie. Ja tylko robię to, aby za moment zsunąć się z łóżka i usiąść na jego podołku. Przytulam go mocno do siebie i Niall przystaje na to. Zaciska silne ramiona wokół mojej talii, wtula nos we włosy. Uspokaja się.

- Zostanę - obiecuję cicho.

ZAMKNIĘCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz