Louis

1.2K 119 34
                                    

4 miesiące później.

Lekkie szturchniecie budzi mnie ze snu. Otwieram oczy i napotykam zielone oczy młodej dziewczyny, która towarzyszyła mi przez całą podróż z Nowego Jorku do Londynu. Trochę mnie denerwowała, bo się do mnie zalecała, a ja mam już dość tłumaczenia wszystkim, że jestem gejem.

-Kolego, jesteśmy prawie już na miejscu -jej głos jest spokojny i od razy chce mi się ponownie spać.

-dzięki -mruczę i przeciągam się. Bolą mnie trochę kości. Czy już wspominałem, że nie cierpię latać samolotem? Nie? No to teraz mówię...

-nie odpowiedziałeś na moje pytanie... -odwracam twarz w jej stronę i próbuje sobie przypomnieć o co mnie pytała za nim usnąłem. -pytałam do kogo tak się spieszysz...

-do narzeczonego -posyłam jej delikatny uśmiech, gdy widzę jej minę. Trafiony zatopiony.

-aha... -chce mi się śmiać i już prawie to robię, gdy rozbrzmiewa głos stewardessy, która prosi o zapięcie pasów.

Lądowaliśmy. Nareszcie. Byłem ciekawy jak zareaguje mój ukochany, kiedy mnie zobaczy.

Po godzinie odebrałem już swoje bagaże i odetchnąłem z ulgą. Mogłem się udać się do swojego domku i przytulić Harrego.

Dziś rano zadzwoniłem do niego z wiadomością, że nie dam rady przylecieć na ten weekend, bo coś mi wypadło. Prawda była taka, że ukończyłem zlecenie i mogłem nareszcie wrócić.

Idę przez hale lotniska, wokoło tłum ludzi. Mijam pary, przytulające się do siebie. I zaczynam żałować, że nie ma tu Harrego, który by mnie przywitał.

Mój plan jednak był inny.

Mijam właśnie jakiś sklepik z pamiątkami, gdy mój wzrok padł na dużego misia. Od razu wiedziałem, że muszę go mieć. Harry się ucieszy. Idąc w kierunku taksówki, którą uprzednio zamówiłem, czuję na sobie wzrok przechodzących obok mnie ludzi. Pewnie zastanawiali się co taki facet jak ja robię z tym gigantem pod pachą.

Minąłem płaczącą dziewczynkę, która uparła się, że chce takiego misia i wsiadłem do taksówki.

Wielki misiek leżał mi na kolanach, a ja zastanawiałem się co robi w tej chwili Hazz. Nie odzywał się od momentu, gdy powiedziałem o zmianie planów. No cóż. Hazz i jego fochy.

-jesteśmy już na miejscu -spojrzałem najpierw na taksówkarza, a później na dom. Uśmiechnąłem się, bo to cudowne wreszcie wrócić do domu. Przez te cztery miesiące byłem tu tylko raz. Praca jednak nie pozwalała mi na kursowanie. Z Harry widzieliśmy się dwa tygodnie temu. Biedny się rozchorował i nie miał szans przylecieć do mnie. Pewnie się zalał łzami, gdy się dowiedział, że i w ten weekend się nie zobaczymy.

Zapłaciłem taksówkarzowi i zabrałem swoje rzeczy. Mozolnie wtaszczyłem wszystko do mieszkania, które było dość dziwnie ciche.

Zostawiłem wszystko oprócz misia w korytarzyku i ruszyłem na poszukiwanie mojej księżniczki. Nie znalazłem go ani w salonie, ani w kuchni.

Powoli wszedłem po schodach, drzwi do naszej sypialni były otworzone na oścież. Stanąłem w nich i przyjrzałem się całemu obrazowi. Wszędzie walały się chusteczki. Wystawka kubków zdobiła szafkę nocną. Telefon Harrego leżałem pod łóżkiem. Na laptopie leciał jakiś film, a Harry zagrzebał się w pościeli. Wystawały tylko jego brązowe loki.

Położyłem misia przy drzwiach i wszedłem do środka. Wyłączyłem film i odłożyłem laptopa na podłogę, położyłem się obok niego.

-kochanie -szepczę mu do ucha. Harry lekko się porusza -Harry... -zero reakcji -Harry, idioto! Wynieśli nam pól chaty, a ty sobie śpisz!

(don't) forget me(book 2) •Larry Stylinson☑(Edycja)Where stories live. Discover now