Rozdział XIV

1.2K 275 41
                                    

Mróz gryzł policzki ogrodnika, kiedy ten stał nieruchomo, próbując oswoić się ze słowami lokaja. Panicz Baekhyun zniknął. Automatycznie przypomniał sobie te wszystkie wieczory, kiedy brunet wspominał o ucieczce i miał ochotę dać sobie w twarz za to, że nigdy nie zauważył w tym niczego podejrzanego. Baekhyun od samego początku pragnął zniknąć.

Ignorując wszystkich i wszystko rzucił się biegiem w kierunku stojących u szczytu schodów państwa Oh. Działał pod wpływem impulsu. Nawet nie zastanawiał się nad konsekwencjami swojego postępowania. Liczył się tylko jego delikatny brunet.

- Wiem, gdzie jest Baekhyun.

Nie przejmował się tym, że wymieniając jego imię powinien dodać słowo "panicz". Sztywne zasady przestały się liczyć. Ważny był tylko Baekhyun, który spełnił swoje marzenie o ucieczce w najbardziej mroźną i zdradliwą noc.

- Odejdź - ryknął pan Oh, lecz ton jego głosu nie złamał determinacji Chanyeola.

- Proszę - kontynuował błagalnie ogrodnik. - Dajcie mi konia. Przyprowadzę Baekhyuna do domu.

Pan Oh spojrzał na niego z góry, najwyraźniej gotując się do surowej reprymendy, lecz w tej samej chwili dał się słyszeć cichy głos jego zapłakanej żony.

- Dajmy mu szansę - powiedziała, wpatrując się w męża z niemą prośbą w zaszklonych oczach.

Mężczyzna złagodniał, wpatrując się w kobietę z nutą zwątpienia, po czym znów wlepił spojrzenie w oczekującego na decyzję Chanyeola. Liczyła się każda sekunda. Kto wie, jak daleko mógł już być Baekhyun.

- Proszę - ogrodnik bezgłośnie poruszył ustami.

- Zgoda - twarde, stanowcze słowo uszło z ust pana Oh, zaraz przed tym zawołaniem stajennego.

Chanyeol wyprostował się, patrząc na karego konia, stojącego przed posiadłością. Wiedział, że jest on najszybszym rumakiem w stajni państwa Oh i zrozumiał, jak wielkie nadzieje w nim pokładają.

- Proszę - odezwała się przyszywana matka Baekhyuna. - Proszę, przywieź go całego i zdrowego.

- Przywiozę. Proszę się nie martwić - odparł, nim szybkim krokiem pokonał ośnieżone schodki i wsiadł na grzbiet wierzchowca.

Rzucił ulotne spojrzenie czekającym u szczytu schodów rodzicom oraz pustemu oknu sypialni Baekhyuna, po czym ruszył, pędząc prosto w śnieżną zawieję. Końskie kopyta zwinnie pokonywały ośnieżoną drogę, podczas, gdy ogrodnik starał się dojrzeć cokolwiek w kompletnym mroku, rozpraszanym blaskiem księżyca. Wiatr i śnieg dodatkowo utrudniały mu widzenie, jednak był pewny, że nie wróci do posiadłości, dopóki nie znajdzie swojego panicza.

Baekhyun z pewnością nie spodziewał się po nim takiego zachowania. Chanyeol przypomniał sobie jak wiele razy brunet opowiadał mu o swoich marzeniach dotyczących ucieczki. Wtedy nie brał żadnej z tych opowieści na poważnie. Wątpił w to, aby panicz posuwał się do tak lekkomyślnych czynów.

Myślenie o tym potęgowało poczucie winy. Ogrodnik z całego serca starał się skupić na poszukiwaniach, ale jego myśli mimowolnie krążyły wokół tego, co stałoby się, gdyby nie zignorował zachowań Baekhyuna. Zastanawiał się również, co popchnęło chłopaka do tak okrutnego czynu. Wiedział, że duży wpływ miała na niego wiadomość o aranżowanym małżeństwie. Być może ucieczka panienki Kim również jakoś przyczyniła się do jego pochopnej decyzji. Najbardziej jednak bolała myśl, że panicz zostawił ogrodnika bez pożegnania. Zupełnie, jakby Chanyeol nie zasługiwał na to, by chociaż ostatni raz zobaczyć swojego delikatnego panicza.

Al cuor non si comanda ♫ ChanBaekWhere stories live. Discover now