Part 6.

958 38 5
                                    

                   Czuliście się kiedyś tak beznadziejnie, że zastanawialiście się nad skończeniem swojego marnego życia. Czuliście się tak strasznie samotni jak byście byli sami na świecie pełnym ludzi. Chociaż macie przyjaciół i rodzinę to nie ma dla was znaczenia. Jesteście sami mimo tego, że tak wiele osób próbuje dobić się do waszego świata. Ja czuje się tak właśnie dziś, w dzień w którym straciłam wszystko. Dziś jest dzień w którym jeszcze nie tak dawno runęło mi na głowę niebo. Dziś jest ten dzień w którym straciłam osoby które były mi najbliższe. Dziś jest rocznica śmierci moich rodziców. Najgorsze chyba jest to, że nie mogę iść do nich na grób, że nie mogę opłakiwać ich w miejscu które jest do tego przeznaczone. Tak bardzo bym chciała aby oni tu byli, abym mogła ich przytulić i powiedzieć jak bardzo są mi potrzebni w tym oszalałym świecie. Jak bardzo jest mi potrzebna teraz przerwa, jak bardzo chciała bym na chwilę zniknąć z tego świata. Zamknąć się w swoich własnych czterech ścianach ale świat nie zaczeka. Chciała bym móc być niewidoma, chciała bym nie widzieć tego świata. Przecież im więcej widzimy tym bardziej cierpimy. To uczucie zabija mnie od środka, to uczucie którego nawet nie potrafię opisać. Utrata ich była najgorszą, rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Tak wiele już wycierpiałam i tak często byłam raniona przez osoby które były dla mnie ważne a mimo to dalej nie widzę przyszłości dla siebie bez nich. 

         Podniosłam głowę z mokrej poduszki. Wystarczy już użalania się nad sobą, muszę wstać i żyć dalej. Nie mogę się poddać, oni by tego na pewno nie chcieli. Spojrzałam w lusterko, wyglądałam strasznie jak bym nie spała tydzień. Jest w tym trochę prawdy, od rozmowy z Facundo nie spałam a minęły już cztery dni. Cztery dni które całkowicie wywróciły mój świat do góry nogami. Cztery dni które tak bardzo bolą, że nawet nie potrafię już dziś normalnie oddychać. Cztery dni które odebrały mi wszystko. Wyszłam ostatkiem sił na balkon i usiadłam na zimnych kafelkach. Tak bardzo jak kochałam to robić tak bardzo również tego nienawidziłam. Opuściłam głowę i odetchnęłam głośno, co ja tu do cholery robię o trzeciej w nocy. O trzeciej w nocy, kiedy księżyc świeci na niebie, a gwiazdy łagodnie do mnie mrugają. Cholera dlaczego one muszę być takie idealne. Czy życie nie mogło by brać z nich przykładu. Mówi się, że gdy życie daje ci cytrynę zrób z niej lemoniadę. A co jeżeli jesteś uczulony na tą cytrynę, co jeżeli kiedy ją wypijesz twoje ciało przestanie cię słuchać, a twój umysł będzie żył własnym życiem. Co jeżeli, każdego dnia musisz pić ta obrzydliwą lemoniadę, której tak bardzo nie znosisz. Pewnego dnia chyba sobie po prostu odpuszczasz. Bo co masz zrobić, masz męczyć się z czymś co się nigdy nie zmieni. Mijała minuta za minutą, godzina po godzinie aż nagle usłyszałam dźwięk swojego budzika, jest 6:30. Nawet nie wiem dlaczego mam go ustawionego w sumie nie ma żadnego powody abym wstawała o tak wczesnej porze. 

