Rozdział 7 - Dom publiczny

10 2 1
                                    

       Dotarli. Podróż zajęła im jedynie pięć minut - dom publiczny, jak się okazało, znajdował się na pograniczu Rustown oraz bogatszej części miasta. Z pozoru nie wyróżniał się wśród innych budynków. Była to taka sama, beżowa kamieniczka z ciemnobrązowymi oknami, jak wszystkie inne wokół. Darren zaparkował przed wejściem i wysiadł z samochodu. Zaraz dołączyła do niego Rose.

       Mężczyzna wyraźnie się ociągał i nadal nie był przekonany co do pomysłu jego towarzyszki. Wyglądał na speszonego i niepewnego. Rose w życiu nie pomyślałaby, że kiedyś uda się jej doprowadzić do takiego stanu. W końcu zniecierpliwiła się, pociągnęła go za rękę i wparowała do środka budynku.

       Wyglądał zupełnie inaczej, niż na zewnątrz. Na czerwonych ścianach wisiały obszerne, ciemne zasłony oraz obrazy o dość jednoznacznym przesłaniu. Na samym środku znajdowała się rura do tańczenia, ale akurat żadna z prostytutek nie korzystała z niej. Był bar, były kanapy, krzesła i lustra, a wszystko utrzymane w bardzo bogatym i wręcz królewskim stylu. Ogólnie pomieszczenie wyglądało bardziej na ekskluzywny klub ze striptizem, niż na zwyczajny burdel.

       Rose na samym wejściu zawładnęły unoszące się w powietrzu zapachy przeróżnych afrodyzjaków. Bezceremonialnie weszła do środka i zabrała szklankę whiskey, stojącą na tacy oznaczonej tabliczką „dla klientów". Darren całkiem zesztywniał i spojrzał ze zgrozą na zdziwione miny wdzięczących się wkoło pań.
- O ja, czuję się, jakbym była na sali tronowej - zaśmiała się. - Ale założę się, że na sali tronowej nie rozdają alkoholu! - zrzuciła kurtkę i rozłożyła się na jednej z gustownych, obitych skórą kanap.
- Blake, jak miło cię widzieć! - do Darrena podeszła brązowowłosa kobieta, zdecydowanie najbogaciej przystrojona oraz najstarsza. - Dawno cie tu nie było. Przyprowadziłeś nam kandydatkę na jedną z naszych dziewczynek w prezencie? - skinęła w stronę Rose, a pozostałe dziwki zaśmiały się.
Darren zaczerwienił się jeszcze bardziej, niż był zaczerwieniony i podrapał się po karku.
- Witaj, Carmen... eh... nie... jakby ci to wyjaśnić... to moja wspólniczka i wyraziła przemożną chęć skorzystania z waszych usług - wyjaśnił, zawstydzony.
- Skoro miała taką przemożną chęć, to nie mogłeś sam jej zaspokoić? - położyła mu ręce na ramionach i zarzuciła włosami.
„Dziewczynki" w tle zachichotały ponownie. Rose również się do nich przyłączyła.
- Najwyraźniej jest ona zainteresowana kobietami - Darren przełknął ślinę.
Carmen uśmiechnęła się i odwróciła się od Darrena.
- Damy radę, prawda, dziewczyny?
- No ja myślę! - rzuciła Rose.
- Zabiję cię, przyrzekam - zamruczał pod nosem z niezadowoleniem.
Coraz bardziej nabierał przekonania, że jedyne dźwięki, jakie jest w stanie wydać z siebie prostytutka to śmiech oraz jęki.
       Nie śmiała się jedynie jedna z nich. Miała kruczoczarne, opadające na ramiona loki oraz niebieskie oczy, obrysowane mocną kreską. Jedynym jej ubraniem była czarna bielizna, gdzieniegdzie przyozdobiona cyrkoniami. Na szyi nosiła kolczastą obrożę. Sama podeszła do Rose, zaczęła przed nią tańczyć i wdzięczyć się. W tym czasie Darren, nadal nieco onieśmielony, podszedł do blondynki w czerwonym stroju. Zagadał do Astrid, bo tak miała na imię, po czym weszli na górę po schodach. Zdążył rzucić Rosalie jedynie przelotne spojrzenie, zanim całkiem zniknął z pola widzenia.
       Czarnowłosa obróciła się z wdziękiem i dała do zrozumienia Rose palcem, że ma iść za nią. Zrozumiała i wstała z kanapy zadowolona i podekscytowana. Po kilku sekundach zniknęły za czarną kotarą.
       Pomieszczenie było niewielkie, na środku znajdowało się obszerne łóżko, a na ścianach wisiały wszelkiego rodzaju akcesoria. Rose zdziwiła się, że zna przeznaczenie większości z nich. Już miała zacząć się rozbierać, kiedy prostytutka chwyciła ją za kołnierz koszuli i przystawiła jej palec do ust. Posadziła ją na łóżku, a sama podeszła do półki i zaczęła pchać ją tak, jakby miała zamiar zastawić wejście. Gdy w końcu udało jej się ustawić regał w miejscu, w którym powinny znajdować się drzwi, podeszła do Rose.
- A myślałam, że sama będę musiała cię szukać - uśmiechnęła się zadowolona. - Jestem Gwendolyn Wildfire. Wiem, chujowe imię, ale i tak powinnam się cieszyć. Zawsze mogłam trafić gorzej, w końcu moja matka, czyli Carmen, była na tyle powalona, żeby zatrudnić własną córkę we własnym burdelu - skrzywiła się. - Mów mi Nox. Wszyscy tak mi mówią. A jak brzmi twoje prawdziwe imię, Anno Victorio Laro?
Rose zamurowało. Przez chwilę wpatrywała się oniemiała w oczy Nox. Dopiero teraz zauważyła, że są nieco skośne. W końcu zdecydowała się odezwać.
- Skąd wiesz? - zasyczała.
- Mężczyźni tutaj przychodzą nie tylko zaspokoić swoje potrzeby, ale również, żeby wyrzucić z siebie wszystko co ich trapi. Nie martw się. Jestem po twojej stronie. W końcu obie pragniemy dopaść naszego ojca, prawda? - uśmiechnęła się przebiegle.
- Naszego?! - wykrztusiła z siebie.
- Ćśś! - skarciła ją spojrzeniem. - Jak Carmen się czegoś domyśli, to mnie wyrzuci na zbity pysk. Zakazała mi roztrząsać tę sprawę. Cóż, widzisz, jestem lepszym szpiegiem, niż Darren. Nie dotarł do tego, że pod koniec wojny Lao często odwiedzał moją, niepełnoletnią wtedy jeszcze, matkę. Urodziła mnie dokładnie w wieku szesnastu lat i zaczęła się sprzedawać, żeby mnie wyżywić. Chyba jej się to spodobało, patrząc na to, jak bardzo awansowała w tej dziedzinie.
- Nie wyglądasz, jakbyś była jego córką - zauważyła Rose.
- Carmen twierdzi, że się wdałam w babkę. Nie wiem, ile w tym prawdy. Po Lao mam jedynie nos i kształt oczu. No i odcień skóry mam taki sam, jak ty. Ale to nie zmienia faktu, że chcę się na nim zemścić. Chcę, żeby pożałował, że się w ogóle urodził - Nox wyglądała na śmiertelnie poważną.
- Czyli... jesteś moją siostrą... - Rose nie mogła uwierzyć w to, czego właśnie się dowiedziała. - Ja... ja zawsze chciałam mieć rodzeństwo... - w jej oczach stanęły łzy.
- No już, nie rozklejaj się.
- Mogę cię przytulić?
- No pewnie - uśmiechnęła się uroczo.
Rose zarzuciła ręce na jej szyje i wciągnęła do nosa lawendowy zapach jej włosów.
- Jestem Rosalie.
- Przynajmniej ty dostałaś ładne imię - zaśmiała się Nox.
       Siedziały przytulone do siebie jeszcze przez chwilę. W końcu Rose odsunęła się od Nox.
- Jak mam nie wierzyć w przeznaczenie po tym, jak cię tu spotkałam?
- Pamiętaj, że możesz wierzyć we wszystko, co zechcesz - spojrzała jej prosto w oczy.
- Wiem. Nie chciałabyś się stąd wydostać? - zapytała Rose.
- Na razie nie. Póki nie uda mi się osiągnąć mojego celu. Tutaj mam wszystko, co jest mi potrzebne. A co przyniesie przyszłość i gdzie będę za niedługo, o ile przeżyję, nie wie nikt.
- Nie chciałabyś współpracować z nami? - zaproponowała Rose.
- Nie mam zaufania do Graumera. Przecież wiem, że to dla niego pracujecie.
Rose westchnęła ciężko.
- Ja też nie mam, jeśli mam być szczera. Nawet go nie znam. Darren chyba też nie, nie rozmawiałam z nim o tym.
- Darren nie odejdzie od Graumera - Nox spojrzała prosto w oczy Rose.
- Dlaczego?
- Nie powiedział ci? - Nox była wyraźnie zaskoczona. - To Graumer sprawił, ze Darrena przestała gonić policja po tym, jak wymierzył sprawiedliwość w Seattle. A po tym sprawił, że nie czuł absolutnie nic. W zamian za dozgonną wierność. Darren nie jest głupi. Wie, że jeśli teraz się odłączy, to Odin go dojedzie.
- W sumie wspominał coś o tym, że Graumer zrobił coś dla niego w przeszłości. Ale w takim razie go oszukał. Darren ma uczucia.
- Udało ci się je w nim rozbudzić? - uniosła brwi. - Niezły wyczyn. Ale wiesz... - wstała, zabrała z półki marker, po czym wróciła do Rose i napisała jej na nadgarstku ciąg liczb. - Masz do mnie kontakt. Pomyślę o twojej propozycji. Tylko nie mów Darrenowi o tym, że jestem twoją siostrą. Przynajmniej na razie.
- Ma się rozumieć - obiecała.
       Nox założyła swoje piękne loki za ucho i lekko odchyliła zasłonę, żeby zerknąć przez okno. Położyła ręce na biodrach. Wyglądała na zamyśloną. W pewnym momencie zrobiła minę, jakby doznała olśnienia.
- Grałaś kiedyś w szkolnym teatrzyku?
- Dawno temu. Czemu pytasz? - Rose niezbyt wiedziała, o co chodzi jej siostrze.
- Czas odegrać przedstawienie. Masz stąd wyjść, jakbyś przed sekundą uprawiała ze mną seks. I to nie byle jaki.
- Dziwnie mi się wczuć w sytuację ze świadomością, że jesteś moją rodziną - mruknęła.
- Jakoś będziesz musiała. Rozepnij koszulę i opuść spodnie trochę niżej. O, tak jest idealnie! Teraz daj, rozwalę ci trochę warkocz. Mam nadzieję, że nie pracowałaś nad nim zbyt długo.
       Przysiadła obok dziewczyny i zaczęła wyjmować jej z warkocza pojedyncze kosmyki włosów. Następnie roztrzepała całą fryzurę. Popatrzyła na swoje dzieło. Czegoś nadal jej brakowało. Nieoczekiwanie pocałowała Rose w szyję, dzięki czemu na skórze pojawił się rozmazany ślad ciemnoczerwonej szminki.
- No, teraz już całkiem jest świetnie. Teraz ogarnę siebie.
Zarzuciła włosami do przodu, potrzepała głową niczym wokalista zespołu metalowego, starła szminkę praktycznie do końca chusteczką i odpięła stanik.
- Hej, bez przesady! - powiedziała Rose, widząc do czego zmierza Nox.
- No co? - zdziwiła się. - Nie mam się przed kim wstydzić, moje koleżanki z pracy widziały moje cycki milion razy, Darren też, a ty jesteś moja siostrą, więc ciebie to nie rusza. A dzięki temu będziemy bardziej wiarygodne - wyjaśniła i obnażyła swoje kształtne piersi.
- Ech, no dobra. Odsunę regał - rzuciła i zabrała się do pracy.
       Po chwili były gotowe do rozpoczęcia spektaklu. Rose wypiła resztkę whiskey i wychyliła się zza kotary. Za nią podążyła Nox, która odsunęła zasłonę całkowicie. Oparły się o przeciwległe framugi i rzuciły sobie porozumiewawcze spojrzenia.
       Darren już czekał, siedząc na jednej z kanap i oglądając taniec jakiejś rudej prostytutki na rurze. Gdy zauważył Rose, od razu podszedł do niej i wyciągnął portfel z kieszeni. W dalszym ciągu wyglądał na nieco zmieszanego, ale tym razem już się nie czerwienił i nie jąkał. Przynajmniej przez chwilę.
- I jak? Czy panienkę zadowoliły nasze usługi? - zapytała z końca pomieszczenia Carmen.
- Było wybornie - oznajmiła seksownym głosem, zakołysała biodrami i odstawiła szklankę na etażerkę, stojącą tuż przy niej.
- Och tak - Nox przyłączyła się. - Ja również uważam, że było świetnie. Niezła jesteś. Mogłabyś zasilić nasze szeregi.
- Wybacz, Nox. Świat na mnie czeka - przybliżyła się do niej i zawinęła sobie na palec czarny lok. - Prawda, Darren? - spojrzała zmysłowo na Darrena.
- Mhm - przełknął ślinę, starając się nie patrzeć na piersi Rose, które sprawiały wrażenie, jakby zaraz miały wyskoczyć ze stanika. - To ile płacę za nią, Nox?
- A co mi tam. Za taką zabawę dla mnie samej zniżka się należy. Dwadzieścia dolców.
- Świetnie - chciał wsadzić jej banknot do stanika, ale zdał sobie sprawę, że nie ma go na sobie, więc dał jej do ręki i odwrócił się w kierunku wyjścia. - Dzięki jeszcze raz, Astrid.
- Nie ma za co - zachichotała blondynka.
- Tobie również dziękuję - Rose spojrzała głęboko w oczy Nox. - Żegnajcie! Może jeszcze kiedyś tutaj wpadniemy, co, Darren?
- Z pewnością - odparł z przekąsem.
       Wyszli. Na dworze zaczynało się ściemniać. Darren zdalnie wycofał samochodem na ulicę. Rose w przelocie zapięła kilka guzików od koszuli i podciągnęła spodnie. Wsiedli w milczeniu do pojazdu. W połowie drogi Darren w końcu odezwał się.
- Podobało ci się? Tak jakby przejebałem pięćdziesiąt dolców na twoje zachcianki.
- Ech, moja teoria została obalona. Nadal masz muchy w nosie. I na moje zachcianki poszło tylko czterdzieści procent.
- Przykro mi. Gdyby nie twój pomysł, ja też bym tam nie poszedł.
- Widzisz, załatwiam ci rozrywkę.
- Jestem ci taki wdzięczny - odparł z ironią.
- Ale podobało ci się, prawda? - uśmiechnęła się znacząco.
Odwrócił ku niej wzrok i odwzajemnił uśmiech.
- A powiedz mi, któremu mężczyźnie by się nie podobało?

Siedem [ZAWIESZONE]Место, где живут истории. Откройте их для себя