R 9 - plate 7

959 114 22
                                    

Nie patrząc na Zayn'a rzucam się w stronę kartonu. Biorę płytę z numerem siedem i z drżącymi dłońmi wkładam ją w laptopa. Muszę wiedzieć więcej.

Kiedy tylko na ekranie ukazuje się twarz bruneta, na moją wychodzi szeroki uśmiech. Włączam szybko play.

- Zayn, czy to już działa? - Louis marszczy nos i wpatruje się prosto w kamerkę.

- Nie. W tym domu nic nie działa. - Zayn zanosi się śmiechem - to, że nie ma prądu to nie oznaczy, że kamera nie działa, głąbie!

- Chodziło mi o to, czy mogę już mówić, idioto!

- Gadaj ile chcesz - słyszę jak Zayn prycha. - I tak nikt cię nie słucha

- Cześć, Hazz... - uśmiecha się szeroko - Mam nadzieję, że miło ci mija czas. Ja jeszcze niestety trochę choruję. Gardło mnie jeszcze pobolewa, ale jakoś żyję. Do tego jeszcze prądu nie mamy. Zayn chyba rachunków nie zapłacił - zaczyna się śmiać. - Nie będziemy teraz rozmawiać o prądzie i jego braku.

- Ale ja mam prąd. - nagle przed kamerka pojawia się butelka whisky.

- Niall, idź zobacz czy cię nie ma za drzwiami... - słyszę śmiech naszego blond przyjaciela. - Dobra wracajmy do naszej listy. Teraz przed nami punkt siódmy. Może trochę nie na czasie, ale ujdzie. Zabierzmy się więc za nasze wspólne wakacje. Nie wyjeżdżaliśmy praktycznie nigdzie, bo albo ja siedziałem w pracy albo ty. Zazwyczaj tylko weekendami wyjeżdżaliśmy z całą paczką. Najbardziej jednak pamiętam jak wylądowaliśmy nad jeziorem w domku mojej mamy i ojczyma. Wylegiwaliśmy się tam. Mieliśmy akurat wolny tydzień, więc mogliśmy smażyć tyłki do woli. Przed nami były cztery dni tylko we dwoje, bo reszta dokooptowała się do nas w połowie tygodnia. Na nasze szczęście w domku było tyle miejsca, aby pomieścić tą całą zgraję. Wszystko szło bardzo dobrze, aż do momentu gdy pewnego upalnego dnia siedzieliśmy wszyscy na werandzie domku i nagle słyszymy twój przeraźliwy krzyk. Wrzeszczałeś jakby cie obdzierali ze skóry. Wbiegam do domku, przerażony, a ty stoisz na środku kuchni na krześle i wrzeszczysz. Harry wyglądałeś jak obłąkany. Nie wiedziałem co się dzieje. Dopiero po chwili zauważyłem, że obok twojego krzesła stoi biała malutka myszka Juliana. Nawet nie wiedziałem, że boisz się takich stworzonek. Gertruda, bo tak miało to biedactwo na imię, bała się gorzej ciebie niż ty jej. Zayn, który przyszedł za mną złapał to maleństwo w dłonie i udawał, że chce ją zjeść, co jeszcze bardziej wywołało u ciebie krzyk. Krzyczałeś, że jesteśmy nienormalni, a szczególnie Julian, bo przyniósł do domu to coś. Kiedy kładliśmy się spać, pięć razy sprawdzałeś, czy nic nie ma pod łóżkiem , miałem z ciebie ubaw. Hazz naprawdę, nigdy nie pomyślałem, że taki duży chłopiec może bać się maleńkich myszy. - zaczyna się śmiać.

- I pająków! - krzyczy Niall, a ja mam ochotę powtórzyć pytanie, które zadałem jakiś czas temu Zayn'owi. Czy na tych płytach jest jeszcze coś bardziej żenującego?

- A ty się boisz ciemności irlandzki krasnalu... - rzuca Zayn

- W Irlandii nie ma krasnali...

- To jesteś jedyny, ciesz się...

- Nie słuchaj ich. - Lou kreci głową - Lubiłem jak czegoś się bałeś, przynajmniej mogłem cię wtedy przytulać - uśmiecha się delikatnie - To było słodkie, Hazz. Nie ma czego się wstydzić, kochanie. - patrzy z szeroko otwartymi oczami, tak jakby się przestraszył tego co powiedział - Wieczorem następnego dnia postanowiliśmy spędzić trochę czasu sam na sam. Zabraliśmy ze sobą śpiwory i wylądowaliśmy w totalnym buszu po drugiej stronie jeziora. Leżeliśmy i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. To był piękny widok, choć ja nie mogłem odwrócić wzroku od ciebie. Ty byleś w tamtym momencie najpiękniejszy. Tamtej nocy snuliśmy plany na przyszłość, która nigdy nie miała nastąpić. - zwiesił głowę - Obiecałeś Harry, że nigdy mnie nie zostawisz i nie przestaniesz kochać, ale... - patrzy na mnie załzawionymi oczami - Nie mogę do cholery. Nie mogę. Nie dam rady! - wstaje gwałtownie i wybiega. Zayn wybiega za nim strącając kamerkę. Nagle ukazuje mi się twarz Niall'a. Nigdy go nie widziałem smutnego, więc jestem w totalnym szoku, kiedy widzę go bliskiego rozpaczy.

- Odzyskaj pamięć jak najszybciej, Hazz... - wyłącza kamerkę.

Powietrze w moim płucach robi się gęste, nie mogę oddychać. Zaczynam się dusić. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem atak astmy, ale teraz mam go w stu procentach.

Zayn zaczyna przeszukiwać wszystkie szafki szukając mojego inhalatora. Sam nawet nie wiem gdzie jest i czy w ogóle mam go w domu.

Matko, czy ja tu umrę?

Ostatecznie dostaję jakiś woreczek. Wdycham i wydycham powietrze i przestaję odczuwać, że moje życie się ulatnia. Pewne jest to, że dziś nie umrę.

- Boże... - mówię łapczywie łapiąc powietrze. - Dlaczego? - próbuję się nie rozpłakać, ale nie potrafię. Łzy spływają po moich policzkach niczym wodospad. Mogę się oszukiwać i wmawiać sobie, że to przez te duszności. Jednak prawda jest taka, że to nie było to. Ryczę nad swoim życiem. Ubolewam nad tym jak bardzo beznadziejny jestem, jak bardzo beznadziejne życie mam.

Tak bardzo chcę pamiętać osobę, która opowiada mi ze łzami w oczach nasze krótkie życie we dwoje.

- Hazz, wezwać lekarza? - nawet nie zauważam, że Zayn klęczy przede mną.

- Nie, nie trzeba... - próbuję otrzeć łzy.

- Na pewno?

- Tak...

Przepadałem...

Jestem jak kiepski żeglarz, który wybrał się w podróż w nieznane. Dryfuję między jawą a snem.

Nie wiem dokładnie co jest prawdziwe. Sen z którego nie chcę się obudzić, czy jawa, przed która mam lęki.

Nie wiem czym jest moje życie.

Straciłem je trzy lata temu.

Mój statek zatonął, a ja obudziłem się w całkiem innym świecie.

(don't) forget me(book 2) •Larry Stylinson☑(Edycja)Where stories live. Discover now