            Ostatni raz odetchnęłam świeżym powietrzem i weszłam do pokoju. Zabrałam telefon i zeszłam na dół, robiłam to tylko wtedy kiedy wiedziałam, że nie ma go w domu. Nie chciałam aby mnie wiedział w takim stanie, szczególnie dziś w dniu który dla nas obydwoje był szczególnie ciężki. Usiadłam przy wyspie i napiłam się ciepłego kakao, zawsze mama mi je robiła rano przed następnym dniem. Podobno miało sprawić, że dzień będzie lepszy. Teraz pije je tylko raz w roku. Innego dnia nie przejdzie mi przez gardło. Spojrzałam przez okno do którego właśnie dobijało się słońce. Tu w Argentynie było ono tak piękne. Nie potrafiłam opisać nawet uczucia które towarzyszyło mi kiedy na nie patrzyłam. Dlaczego rodzice opuścili tak piękne miasto, może gdybyśmy się nie wyprowadzili dalej by żyli, może nasze życie wyglądało by inaczej.

             Dopiłam kakao i wyszłam z domu, chciałam się przejść, chciałam poczuć ich obecność w porannym wietrze. Ale jedyne co poczułam to zapach spalin, minus życia w mieście. Chociaż nie można porównać tego zapachu do obrzydliwego zapachu Tokio. Powolnym krokiem doszłam do jednego z parków. Przysiadłam na ławeczce obok placu zabaw, była taki pusty, ale co się dziwić byłą dopiero 7:30. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o oparcie ławki. Chciałam zniknąć, chciałam je otworzyć i móc znów być małą dziewczynką którą nie interesowały, żadne problemy. 

Facundo: Co tu robisz?- Podskoczyłam kiedy usłyszałam głos siatkarza. Chłopak siedział obok mnie i mi się przyglądał. Odwróciłam wzrok, nie chciała, żeby widział mnie w takim opłakanym stanie, nie chciałam żeby wiedział, że to przez niego zawalam noce.

Ja: Mogę cię zapytać o to samo.- Chłopak głośno wypuścił powietrze i położył dłoń na moim kolanie. Od razu ją strąciłam, nie mogłam się złamać a kiedy mnie dotykał całe ciepło wracało.

Facundo: Dlaczego taka jesteś?- Milczałam, nie znałam odpowiedzi.- Dlaczego Cami!?

Ja: Taka się już urodziłam, nic na to nie poradzę. A ty dlaczego jesteś takim dupkiem?- Zaśmiał się, on tak po prostu się zaśmiał. 

Facundo: Dupkiem, ja dupkiem. Dupkiem to ty możesz nazwać swojego Sebastian. 

Ja: Nie jest mój.- Broniłam się w sumie nawet nie wiedziałam dlaczego.- Boże kim ja się stałam. Muszę iść.- Spojrzałam na niego i to był chyba największy błąd. Chłopak od razu złapał moją twarz i dokładnie mi się przyglądał. Nie próbowałam się wyrywać, to i tak by nic nie dało miał za dużo siły a może nie chciałam się wyrywać. 

Facundo: Wyglądasz strasznie.- Zaśmiałam się pierwszy raz od paru dni, chociaż to był bardziej śmiech rozpaczy.- Cami co się dzieje? Ktoś cię skrzywdziła.- Pokiwałam przecząco głową.- Zabije gnoja, przyrzekam. 

Ja: Nikt mnie nie skrzywdził.- Powiedziałam przez gardło, ledwo powstrzymując potok kolejnych łez.- Dziś jest rocznica śmierci moich rodziców.- Chłopak się we mnie wpatrywał jak bym powiedziała najbardziej dziwną rzecz na świecie.- Przepraszam cię muszę iść, chcę ten dzień spędzić z bratem. 

Facundo: Przecież Nico wyjechał na trening. Wróci za dwa dni.- Uderzyłam się teraz z otwartej dłoni w myślach w twarz. Jak mogłam o tym zapomnieć.- Zostanę...

Ja: Nie!- Powiedziałam chyba zbyt głośno, bo chłopak aż podskoczył.- Nie trzeba.- Wysiliłam się na lekki uśmiech i wstałam z ławki.

Facundo: Chcę ci pomóc.- Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. 

Ja: Mi się już nie da pomóc.- Pocałowałam chłopaka w policzek i odeszłam tak po prostu go tam zostawiając, zostawiłam go zaskoczonego na środku chodnika. 

Przyjaciel Mojego Brata! /ZakończonaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora