- Nie możesz robić takich wybryków. Chyba nie chcesz tam zostać dłużej niż rok, prawda?
Kiwam głową, ale w porę zdaję zdaję sobie sprawę, że przecież ona nie może tego zobaczyć.
- Nie wiem, czy pozwolą mi wyjechać na Święto Dziękczynienia - mówię do słuchawki.
- Byłoby wspaniale gdyby się zgodzili. Może mogłabyś wziąć tego chłopaka ze sobą?
- Nawet na to nie liczę - jednak uśmiecham się na myśl o wspólnym spędzaniu świąt z dziadkami i Niallem. Wtedy Niall, mógłby poczuć się jak wśród rodziny.
- Może się uda. - Nawet przez telefon mogę wyczuć jej ciepło i uśmiech, który zawsze jest gdy go potrzebuję. Babcia zawsze mi pomaga i jest dla mnie najlepszą przyjaciółką. Zna mnie na wylot. Każdą jedną odsłonę mnie.
- Może - mówię smutno.
- Hope, musimy iść na sale gimnastyczną! - Słyszę Zee, a jej sylwetka za chwilę rzuca mi się w oczy. Grube kaskady włosów dziewczyny są spięte w ciasny kok na czubku głowy. Ma na sobie przylegające dresy i białą koszulkę, którą przywłaszczyła sobie od Matthew.
- Już idę! - odkrzykuje jej. Dziewczyna czeka na mnie, uparcie potupując nogą. - Babciu, muszę iść.
- Oczywiście, kochanie. Zadzwoń niedługo.
- Pa. Kocham cię.
Pędzę wraz z przyjaciółką do bloku sportowego. Pewnie jesteśmy już spóźnione. Nikt tego nie zauważa, kiedy mieszamy się w tłum i zaczynamy biec wokoło boiska. Dzisiaj decyzja pada na granie w koszykówkę. Prawda jest taka, że trochę się stresuję, bo nigdy w nią nie grałam i nie znam żadnych zasad. Umiem tylko kozłować piłkę i chwała synowi mojego sąsiada, który nauczył mnie tego gdy byłam dzieckiem.
Pan Peters każe nam odliczyć do trzech. Drużyna, do której należę jest trzecią, dlatego zajmujemy miejsca i oglądamy pierwszy mecz. Ja, Zee i Matt jesteśmy w przeciwnych drużynach.
- Cześć. - Słyszę po swojej prawej stronie. Rzucam tylko szybkie spojrzenie na Patricka.
- Um, cześć?
Nie chcę z nim rozmawiać, ani trochę, więc oglądam grę.
- Coś nie tak?
Przeklinam w duchu.
- Nie - uśmiecham się tak sztucznie jak jeszcze nigdy. - Wszystko okay.
- Jesteś jakaś spięta - twierdzi. Nadal nie patrzę w jego stronę.
- Czyżby?
- Chodzi o tę piłkę? I twój nos?
- Nie, Boże.
Nachyla się bliżej mnie, zdecydowanie za blisko i szepcze:
- Nie lubisz mnie? - Jego oddech łaskoczę moją skórę.
- Uh, nie. Odsuń się - odpycham go od siebie.
- Może powinnaś zacząć? - uśmiecha się szeroko, a mi chyba cofnął się lunch.
- Wal się.
Odchodzę od niego i staję przy oknie. Kilka minut później wchodzimy na boisko i gramy przeciwko drużynie, w której jest Zee... A raczej inni grają. Jestem absolutnie zdezorientowana, w czasie kiedy rozbrzmiewa głośny gwizdek i mecz się zaczyna. Stoję jak słup soli, gdy inni podają sobie piłkę, kozłują i wrzucają kosze.
- Nie umiesz grać?
Odwracam się w stronę chłopaka.
- Nigdy w to nie grałam - przyznaję.
CZYTASZ
ZAMKNIĘCI
FanfictionJak będzie wyglądać kochanie osoby z osobowością pogranicza? Osoby, która pragnie bliskości jednocześnie panicznie się jej bojąc? I najważniejsze... Jak będzie wyglądać kochanie osoby, która nigdy nie kochała?