Rozdział XIII

1.5K 268 114
                                    

Sroga zima nie ustępowała, w przeciwieństwie do choroby Baekhyuna, która po tygodniu kuracji zgodnie z zaleceniami doktora stała się jedynie niemiłym wspomnieniem.

Biegnąc przez śnieżne zaspy, Baek czuł jak jego osłabione ciało zostaje wypełnione nową energią i motywacją. Jego serce uniesione na anielskich skrzydłach miłości rwało prosto w ramiona ogrodnika. Ostatnie dni były przepełnione beztroską i spokojem. Zupełnie nie zwiastowały burzy, która lada chwila miała nadejść.

- Znów nie założyłeś szalika.

- Wiem - cichy głos panicza rozbrzmiewał z nutą niewinnego chichotu. - Zapomniałem o nim.

- Następnym razem go załóż - ciepła dłoń ogrodnika spoczęła na zarumienionym policzku. - Nie chcę, żebyś znów się rozchorował.

- W porządku. Nie zapomnę.

Mały, drewniany dom Chanyeola jak zwykle pełnił funkcję schronienia przed mrozem i śniegiem. To właśnie tam ogrodnik i panicz nieśmiało dzielili pocałunki na powitanie oraz długo rozmawiali pijąc rozgrzewające mleko z miodem. Wspólnie spędzony czas był słodką odskocznią od codzienności, jednak żaden z nich nie przypuszczał, że niedługo ta urocza beztroska stanie się tylko wspomnieniem.

- Chanyeol?

- Tak?

Palce panicza mocniej zacisnęły się na kubku wypełnionym ciepłym mlekiem.

- Nie uważasz, że to w pewien sposób magiczne?

Ogrodnik zmarszczył brwi, dokładając kawałki drewna do ognia płonącego w kominku.

- Nie rozumiem - odparł. - Co jest magiczne?

Baekhyun zawahał się. Ubranie w słowa wszystkich emocji, które mu towarzyszyły było naprawdę trudne. Pomimo tego, że wspólnie poruszali wszystkie tematy, ten jeden, wyjątkowy i tajemniczy, najczęściej był pomijany.

- Ja... kocham naprawdę wiele osób - powiedział panicz, spuszczając wzrok. - Kocham matulę, bo jest moją matką. Kocham ojca, bo jest moim ojcem. Kocham Sehuna, bo jest moim bratem i... kocham ciebie. Ale naprawdę nie wiem, dlaczego cię kocham.

Park Chanyeol drgnął, aby chwilę później uśmiechnąć się, rozczulony szczerością towarzysza.

- Być może ktoś kiedyś napisał o nas powieść, Baekhyun - jego głos był cichy i lekko chrapliwy.

- Powieść?

- Powieść, która napisana była po to, by uświadomić innym czym jest miłość. Uświadomić, że jest jej wiele rodzai. To, że kochasz rodzinę jest normalne. Ja też swoją kochałem. To miłość bezwarunkowa. Ona po prostu była, jest i będzie.

- Więc czym jest nasza miłość?

Park Chanyeol długo zamyślał się, szukając odpowiednich słów.

- Nasza miłość jest inna. Bardziej wyjątkowa i na swój sposób silniejsza. Miłość bezwarunkowa do matki czy ojca rodzi się wraz z tym, jak ty się rodzisz. Jest od samego początku. Nie musisz jej wyznawać na głos, bo i tak wiadomo, że kochasz swoich rodziców, poprzez to, co robisz. Tymczasem nasza miłość... cóż to zupełnie coś innego. Zbudowaliśmy ją od podstaw. Nie czuliśmy jej od początku. Ona powoli rozkwitała w nas obojgu, a kiedy w końcu byliśmy jej pewni, po prostu ją wyznaliśmy. To śmieszne, prawda? Kiedyś byłem tylko okradzionym przez los ogrodnikiem, a ty tylko zagubionym paniczem. Ile wymienionych uśmiechów potrzebowaliśmy, by zrozumieć, że nie jesteśmy sobie obojętni?

***

Wieczór różnił się od poranka. Był smutny i ponury, a Baekhyun powstrzymywał płacz, wsuwając ramiona w rękawy białej koszuli. Elegancki strój był obowiązkowy. Chodziło w końcu o zaręczyny. Właśnie tego wieczora miało miejsce spotkanie, na którym Baekhyun miał oświadczyć się ledwo znanej panience Kim. Oczywiście, nie powiedział o tym terminie Chanyeolowi. Czy ta informacja cokolwiek by zmieniła?

Al cuor non si comanda ♫ ChanBaekWhere stories live. Discover now