1

209 21 9
                                    

Pakowałam właśnie ostatnie potrzebne rzeczy do mojej już czwartej walizki. Nie wierzyłam w to, że muszę się przenieść do jakiegoś internatu. To nie były standardy mieszkania dla mnie, jestem z wyższych sfer, a mieszkanie w tego typu przytułkach nie jest dla mnie. Nie obchodziło mnie, że jest to szkoła dla elity. Niezależnie od tego jacy ważniacy chodziliby tam, nie mieliby co porównywać się ze mną. To nie tak, że jestem jakąś zapatrzoną w siebie księżniczką, ale znam swoją wartość i nikomu nie pozwolę jej podważać.

-Mogę? - usłyszałam cichy głos mojej matki, byłam na nich wściekła, ale niestety kultura wymagała by być uprzejmym, dlatego przytaknęłam.

-Demi wiesz, że robimy to dla twojego dobra. Nie chcemy, żebyś była tutaj sama w towarzystwie jedynie służby i szofera - usiadła na łóżku tłumacząc mi coś, co moim zdaniem nie podlegało żadnym dyskusjom.

-Mamo nie raz zostawałam sama, nie było was dniami, a czasem nawet tygodniami i wtedy nie przejmowaliście się, że nie macie nade mną opieki. Zostawialiście mi odpowiednią kwotę pieniędzy i radziłam sobie bez was, tym razem też tak może być - usiadłam obok niej, przerywając pakowanie rzeczy.

-Tym razem nie będzie nas znacznie dłużej, ale spokojnie dostaniesz kartę z pieniędzmi, z których będziesz mogła korzystać do woli, na pewno Ci ich nie zabraknie. Z internatu będziesz mogła wychodzić tyko weekendami i to też do godziny 22, później musisz się tam wstawić - totalnie zignorowała moje wcześniejsze słowa, zaczęła mi tłumaczyć zasady panujące w tym luksusowym więzieniu, do którego mnie wysyła wraz z ojcem.

-Jak zawsze pieniędzmi chcecie wszystko zrekompensować - wstałam kontynuując pakowanie ostatnich rzeczy. Zapięłam walizkę i zawołałam jedną ze sprzątaczek, żeby ją zniosła. Założyłam na nos duże, czarne okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z pokoju, zostawiając tam matkę.

-Nie pożegnasz się? - spytał mój ojciec, gdy stałam już na dworze czekając jak te łamagi wpakują moje bagaże.

-Mówisz jakby Ci na tym zależało - byłam zła, przez co z kochanej córki zmieniałam się w pyskatą pannice, niestety tak miałam od zawsze. Przez to, że zawsze miałam i mam czego chce, gdy coś nie idzie po mojej myśli po prostu robię się nie przyjemna.

-Zachowuj się - zganiła mnie matka, która pojawiła się u boku mojego ojca.

-Daj mi kartę i mnie nie ma - podeszłam wyciągając rękę, po kartę z pieniędzmi. Dostałam to co chciałam, więc bez pożegnania wsiadłam do auta. Widziałam po ich twarzach, że w końcu odetchną i pozbędą się problemu. Z moich oczu nie wydostała się nawet jedna łza, byłam zła, ale płacz jest oznaką bezsilności i bólu, a ja na pewno nie byłam bezsilna. Jechaliśmy dość długo przez co przysnęłam.

-Panienko jesteśmy na miejscu - usłyszałam głos szofera, który właśnie otworzył mi drzwi od samochodu. Wysiadłam i zaczęłam się rozglądać po okolicy. Budynek, był gigantyczny, dookoła porastały go jakieś lasy i pola. Nie powiem, nie wyglądał jak typowa szkoła, ale to wcale nie zmieni mojego podejścia do tego całego pomysłu.

-Zanieś moje rzeczy tam, gdzie będą kazali, a ja pójdę zapytam się o wszystko - wzięłam z samochodu tylko moją torebkę, w której znajdowały się najważniejsze rzeczy, bez których rzadko gdzieś wychodzę. Szłam korytarzem, i czułam na sobie wzrok wszystkich tych dzieciaków. Nie dziwie im się, w końcu kto jak kto, ale ja przyciągam spojrzenie.

-Przepraszam, gdzie jest tu gabinet dyrektora? - spytałam jakiś dziewcząt.

-Do końca korytarza i w lewo - powiedziała jedna z nich nawet nie patrząc na mnie, nie że chce się czepiać ale to strasznie niegrzeczne.

Body SayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz