siódmy

71 21 4
                                    

- CALUM! - krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem, mając nadzieję, że w ten sposób oszczędzę sobie patrzenia na rzecz, której być może nie chciałbym widzieć. - CALUM! - ponowiłem, chcąc, aby jak najszybciej chłopak do mnie przyszedł, jednak tak się nie stało.

Nastała głucha cisza. Nie słyszałem nic ani kolejnego huku, ani wołania o pomoc, co w pewnym sensie doprowadzało mnie do szału. Nie chciałem tam iść. Tak bardzo nie chciałem tego robić, jednak musiałem, najprawdopodobniej ktoś będzie potrzebował pomocy, a ja nie mam zamiaru zachować się jak ostatni tchórz.

- Caaalum - krzyknąłem przeciągle, powoli, bez żadnego pośpiechu stawiając nogę za nogą.- Tak Ashton, rób tak dalej, tam może ktoś umierać, a ty sobie spacerujesz niczym na wycieczce krajoznawczej.- skarciłem samego siebie przyspieszając.

Ciekawe czy reszta dalej śpi? Może jednak nie mają tak mocnego snu i się obudzili, gdy wykrzykiwałem imię ich przyjaciela i lada moment ktoś się tutaj zjawi?

Gwałtownie się zatrzymałem, gdy usłyszałem kroki. Stałem w miejscu jak zaczarowany, jedynie mogąc nasłuchiwać, jak ostrożnie stawiane kroki zamieniają się w szaleńczy bieg w moim kierunku. Serce biło mi jak oszalałe. W przepływie paniki ukucnąłem, przesuwając się w stronę muru i zasłaniając głowę ramionami.

Nie wiedziałem kim była osoba biegnąca w moją stronę ani czy przypadkiem to ona nie zrobiła krzywdy Calumowi, chociaż dość prawdopodobne jest to, że było odwrotnie. Wolałem przygotować się na najgorsze, by nie mieć potem niemiłego zaskoczenia.

- Słońce Cię razi? - usłyszałem pytanie Caluma i odetchnąłem z ulgą, gdy dotarło do mnie, że nic mu nie jest.

Usiadłem na ziemi, badawczym spojrzeniem analizując postać stojąca przede mną. Pozornie wyglądał zwyczajnie, jednak gdy spojrzałem na jego ramiona skrzyżowane na klatce piersiowej, miałem ochotę krzyczeć.

Prawą dłoń łącznie z kawałkiem mojej bluzy miał ubrudzoną czerwoną mazią, która wyglądała na krew i raczej nie należała do niego. Otwierałem usta i zamykałem, z przerażeniem patrząc na chłopaka stojącego przede mną tak całkowicie zwyczajnie, jakby nic się nie stało.

- Krew - wychrypiałem, wskazując ręką jego dłoń. Wziąłem głęboki wdech nosem, wypuszczając powietrze ustami. Prawdę mówiąc, bałem się widoku krwi, a świadomość, że splamiła ona jego dłonie w wyniku brutalnego działania sprawiała, że mimowolny dreszcz przebiegał po moim ciele.

- Dobrze się czujesz? - Hood ukucnął obok mnie, wyciągając w moim kierunku dłoń.- Ashton?

- Co tam się stało? - zapytałem, udając, że nie widzę jego wyciągniętej ręki i wstając o własnych siłach. On zrobił to samo, patrząc na mnie z głupim uśmiechem.

- Chodźmy stąd, pewnie Michael się obudził, niedługo trzeba będzie się zbierać - oznajmił, kompletnie lekceważąc moje pytanie.

Odwróciłem się na pięcie, idąc przed siebie. Podobnie jak on wcześniej zlekceważyłem jego słowa udając, że wcale go nie słyszę i w ogóle nie obchodzi mnie to, co ma do powiedzenia.

- Jesteś głupi czy głupi? - Calum złapał mnie za ramię, odwracając w swoją stronę. - Po raz kolejny mówię, nie idź tam - podkreślił trzy ostatnie słowa, jakby myślał, że takie gadanie mu coś da.

- Pozwól, że sam zdecyduję, co zrobię. - Zdjąłem jego dłoń z ramienia, idąc w kierunku, z którego przyszedł Hood. Wbrew swoim nieodłącznym marudzeniom szedł u mego boku, nieustannie mrucząc coś pod nosem.

Ostrożnie podszedłem do postaci leżącej pod oknem, przyglądając jej się ze współczuciem. Dobrze pamiętałem tego mężczyznę, należał on do tutejszej straży miejskiej, razem z Michaelem spotkaliśmy go przedwczoraj. Z tego, co wywnioskowałem, nie miał najmniejszej ochoty na ponowne użeranie się z młodzieżą i nas nie wydał, za co byłem mu ogromnie wdzięczny. W tym momencie zrobiło mi się go strasznie szkoda, gdy tylko przeszło mi przez myśl, że Calum nieświadomie mógł go nawet zabić.

Find me × A. IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz