Rozdział 1 - Prawda

41 3 0
                                    

            Słońce powoli wznosiło się nad horyzontem, chociaż było jeszcze bardzo wcześnie. Uliczki oświetlały blade promienie, ale w zaułkach i zakamarkach nadal panowała ciemność. W takich miejscach czasem czaili się tacy ludzie jak on. Uzbrojeni po uszy, tajemniczy, ubrani na czarno, ewentualnie na szaro. Nigdy nie pozwalający się złapać.

            Szedł szedł szybko i bezszelestnie, jak na rasowego szpiega przystało. Zadowolony z kolejnego bezbłędnie wykonanego zadania, wracał do swojego lokum okrężną drogą. Przejście przez centrum było zbyt ryzykowne, roiło się tam od strażników, byli nawet w kanałach. Już raz próbował. Udało mu się jakimś cudem, ale tamtego dnia przysiągł sobie jedno - nigdy więcej.

            Prześlizgnął się między jakimś opuszczonym budynkiem, a czymś w rodzaju kościoła. Nie był pewien, ostatnio w takim miejscu był na swoim ślubie, a od tamtego czasu zbyt wiele rzeczy się zmieniło. W każdym razie wyglądał niewiele lepiej od budynku obok. Najwidoczniej religia nie była najwyższą wartością dla ludzi z tej dzielnicy.

            Przeszedł kilka kroków, chciał skręcić w lewo, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Przejścia strzegło trzech strażników. Wycofał się i schował za rogiem tak, aby widzieć wszystko, a samemu pozostać niewidocznym. Wytężył słuch oraz wzrok. Dawno nie miał sytuacji, w której mógłby się dowiedzieć czegoś przed swoim „pracodawcą".

            Spojrzał na swój lokalizator na prawej ręce, który tylko z pozoru przypominał elektroniczny zegarek. Wyświetlił przed sobą mapę. Pine Street. Zdziwił się. Co mogło się dziać na ulicy o tak prostej i nic nie znaczącej nazwie, w dodatku gdzieś za drugim brzegiem Anacostii? Poza tym nazwa zupełnie nie pasowała. Nie rosła tu ani jedna sosna.

            Strażnicy przeszli kilka metrów w głąb ulicy. Mężczyzna wychylił się bardziej. Szybko skontaktował się z osobą, którą interesowało wszystko, co działo się w mieście.

- Tu Blake. Połącz mnie z Graumerem. Natychmiast.

            Lokalizator zatrzeszczał i zawibrował. Co prawda miał dokładną mapę miasta, pokazującą patrole strażników, zegar, który zgadzał się co do sekundy z lokalnym czasem i dostęp do sieci, ale jakość połączeń pozostawiała wiele do życzenia. Nawet jeśli była to jedynie dodatkowa opcja opracowana specjalnie dla Blake'a żeby mógł się szybciej kontaktować z bazą.

- No, no, powiedz, czego się tam dowiedziałeś, bo nie uwierzę, że dzwonisz do mnie tylko dlatego, że się za mną stęskniłeś - z urządzenia wydobył się doskonale znany mu głos, którego zresztą nie lubił. Zawsze brzmiał tak, jakby kpił ze wszystkiego wokół. - Nie każ mi dłużej czekać, umieram z ciekawości.

- Jakoś nie jestem przekonany - skrzywił się. - Jestem na Pine Street i właśnie widzę maszerującą od strony kamienic armię sprzątaczy. I każdy z nich niesie jedną osobę. Nie wiem czy są martwi, czy tylko tak wyglądają. 

            Graumer roześmiał się, zresztą nie bez powodu. Maszyny nie były używane od czasów wielkiej wojny, więc obraz przedstawiony przez Blake'a wydawał się wyjątkowo niewiarygodny. Poza tym, sprzątacze to była wyjątkowo śmieszna nazwa dla uzbrojonych dwu i pół metrowych monstrum zbierających zwłoki po bitwach. Ale jakoś tak się przyjęło.

- Możesz się śmiać trochę ciszej? Też w to nie mogę uwierzyć.

- Ty nie możesz w to uwierzyć, a ja nie uwierzę, póki nie zobaczę. Swoją drogą, co to w ogóle za zadupie, Pine Street? Gdzie to tak właściwie jest?

- Zerknij na komputer, to się dowiesz - prychnął. - Nic nie robisz, tylko pytasz. Pamiętaj, że płacisz mi za informacje i inne szpiegowskie duperele, nie za lekcje geografii.

Siedem [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now